4. Niebieskie oczy.

398 12 3
                                    

Alora

Leżę bez ruchu z zamkniętymi oczami, a pod nimi tworzy się okropny obraz z wypadku. Usilnie próbuje się wybudzić, ale nic takiego się nie dzieje ciało również ani drgnie.

Zimna droga wbija mi się w plecy, a klatka piersiowa znowu pieczę.

Szamotam się w łóżku, by się obudzić, ale na marne.

Ciepło ogarnia moje policzki, a z oczu zaczynają wylewać się łzy.

Następnie co widzę to tylko krew. Krew wszędzie jest krew.

I te niebieskie oczy. Niebieskie oczy, które tak cholernie uwielbiam.

Victor próbuje złapać mnie za rękę w jego oczach płynie ból, a to sprawia, że moje oczy robią się jeszcze bardziej mokre.

I kiedy już myślę, że mój koszmar na tym się zakończy, bo zawsze tak się kończył. To dzisiaj moja głowa przesyła mi nowy obraz.

Już nie leżę koło Victora teraz byłam sama, a jego postać patrzyła na mnie z góry z nienawiścią w oczach.

Wyrywam się gwałtownie, kiedy moje ciało znowu umożliwia mi poruszenie się i oczy które mogłam otworzyć. Biorę gwałtowne oddechy, przyciągając kolana do klatki piersiowej, a wtedy szloch wstrząsnął moim ciałem. Żałuję, że całkowicie o tym zapomniałam i położyłam się spać, ale tak bardzo byłam zmęczona.

Siedzie chwilę bez ruchu później bez zastanawiania sięgam po telefon ekran się rozświetla, pokazując godzinę czwartą dwadzieścia naprawdę nie chciałam budzić moje mamy, ale teraz jej potrzebowałam, dlatego bez żadnego wąchanie pisze do niej wiadomości o treści, czy może do mnie przyjść.

Mija kilka minut ciche skrzypienie drzwi otacza panującą ciszę w pokoju, a przez nie wchodzi blondynka ubrana w krótkie spodenki i koszulkę.

Przybliża, nie mówiąc nic tylko zgarnia mnie do uścisku i całuję w czubek głowy.

Nie potrzebowałam rozmowy potrzebowałam tylko ciepła swojej mamy, a ona jak najbardziej mi je oddawała nie wiem, ile tak siedzieliśmy, ale jak najbardziej mi to odpowiadało.

– W porządku? – Pyta zielonooka i delikatnie się odsuwa – koszmary znowu?

Kiwam głową, ale nic nie mówię, bo nie chce jej martwić już i tak wyciągnęłam ją z łóżka o czwartej rano.

– Martwię się wiesz? – Znowu mnie przyciąga do siebie. – Jak długo je masz, przestałaś chodzić na terapię myślałam, że już wszystko dobrze. – w jej głosie było słychać smutek.

– Nie chce o tym rozmawiać. – zbywam ją lekko mając nadzieję, że zrozumie. – możesz ze mną zostać? – pytam cicho.

Rodzicielka kiwa głową posyła w moją stronę uśmiech, a następnie kładziemy się do łóżka. Wtulam się w moją mamę bardzo mocno osłaniając odrażające obrazy w moje głowie tak bym mogła zasnąć.

***
Mimo że był ktoś bliski obok mnie, to i tak nie zmrużyłam oka jedynie udawałam, gdy moja mama opuściła pomieszczenie.

Zaraz po tym wstałam, udałam się do łazienki, a potem zaczęłam rozpakowywanie, bo wczoraj tego nie zrobiłam.

Oczywiście nie obyło, by się to bez Ambrose, który komentował ubrania, które zabrałam ze sobą.

– Gdzie masz sukienki? Przecież to ci zakrywa wszystko. – burknął, przerzucając mi kolarki na dugą stronę pokoju.

– Możesz mi nie rzucać ubraniami, a poza tym nie lubię sukienek. – podniosłam spodenki z podłogi.

– Ta? Nie lubisz sukienek, czy tylko bierzesz takie rzeczy, żeby zakrywają ci udo oraz część między cyckami? – trafił w sedno.

Cóż, po wypadku te dwie części znienawidziłam.

– Przestań. Idź rozpakuj swoje rzeczy. – mówię.

– Rozpakowałem się. – odpowiada lekko.

– wrzuciłeś je do szafy jak popadnie? – parsknęłam.

– Ale się rozpakowałem. – wyszczerzył się ukazując swoje ząbki.

Oboje się zaśmialiśmy, a po tym drzwi do pokoju otwórz się z impetem niemal, nie uderzając o ścianę. Ukazały nam się dwa siedmiolatki co biegną w naszą stronę.

Wskoczyli na mnie tak mocno, że się razem z nimi przewróciłam.

— Rara tęskniliśmy. – wykrzyczeli.

Zaśmiałam się. I naprawdę za nimi tęskniłam.
Po kilku minutach się ode mnie oderwali i przyczepili do Wooda.

– A gdzie zgubiliście sol? – pytam pośpiesznie, przypominając sobie, że od wczoraj do dzisiaj nie widziałam białej psiny z czarnymi plamkami.

– Siedzi cały czas w pokoju Victora i nawet nie pozwala nam się z nim bawić. – Mencya marszczy brwi gniewnie, chociaż jej to nie wychodzi, bo wygląda przy tym uroczo.

– Zabrał wam psa? – pytam zdziwiona.

– po części to jego pies i chyba twój... bo znaleźliście go, ale tak.

Znaleźliśmy go podczas naszej schadzki po plaży z Victorem. Nazwaliśmy go sol z hiszpańskiego to słońce i nie wiem, dlaczego chłopak wybrał takie imię dla psa. Wywiesiliśmy też ogłoszenia, gdyby ktoś go szukał, ale niestety minęło wtedy ponad kilka tygodni i nikt nie zadzwonił ani po niego się nie zjawił, dlatego został z Torresami. Ale, jak widać, ktoś sobie go przywłaszczył.

– W prządku później się tym zajmę. – cóż, przynajmniej wejdę do jego pokoju.

Chłopiec i dziewczynka przytaknęli, a następnie opuścili mój pokoju, a my razem z Rosem postanowiliśmy wyjść na miasto, żeby nie siedzieć w domu może zgarniemy jeszcze Brielle, bo Zayn podobno cały czas przesiaduje z Victorem. I niby fajne, że się dokładają podobno planują razem iść na studia tutaj w Hiszpanii, a co za tym idzie, że Brie też będzie tu chodzić. I będzie ich brakować.

A druga sprawa to to, że też bym chciała spędzać czas z Victorem, tak jak mój brat. Tylko że z niewiadomych powód mnie unika.

Oddałabym wszystko, by znaleźć się tu po raz pierwszy. Teraz byłam sama, ponieważ szykowałam się do wyjścia. Dlatego też zerkam w duże okno, a w mojej głowie pojawia się przyjemny obraz z pierwszego przyjazdu tutaj.

Dwa lata temu.

Właśnie wjeżdżam na wielki podjazd otoczony drzewami, za którymi chowa się wielki biały domu.

Chyba znalazłam się w pałacu Chryste.

Przez przeszklone drzwi wychodzi kobieta zapewne Carmen biegnie prosto w objęcia mamy.

Za nią dwójka dzieci są do sobie bardzo podobni co sugeruje, że są bliźniakami.

A następnie Zayn, który wita się z jakimś chłopakiem.

Podchodzę bliżej i staje koło brata bo wypada się przywitać. Podnoszę głowę, a moje oczy napotykają inne tęczówki.

Tęczówki, które miały taki piękny odcień niebieskiego. Skrywało w nich się trochę zimnego odcienia i tego ciepłego co dodawało uroku hipnotyzacji, a ja w każdym bądź razem w nią wpadłam.

To chyba moje ulubione oczy.

– Cześć Victor. – przedstawia się podając mi rękę.

– Alora. – odpowiadam.

Gdyby ktoś mi powiedział, że nie ma takiego czegoś, jak uwielbienie od pierwszego spotkania z pewnością pokazałabym mu właśnie Victora.

bookfeelings

Twitter(x): bookfeelings

Waiting For You Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz