Olivia
- To nie tak! Ja... ja przecież ja nie wiedziałam... to wszystko miało się potoczyć inaczej.
- Inaczej?! To ty ich zabiłaś! Gdybyś się znowu nie naćpała, oni by dalej żyli! - wykrzykiwał, przez co Isabella wybiegła zapłakana ze szpitalnej sali.
- Chciałam z tym skończyć... wiesz przecież o tym – trzymałam obolałe ręce za plecami, aby nie zauważył siniaków. Poprawiłam apaszkę, żeby ta się nie osunęła i nie ukazała mojej szyi – Chcesz usłyszeć prawdę? Proszę bardzo. Tamtej nocy...
- Nie wierze ci już w ani jedno słowo – przerwał, kręcąc głową, a po jego policzku spłynęła łza – Jak ty możesz patrzeć w lustro po tym wszystkim? – spojrzał na mnie z obrzydzeniem – Szkoda, że to nie ty zginęłaś zamiast nich.
- Twierdzisz, że ja tego nie chciałam? Myślę o tym dzień w dzień! Nienawidzę się za to, ale muszę żyć. Żyć, żeby cierpieć, bo śmierć byłaby za prostym rozwiązaniem... zbyt łagodnym.
Peter zastygnął w miejscu, widocznie zdziwiony moimi słowami. Widziałam, że nie wiedział, co powiedzieć, ani jak zareagować na to co usłyszał. Po chwili wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą. Wraz z trzaskiem drzwi, kolejna fala łez zalała moje policzki. Wiedziałam, że nie myślał tego, co mówił, tylko w ten sposób próbował mnie skrzywdzić. Nie wiedział, że największe katusze przeżywałam widząc jego oczy. Te niegdyś piękne, wielkie, niebieskie oczy, tętniące życiem, teraz przepełnione nie tylko gniewem, ale i smutkiem. Smutkiem osieroconego chłopca.
Po chwili – a raczej tylko mi się tak wydawało – otworzyłam oczy, czując okropny ból szyi. Uniosłam głowę, która zwisała za łóżkiem, tak samo jak lewa noga. Kiedy się podniosłam, okazało się, że na zewnątrz było już jasno, a ja przespałam całą noc. Spojrzałam w bok i ujrzałam niską, szczupłą dziewczynę, układającą książki na jednej z szafek. Miała blond kucyk, czarną koszule i tego samego koloru obcisłe jeansy. Jej szyję ozdabiały białe perły, które pasowały do baletek tego samego koloru. Przetarłam oczy i wetchnęłam ciężko, starając się wyprzeć z głowy wspomnienie, które pojawiło się w moim śnie. Miałam nadzieję, że koszmary nie będą mnie męczyć zdała od miejsca, w którym to wszystko się zaczęło, a jednak. Jeśli wyprowadzka do innego miasta i zmiana otoczenia w żaden sposób nie wpłynęły pozytywnie na to co się ze mną działo, to co mogło? Chciałam wierzyć, że kiedy zaaklimatyzuje się na uczelni, to wszystko minie. Miałam nadzieję, że to tylko kwestia czasu i że mój mózg potrzebuje kilku dni, żeby przyswoić informację o nowym otoczeniu, co sprawi, że nieco odetnę się od przeszłości, która przestanie mnie nękać we snach.
- O wstałaś – dziewczyna powiedziała radośnie – Już dochodzi jedenasta – poprawiła okulary, po czym do mnie podeszła. – Cześć, jestem Caroline Taylor, biotechnologia, trzeci rok. – powiedziała z dumą i ścisnęła moją dłoń – To studenckie życie – westchnęła, jakby z nostalgią – w twoim wieku też byłam niewyżyta i myślałam jedynie o imprezach.
- Ale ja wczoraj nigdzie nie byłam – powiedziałam z lekkim uśmiechem., powstrzymując się od przypomnienia jej, że była ode mnie zaledwie rok starsza.
- Oczywiście, że nie – dziewczyna karykaturalnie przymrużyła jedno oko, po czym udała, że zamyka usta na zamek i wyrzuca klucz. – A! Jedna prośba – odwróciła się w moją stronę i podniosła palec wskazujący do góry – Nie sprowadzaj tu żadnych mężczyzn. Skarpetka na klamce nie jest w moim stylu. Jakbyś wychodziła na domówki w ciągu tygodnia, to prosiłabym cię żebyś wracała o przyzwoitej porze albo następnego dnia. Mam lekki sen i łatwo mnie obudzić, a w przeciwieństwie do niektórych, mi naprawdę zależy na tych studiach. Jestem tu, żeby się uczyć.
![](https://img.wattpad.com/cover/343919087-288-k14339.jpg)
CZYTASZ
Ostatni zachód słońca [ZOSTANIE WYDANE]
Teen FictionNazwanie go narkotykiem wydawało się najbardziej trafnym spostrzeżeniem, jakie kiedykolwiek zaistniało w mojej głowie. Jego słowa wbijały się w moją skórę jak igły, ukłucia, których nie potrzebowałam i których już nie chciałam. Wiedziałam, że kolejn...