Rozdział 2

69 2 2
                                    

   Obudziłam się, w szpitalu. Zobaczyłam obok mnie Jayden'a.
— Cześć słonko.
Że co. Cały czas wymyśla jakieś ksywy.
— Hej...
— Jak tam — zapytał.
— Dobrze.
Przypomniało mi się co w poprzedni wieczór stało się z Bruno.
— Co się stało z Bruno?
— Spokojnie, jak będziesz po badaniach malutka, to wszystko ci opowiem.
Malutka? Słonko? Księżniczko?
— No dobra...
Wydaje mi się, że Jayden to taki podrywacz. W tym momencie do pokoju weszła pielęgniarka.
— Zapraszam ze sobą panią Marley Rey.
— Już idę.
Za sobą jedynie co usłyszałam to:
— Powodzenia misiu.
Misiu? Nie no, on mnie podrywa na bank.
                                                  *
   Gdy weszłam do sali pielęgniarka kazała usiąść mi na łóżku i na nią czekać. Po mojej prawej leżał jakiś chłopak. Miał blond włosy, które były bardzo pokręcone, oczy koloru zielonego, i był cały w siniakach.
— Hej — powiedział i uśmiechnął się w krpiącym uśmieszku.
— Hej... — odparłam.
— Jestem Levi Cashner. — przedstawił się.
— Ja Marley Rey.
— Cudne imię.
— Twoje też — wcale nie. Wolałabym, żeby był przy mnie Jayden. Już się do niego przyzwyczaiłam. Wydaje się przyjazny i miły. A Levi nie za bardzo.
— Podasz mi swój numer telefonu? — zapytał.
— Nie, po co ci?
— Chce się poznać.
— Nie.
— Dlaczego?
— Nie zbliżam się do przedszkola.
— Hahaha, zabawna jesteś.
Moja mina ani drgnęła. Wydaje się dziwny. A nawet jest.
— No ale dlaczego nie chcesz się poznać?
— Mam chłopaka. — wcale nie mam, nie wiem o co mi chodzi, ale nie miałam chyba innego wyboru.
— To zaraz nie będziesz miała — uśmiechnął się.
— Niby dlaczego?! — wkurza mnie już, chce stąd wyjść, zobaczyć Jayden'a i wpaść mu w ramiona.
— Bo ja nim będę — uśmiechnął się szeroko, a ja wstałam i podzeszłam do pielęgniarki.
— Kiedy pani zacznie te badania?
— Za chwilę, proszę iść się położyć.
Nerwy mi już nie wytrzymały i wróciłam się. Nie chciałam robić wielkiego show przed całym szpitalem.
— Ej, ej młoda nie wkurzaj się.
No i już mnie wkurzył. On stał przed łóżkiem a ja przed nim. Popchałam go do tylu i uderzył głową i róg łóżka. Szybko położyłam się i udawałam, że nie wiem co się stało.
   Lekarze zabrali Levi'ego a pielęgniarki stały nade mną.
— Proszę się teraz nie ruszać, damy pani znieczulenie.
— Dobrze.
Podali mi znieczulenie i usłyszałam, że idziemy do sali gdzie odbędzie się operacja.
                                                *
Po operacji przed wyjściem ze szpitala zobaczyłam Jayden'a. Wpadłam mu w ramiona.
— Jak tam? — zapytał.
— Było dobrze.
— Miałem taki plan, że pojedziemy najpierw coś zjeść, w parku opowiem ci co się stało po wypadku, i odwiozę cię do domu.
Pokiwałam energicznie głową i poszliśmy do jego samochodu.
   Pojechaliśmy do pizzeri, i Jayden pozwolił mi wybrać pizzę. Wybrałam moja ulubioną, barową. Zjedliśmy ją i pojechaliśmy do parku. Usiedliśmy na ławce i Jayden zaczął pierwsze zdanie.
— A, więc tak, gdy miałaś wypadek zadzwoniłem szybko po karetkę. Bardzo się martwiłem bo akurat krzywda stała się tobie. Gdy karetka przyjechała, chciałem pojechać do ciebie, do szpitala, ale przypomniało mi się, że twój pies został potrącony.
— O nie, zapomniałam. Czy jest cały?
— Miałaś prawo zapomnieć bo straciłaś trochę pamięci. Na szczęście udało mi się uratować ciebie jak i Bruno. Gdy dojechałem do twojego domu, twoja mama trzymała Bruno na rękach. Szybko jej się przedstawiłem i powiedziałem co się stało. Szybko wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do weterynarza. Bruno ma złamaną tylko łapę, ale jest cały i zdrowy.
— Bardzo ci dziękuje, że uratowałeś życie Bruno jak i mnie.
— Proszę bardzo.
   Siedzieliśmy tak jeszcze z godzinę i rozmawialiśmy o swoich ulubionych restauracjach, piosenkarzach, jak było na koncercie i jak mija nam życie.
— Bardzo się cieszę, Marley, że mogłem cię poznać.
— Ja też.
Przypomniałam sobie, że na wczorajszym koncercie przyjaciółki mnie zostawiły.
— Muszę coś załatwić na telefonie.
— Spoko.
Wcisnęłam na naszą grupę i napisałam:
— Hej.
— Hej — Emma.
— Hejo — Sofia.
— Hejka — Madison.
— Możemy się spotkać w kawiarni?
— Zależy kiedy — Madison.
— Teraz.
— W tej chwili? — Emma.
— Tak.
— Dobra to ja za 5 minut będę — Sofia.
— Ja też — Madison.
— I ja — Emma.
Okej. Sprawa z dziewczynami załatwiona, to teraz trzeba powiedzieć Jayden'owi.
— Umówiłam się z dziewczynami do kawiarnii. Idziesz z nami?
— Jasne.
                                                    *
   Gdy doszliśmy na miejsce, dziewczyny już tam na nas czekały. A bardziej na mnie, bo jeszcze nie znały Jayden'a.
— Uuu, Marley kto to?
— Jestem Jayden, miło mi — wystawił dłoń do Madison i do reszty moich przyjaciółek.
— Może wejdziemy do środka? — zaproponowała Sofia, co było dobrą propozycją bo zaczęło padać.
   Gdy weszliśmy zamówiliśmy sobie kawy. Zaczęliśmy rozmowę od tego dlaczego mnie zostawiły sama na koncercie.
— Dobra... bo sytuacja się strasznie pokręciła — zaczęła Madison — Jakaś dziewczyna, mega podobna do ciebie, podeszła do nas i powiedziała, że chce już wracać bo się źle czuje. Zgodziłyśmy się, ta dziewczyna wzięła jakieś dziewczyny ze sobą. Po prostu cię pomyliłyśmy, dopiero u mnie w domu zobaczyłam, że jeszcze jesteś na koncercie. Naprawdę przepraszam Marley...
— Nic się nie stało.
— Stało się. Bałam się, że ktoś ci coś zrobi, czy coś... Marley tam było, aż 25 tysięcy ludzi.
— Wiem, ale naprawdę, nic mi nie jest.
— Miałaś wypadek — wtrąciła Emma.
— To przez to, że wieczorem padał deszcz i wpadliśmy w poślizg.
— My słyszałyśmy w necie, że wjechał w ciebie samochód.
— W necie?!
— Tak — odparła Emma.
— I w gazetach — dodała Sofia.
— I widocznie piszą głupoty — powiedział Jayden.
— Byłeś przy tym? — zapytała Sofia.
— Tak, Marley wpadła na mnie, otrzymała telefon od mamy, chciała ratować jak najszybciej żucie swojemu psu, podwiózłem ją i wpadliśmy w poślizg.
   Wszystko sobie wyjaśniliśmy, więc wróciliśmy do domów pieszo. 
— Proszę — podał mi Jayden karteczkę w kształcie serca. Już chciałam ją otwierać, ale powiedział.
— Otwórz to dopiero jutro rano.
— Okej.
— Do zobaczenia.
— Do zobaczenia królewno.
Każdy z nas się już rozszedł. Gdy wracałam do domu w deszczu nagle zobaczyłam, że w moją stronę idzie Levi. Na szczęście minęliśmy się tylko wzrokiem. Coraz bardziej się go bałam, nie mam pojęcia co on kombinuje. bałam się, że będziemy widywać się częściej.

It If ExistedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz