Rozdział 1

76 2 2
                                    

Leżałam wygodnie w swoim łóżku i przeglądałam instagrama. Nic nowego tam nie znalazłam. Tylko nową recenzje książki. To był nudny dzień, wstałam, zjadłam śniadanie i wróciłam do łóżka. Wieczorem około 20 moja przyjaciółka Madison napisała na naszej grupie, którą miałam z innymi przyjaciółkami, Sofiom i Emmą, napisała czy chcemy wybrać się z nią na koncert Harry'ego Style'sa. Wszystkie się zgodziłyśmy. Szybko zeszłam do kuchni zjadłam kolację i poszłam do siebie
się szykować.
*
Gdy, się wyszykowałam, pożegnałam Bruno'ego i moich rodziców. Przed domem czekała na mnie już Madison z resztą moich przyjaciółek.
— Hej — powiedziałam gdy otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
— Hej — wszystkie odparły w tym samym czasie.
— Słuchaj bo jest sprawa — oho, pomyślałam. Madison zawsze miała jakieś ,,sprawy" i często były one związane z tym że poznała nowego chłopaka lub musi pochwalić się nowym kosmetykiem lub ubraniem.
— Bo przed koncertem trzeba sobie kupić jedzenie, ale jest bardzo drogie. I nie mamy wyboru, więc musimy pojechać do supermarketu. A wiesz co to oznacza...? — zapytała, ale nie odpowiadałam, bo doskonale znałam odpowiedź na jej pytanie.
— Koncert jest dopiero o 22 wiec mamy sporo czasu.
— CO?! — wykrzyczałam, chciałam się wyszykować aby ładnie wyglądać ale Madison napisała że zaraz będzie i wyglądałam jakbym dopiero co wstała.
— Wyglądam okropnie, nie zdążyłam się wyszykować bo ty napisałaś, że zaraz będziesz. Co my będziemy robić? Powinnam teraz być w pokoju i się malować lub kręcić loki.
— Spokojnie, specjalnie kazałam ci być wcześniej bo jedziemy do stylistki, makijażystki, fryzjerki oraz do spa.
— No dobra. — odparłem lekko zadowolona.
— A co będziemy mieć na sobie? - zapytałam zaciekawiona.
— Stylistki dowiędzą się co na koncercie będzie miał na sobie  Harry Style i będziemy mieć z nim matching.
Wszystkie wybuchłyśmy śmiechem.
— No co? Może zaprosi nas na scenę.
— Dobra dobra, lepiej już jedź. Już 20.30 a za 15 minut mamy być u tej stylistki.
*
Gdy dojechałyśmy pod sale, gdzie miał odbyć się koncert Harry'ego, Emma poprosiła nas abyśmy ustawiły się do zdjęcia, Emma kocha robić zdjęcia. Weszłyśmy do sali i był wielki tłok. Ludzie chodzili w tą i z powrotem. Jeszcze chwila i byśmy się spóźniły na koncert.
Koncert trwał 2,5 godziny, Harry zaprosił nas pod koniec koncertu na scenę i zaśpiewałyśmy z nim ,, As It Was". Świetnie się bawiłyśmy. Po koncercie jeszcze czekałyśmy w kolejce po zdjęcie z Harrym ale długo nie czekałyśmy bo Harry chciał najpierw z nami i szybko poszło. Sofia jeszcze chciała nagrać pare tik toków z nami i Harrym. Gdy nagrywała z Harrym ostatnie tik toki ja poszłam dokupić sobie picie.
Gdy kupiłam chciałam wracać do dziewczyn ale się zgubiłam.
— Brawo Marley, jakbyś nie wiedziała że się zgubisz, przecież to twoja tradycja od dziecka. — mówiłam sobie w myślach. Jak byłam mała zawsze gubiłam się po galerii, sklepach, czy nawet hotelach. Rodzice musieli cały czas mnie pilnować i na ich miejscu założyłabym sobie kajdanki na ręce i przykuła do ściany. Moi rodzice mówią, że nawet nie pamiętają czy kiedykolwiek usiadłam na tyłku, oprócz czekania na obiad lub spania.
Chodziłam tak z 10 minut i nagle wpadłam na jakiegoś chłopaka i rozlałam swoją colę.
— Och, przepraszam. Nie zauważyłam cię, za dużo tu ludzi. — oblałem mu biały t-shirt, colą. Niesamowicie.
— Spoko nic się nie stało, to tylko bluzka. Odkupić ci tą colę? — zapytał.
— To chyba bardziej ja powinnam się ciebie zapytać czy nie odkupić ci czasem tej bluzki.
— Spoko, nie musisz. — zauważyłam, że typ cały czas mówi słowo ,,spoko". Chyba jest od tego uzależniony.
— Nie no, nie szkoda mi pieniędzy na bluzki, całą szafę mam w bluzkach. Uwielbiam na to tracić pieniądze.
— Naprawdę nie musisz, ja za to mam całą szafę w takich białych t-shirtach.
Po czym poszedł do pierwszej budki i kupił mi dwie colę.
— Proszę. — powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Miał brązowe oczy i kasztanowe włosy które miał roztrzepane.
— Dzięki, nie trzeba było.
— Mam takie pytanie, jak masz na imię? Gadamy ze sobą już tak z pół godziny a nawet nie znamy swoich imion.
— Marley — odpowiedziałam — Marley Rey.
— Piękne imię.
— Dziękuje.
— Tylko nie pasuje mi nazwisko.
— Co czemu? — zapytałam zaciekawiona.
— Ja nazywam się Jayden Moondeal.
— Też ładne imię.
— A odpowiesz na moje pytanie zadane wcześniej?
Zauważyłam, że Jayden lubi zmieniać szybko temat.
— A No tak.
— A więc, nie pasuje mi twoje nazwisko ponieważ ładniejsze byłoby Moondeal.
Rozbawił mnie tym. Uśmiechnął się szeroko ale po chwili za nim pojawiła się jakaś kobieta.
— Uuuu, braciszku wątpię, że ci się to uda.
Po drugim słowie zauważyłam, że to jego siostra. Miała lokowane blond włosy, obok jej niebieskich oczu wystawała czarna kreska, zrobiona eyeliner'em.
Na sobie miała sukienkę za kolana i bardzo się błyszczała w kolorze srebrnym.
— Ty zawsze musisz mi przerywać w rozmowach. Zawsze.
— No sorry ale to moje zadanie.
— Jakie zadanie?
— Po prostu nie masz u niej szans.
— Jest za ładna na ciebie.
— Aha.
— Nie wiem czy ci wspominał o mnie ale jestem Ava Moondeal.
— Nie wspominał. Ale miło mi cię poznać.
— Marley Rey — Jayden wskazał na mnie brodą.
—  Miło mi cię poznać, Marley.
— Moja siostra ma 24 lata. Ja 19.
— O ja też mam 19.
Nagle zadzwonił mi telefon. Dzwoniła moja mama. Nie wiedziałam o co chodzi, więc odebrałam.
— Przepraszam was na chwile.
Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam swój telefon do prawego ucha.
— Halo? — zapytałam.
— MARLEY — krzyknęła moja matka.
— Co się stało?
— Mamo!
— MAMO!
—  Bo Bruno...
Gdy, usłyszałam Bruno, serce miałam już przy gardle.
— Co się z nim stało?!
— Gdy, wyszłam na podwórko wypuściłem go, biegał tak z 15 minut i nagle zniknął za krzakami. Usłyszałam jak pisnął i że jakiś samochód szybko odjechał.
Wiedziałam, już coś się stało.
— Czy on... został... — bałam powiedzieć się tego słowa.
— Potrącony...?
— Niestety tak.
Łzy zaczęły mi lecieć jak wodospad. Szybko poszłam gdzieś na bok kucnąć, i się uspokoić, ale mi się to nie udało.
— Nie żyje?
— Jeszcze żyje.
Uspokoiłam się. Jak się wtedy ucieszyłam.
— Uff... na szczęście.
— Ale musisz szybko przyjechać bo ojciec pojechał do sklepu i nie odbiera bo zostawił telefon, a mój samochód jest w naprawie.
— Dobrze mamo już jadę!
Wstałam i szybko zaczęłam iść.
— Hej! Marley! Poczekaj!
Usłyszałam za sobą głos Jayden'a i się szybko obróciłam ale i tak szłam.
— Mogę pojechać z tobą?
Kiwnęła energicznie głową.
   Gdy, dotarliśmy na parking, powiedziałam mamie, że już jadę. Zapomniałam, że przyjechałam tu samochodem z dziewczynami więc napisałam do nich gdzie są.
— Ej, gdzie wy.
— My u Emmy — odpowiedziała Sofia.
— No nie.
— O co chodzi?
— Marley?
Nie odpowiedziałam im i powiedziałam do Jayden'a.
— Idziemy pieszo.
— Co?
— Idziemy pieszo — powtórzyłam.
— Co nie masz samochodu.
— No nie. Przyjechałam tu z przyjaciółkami, które już sobie pojechały.
— To chodź za mną. Pojedziemy moim.
Poszłam za nim i wsiadliśmy do jego czarnej tessli.
— Tu masz adres. — pokazałam mu na moim telefonie.
— Dzięki, księżniczko.
— Księżniczko? — zapytałam, ale on w tym czasie dał mi kartkę ze swoim numerem telefonu.
— Nie chce cię zgubić, jak Kopciuszek pantofelka.
Uśmiechnęłam się. Było to słodkie.
   Jechaliśmy przez bardzo stromą górę. Nagle wpadliśmy w poślizg. Nic nie pamiętam. Jedynie brązowe oczy Jayden'a.

It If ExistedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz