4 | Nie chciałem go zranić

66 11 16
                                    

Tobio się rozchorował i nie przyszedł do szkoły. Sam nie wiedział czy naprawdę złapało go jakieś choróbsko czy nie chciał spotkania z Shōyō. Po prostu czuł się gównianie na tyle, że jego mama poleciła mu zostać w domu.

Wrócił do szkoły po tygodniu. W jego głowie wciąż żyło wspomnienie rozmowy z Hinatą. To był ostatni raz kiedy się widzieli. Odkąd się poznali nigdy nie spędzili tyle czasu nie widząc się i nie rozmawiając.

Stał przed drzwiami do sali gimnastycznej. Połowa stycznia, a on był w spodenkach i koszulce na krótki rękaw. Przez moment przeszło mu przez myśl, że może powinien tak zostać i znowu się rozchorować. Jednak ostatecznie wyrzucił z głowy tę myśl.

Jakkolwiek nie byłoby straszne spotkanie z Shōyō — musiało nadejść.

Wziął głęboki wdech jakby miał dać nura pod wodę i wszedł do środka. Uderzył w niego zaduch i zapach potu. Stęsknił się za tym uczuciem. Czuł jakby atmosfera sali gimnastycznej otulała go. To był jednych z powodów, przez które tak uwielbiał treningi.

— Kageyama! — pisnęła Yachi.

Blondynka zamarła. Kosz z piłkami, który wiozła na drugą stronę hali zatrzymał się z piskiem. Ktoś powinien naoliwić te kółka.

— Cześć — mruknął Tobio.

Gdy podniósł wzrok okazało się, że nie tylko Hitoka zastygła w miejscu. Wszyscy obecni w sali porzucili swoje zajęcia i wpatrywali się w jego twarz. Kageyama zmrużył oczy i przeskanował pomieszczenie. Z zaskoczeniem stwierdził, że nie widzi Hinaty.

Starając się zignorować gęstą atmosferę poszedł na bok aby się rozgrzać. Ukradkiem zerknął w stronę reszty. Podążyli za nim wzrokiem. Tadashi pociągnął Tsukishimę za koszulkę i szepnął mu coś do ucha. Blondyn zmarszczył brwi przez to co usłyszał.

Tobio miał wrażenie jakby to trwało wieki, ale w końcu każdy wrócił do swojego poprzedniego zajęcia. Mimo to miał wrażenie jakby wnętrze sali gimnastycznej naprawdę zrobiło się jakieś ciaśniejsze. Już go nie otulało ciepłym powietrzem. Powoli zaczynało go dusić.

・ 。゚☆: .☽ . :☆゚.

Weszli do pokoju klubowego. Kageyama nie został tym razem dłużej na treningu. Nie miał ochoty. To za bardzo kojarzyło mu się z Hinatą, a myśl jak bardzo go zranił sprawiała, że sam odczuwał straszny żal. Ostatnio w sumie czuł tylko to poza straszną pustką.

Gdy tak myślał o Hinacie, zaczął się zastanawiać czemu go nie ma. Martwił się. Może nie byli teraz w najlepszych stosunkach, ale wciąż mu na nim zależało. Dlatego postanowił zapytać.

— W dupie — odparł Tsukishima.

Kageyama wywrócił oczami.

— Zamknij się, jak nie masz nic do powiedzenia — odburknął.

Blondyn prychnął.

— Serio się pytam. To dziwne, że go nie ma — powiedział, ale czuł jakby nikt go nie słuchał. — Tanaka-san? Wiesz coś?

Ryū zacisnął szczękę. Przełożył koszulkę przez głowę i powoli odwrócił się w stronę Kageyamy. Wypuścił powietrze z płuc jakby był mocno zmęczony i zirytowany. Nie powiedział nic.

— Nie wierzę, że Król jest taki nieczuły — powiedział Tsukishima. — To debilizm czy naprawdę jesteś kutasem?

Kageyama z początku miał ochotę skulić się w sobie i jak najszybciej wyjść, ale nie pozwolił sobie na to. Nigdy nie dał wejść Tsukishimie na swoją głowę. Nie planował tego zmieniać.

Aromat | Kageyama TobioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz