Rano obudziło mnie dzwonienie domofonem. Dzwonił Shane, przyjechał tu po mnie by zabrać mnie do Fundacji. Mimo tego, że miałam swój samochód Shane przyjechał po mnie ponieważ dawno się nie widzieliśmy. Shane jak i reszta braci nie miała dużo czasu na rodzinne spotkania, więc każdą wolną chwile wykorzystujemy na wspólne spotkania.
- Kiedy wstałaś? - zapytał Shane w trakcie zdejmowania butów.
- Obudziłeś mnie domofonem, to jak myślisz kiedy mogłam wstać? - powiedziałam oburzona bo przyjechał prawie godzine przed czasem.
- Nie gniewaj się już tak - powiedział bez wyrzutów sumienia - przyniosłem ci coś.
Wyciągnełam ręke po torbe którą mi podarował. Gdy zobaczyłam jej zawartość, bardzo się zdziwiłam.- Po pierwsze od kiedy kupujesz mi alkohol, a po drugie od kiedy pozwalasz mi go pić?
- Nie powiedziałem że to do picia - powiedział z uśmiechem - postaw sobie na półce czy coś. To od Alice, kazała mi przekazać.
- Proszę podziękuj Alice za wino. Widzę że Alice ma na ciebie dobry wpływ, niby spotykacie się krótko a już cię trochę zmieniła.
- Trochę?
- Narazie trochę, zobaczymy jak będzie dalej. - rzuciłam idąc w strone łazienki.
W trakcie moich przygotowań Shane zdążył usnąć na mojej kanapie w salonie, ale nie zwracałam na to uwagi. Ubrałam na siebie białą bluzkę, czarną spodnice mini, czarne szpilki i płaszcz pod kolor mojej torebki. Włosy wyprostowałam mimo tego że ich na codzień nie prostuje.
Obudziłam Shane i wyszliśmy z domu. Wsiadłam do auta, rzuciłam torebke na tylnie siedzenie i odjechaliśmy. Droga do fundacji miała zając niecałą godzine. Odkąd mieszkam sama, mam dalej do fundacji ale jest mi to obojętne ponieważ raczej pracuje zdalnie.
- I jak tam się mieszka w swoim domu? Nie pusto ci tam? Nie brakuje ci mnie?
- Odpowiem na każde pytanie. Bardzo dobrze, nie i nie.
- Wiem ze ci mnie brakuje, widzę to jak sie stęskniłaś.
- Stęskniłam się ale mi ciebie nie brakuje. - powiedziałam - Co teraz bedziesz zwiedzać? Masz jakiś pomysł?
- Skończyłem ze zwiedzaniem.
- Dlaczego? Widziałam jak to uwielbiałeś i jak sie z tego cieszyłeś.
- Skończyłem z tym by pomóc w pracy braciom. Tony jeszcze podrózuje, ale niedługo również skończy.
Zrobilo mi się troche smutno że rezygnują ze swoich marzeń dla pracy
- A to konieczne?
-Hailie, czas zając się pracą a nie zabawą. Kiedyś trzeba z tym skończyć - powiedział - ale to nie znaczy ze od czasu do czasu gdzieś nie wyjadę. - uśmiechnął się.
Byliśmy już pod fundacją. Na wejściu przywitałam się z Ruby i poszłam odłożyć dokumenty do siebie do biura. Gdy już to zrobiłam poszłam do biura Ruby przynieść jej pare dokumentów.
- Dlaczego tak rzadko tu bywasz? - powiedziała z lekkim smutkiem na twarzy.
- Ciągle gdzieś wyjeżdam i nie mam czasu by tu wpadać. Przeprowadzka, ponowna zmiana otoczenia tez troche na to wpłyneła, ale obiecuje zjawiać się tu częściej.
Pożegnałam sie z Ruby i poszłam po Shane'a do kawiarnii. Zastałam go tam z herbatą i ciastem na talerzu. Zaczekałam aż dokończy jedzenie i wyszliśmy z fundacji. Wsiadłam do auta, Shane włączył silnik i pojechaliśmy w strone rezydencji na kolacje. Anja bardzo nalegała na spotkanie całą rodziną bo rodzinne spotkania to u nas rzadkość. Za nim pojechaliśmy do rezydencji, to wstąpiliśmy do sklepu z zabawkami po prezenty dla córek Vincenta.
- Shane co im kupujesz?
- To ja mam coś kupować? - zapytał ze zdziwieniem.
- No wypadało by. Ja na przykład wezmę klocki lego, puzzle i lalki barbie. To co im kupisz?
- Mogę im kupić karty podarunkowe do sklepu z zabawkami?
- Jeżeli nie masz lepszego pomysłu to okej, ale bardziej by się ucieszyły z czegoś, co ty wybierałeś.
- Jak wezmę im pluszaki i słodycze to będą zadowolone? - zapytał obojętnie Shane. Myślałam że będzie z niego lepszy wujek.
- Lepsze to niż karty podarunkowe.
Shane się posłuchał. Wziął dużo pluszaków, w różnych rozmiarach i duzo słodyczy. Wpakował prezenty do bagażnika i ruszyliśmy w strone rezydencji.
Po 20 minutach parkowaliśmy już w garażu Monetów, w którym dawno okazji nie miałam być. Po wejściu do rezydencji powitała nas jak zwykle pogodna Anja.- Cześć! Jak ja dawno was nie widziałam - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy - chodźcie do salonu, czekamy na Dylana i Martine ale reszta już jest.
Zdjełam buty, płaszcz i poszłam do salonu. Na kanapie siedział Will i Tony a niedaleko nich bawiły się córki Vincenta i Anji, które na mój widok odrazu się na mnie rzuciły.
Podarowałam im prezenty mimo tego, że Anja mówiła by nic im nie kupować. Kilka minut po moim przyjściu zjawił się Vincent. Jak zawsze na sobie miał snieżno białą koszulę i czarne spodnie. Niedługo po nim dotarli do nas Dylan z Martiną. Gdy już wszyscy byliśmy w komplecie Eugienie przyniosła kolację. Na kolacje do wyboru były różne mięsa, sałatki, owoce, warzywa i wiele innych.- Lissy, jak w szkole?
- A bardzo fajnie, poznałam dużo koleżanek i kolegów, nauczyciele też są okej.
- To dobrze. Vince, kiedy mamy zaplanowaną kolacje z Adrienem?
- W następnym tygodniu w piątek, w tej restauracji co zawsze.
- Z Adrienem? - zapytał Tony - Po co on?
- Mamy pare rzeczy do załatwienia, i dawno się z nim nie widzieliśmy.
Po tym zdaniu już wszyscy zdążyli zjeść, więc wspólnie poszliśmy oglądać filmy. Po godzinie dziewiątej wieczorem córki Vincenta poszły spać, a razem z nimi poszła Anja.
-Co tam u ojca? - zapytał Dylan
- Bardzo możliwe że wypuszczą go na wolność.
- Co? Ale miał dostać dożywocie. - powiedziałam zaskoczona nagłą zmianą sytuacji.
- No bo dostał, ale za dobre sprawowanie może go wypuszczą. Jak wytrzyma jeszcze pół roku bez bójek, jestemy prawie pewni że wyjdzie.
Nastała przerwa w rozmowie ale postanowił przerwać ją Dylan.
- Muszę wam coś powiedzieć, bo kurwa nie wytrzymam. - powiedział poddenerwowany Dylan.
- Zerwałeś z Martiną?
- Będzie ślub?
- Nie i nie. Będziemy mieli dziecko.
CZYTASZ
Perełka Braci Monet
Romance26 letnia Hailie Monet powraca do Pensylwanii po skończeniu studiów w Barcelonie. Gdy wraca okazuje się że w jej życiu wiele sie zmieniło. Pewnego dnia, tajemniczy meżczyzna przychodzi do Hailie z propozycją, której nie jest w stanie odmówic dla dob...