Rozdział 24

47 9 7
                                    

Ava

Pakowałem ostatnie pudełka do wyprowadzki, podpisując je odpowiednio. Zajęło to dłużej niż myślałem. Znaczy... Szczerze? Nie dziwie się ile zajęło mi pakowanie, patrząc na to ile rzeczy się dzieje ostatnio.

Dalej przed oczami mam ciało Darcy w wannie, czasem nawet słyszałem chrupnięcie wyłamanej kości w łokciu Very. Za każdy razem ciarki mnie przechodziły i robiło mi się słabo.

Od razu po całej akcji z Willem poszliśmy do szpitala. Pamiętam spojrzenia wszystkich lekarzy, którzy nie wiedzieli nawet od jakich pytań zacząć, biorąc Verę na operację.

"Co się stało?" Padało główne pytanie, na które ustaliliśmy z Verą jedną odpowiedź. Jedna historia, która nie wpakowałaby nas w większe problemy, niż już mamy.

"Znajomy założył się z Verą, że nie ma psychy wytrzymać przecinania ręki piłą do drewna" odpowiadałem za każdym razem "Vera bardzo lubi zakłady, więc się zgodziła".

Lekarze więcej pytań po takiej odpowiedzi nie zadawali. Komentowali to tylko niezadowolonymi tekstami w stylu "cholerne dzieciaki" czy "młodzież...".

Pitagoras przyjechał do szpitala jak najszybciej mógł, zasypał Verę od razu pytaniami, miłością i zmartwieniem, kładąc dłonie na jej policzkach, pytając o jedną rzecz nawet kilka razy. Vera odpowiadała mu cierpliwie na każde pytanie, nie ważne ile razy musiała powtarzać odpowiedź.

"Znajdziemy ci protezę, będziesz mogła żyć znowu normalnie" obiecywał Pitagoras, patrząc na kikuta dziewczyny "Powinni robić je w twoim odcieniu skóry, prawda?"

"Tata, nie chcę takiej zwykłej protezy" trzymała za dłoń Pitagorasa "Chcę taką najprostszą, najlepiej czarną, a jeszcze lepiej jak będzie wyglądać jak ręka robota".

"Ręka robota? Jesteś pewna? To nie problem znaleźć inne protezy, naprawdę skarbie"

"Ręka robota" potwierdzała Vera, uspokajając zmartwionego ojca "Wtedy będę mogła dosłownie dać ci pomocną dłoń"

Pitagoras parsknął wtedy śmiechem, a ja podziwiałem Verę która zatrzymała swój humor pomimo tak okropnych przeżyć poprzedniej nocy. Chociaż patrząc z dnia teraźniejszego to przedtygodniowej nocy.

Tydzień od śmierci Darcy. Tydzień od kiedy Vera przystosowuje się do swojej nowej protezy.

Nie zliczę ile razy już oberwałem metalową ręką w głowę, bo moja przyjaciółka rzuciła nią we mnie, oferując pomocną dłoń. Czasami rzeczywiście odczepiana ręką się przydawała w codziennych czynnościach, jednak bardzo często widziałem że pomimo świetnej zabawy protezą, Vera przeżywa to wszystko pod żartami.

Trudno jest się jej przyzwyczaić do braku całej ręki. Musiała zrezygnować z wielu swoich największych zainteresowań, które kochała całym sercem. Między innymi z gry na pianinie.

Oczywiście, może grać jedną ręką, ale nie jest to dla niej to samo co zwykle. To tydzień. To dopiero tydzień, a Vera już tęskni za wieloma rzeczami, co ukrywa za kolejnym żartem o rękach.

Wracając do dzisiejszego dnia i niekończącej się historii z pakowaniem. Postawiłem ostatnie pudełko przy drzwiach, patrząc na to dziwnie puste mieszkanie z którym łączy się tak wiele wspomnień.

Chciałem nawet nagrać na swoją kamerę to, że się w końcu wyprowadzam, że zaczynam dorosłe życie po studiach i... Że Theo dalej nie ma w moim życiu.

Pokręciłem głową, odrzucając myśl i zastanawiając się które pudełko wziąć jako pierwsze do samochodu. Przejechałem dłonią po swoich włosach, zakładając grzywkę za ucho.

"Połączył nas fanfik" AO3 x WattpadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz