01. Początek

39 12 0
                                    

01. 01.07.2023, początek:

~***~

Pośród nigdy niekończącej się czerni, żyła pewna płomienista istotka, zrodzona z olbrzymiej gwiazdy, inaczej zwaną Słońcem. Imieniem jej było Solis, nadane przez spadające gwiazdy.

Była to nadzwyczaj promienna, ciekawska i rozmowna kobieta, która gdy tylko mogła oderwać się od swojej Matki, popędziła wprost w kosmos, eksplorując wszystkie niezbadane dotąd jego zakamarki. Rozmawiała z każdą napotkaną dotąd gwiazdą, każdą satelitą, każdą kometą. Bawiła się w drodze mlecznej, skakała pomiędzy lecącymi kometami. Cały czas coś koniecznie mówiła i robiła, nie potrafiąc nawet na moment u siedzieć w miejscu.

Do czasu, kiedy to pewnego razu, ku zaskoczeniu kosmosu, ta płomienna istotka siedziała jedynie skulona na grzbiecie swojej Matki, z wyjątkowo ponurą miną. Nawet jej ogniste włosy, których poniektóre kosmyki biły się ku górze, ciągle dając o sobie znać iskrząc, wyjątkowo, równie było cicho, jakby nie chcąc w ten sposób dziewczynie przeszkadzać w rozmyślaniu.

- Dlaczego jestem jedyna? - rozbrzmiał nagle jej przyciszony głos, pozostawiając jednak po sobie samą ciszę.

Niedostając odpowiedzi, skuliła się jeszcze bardziej. Uwielbiała kosmos, gwiazdy, komety, wszystko, co w nim żyje, a także własną Matkę. Czuła je. Czuła jak silnie ją słuchają, gdy tylko się odezwie. Było to jednak dla niej znacznie za mało. Chciała choć raz usłyszeć drugą stronę, zamieniając w ten sposób rolę, na słuchacza. Chciała móc się wspólnie wygłupiać i bawić. Dowiedzieć się czegoś i poznać kogoś.

Głęboki uścisk w sercu dziewczyny, spowodował, że z jej lewego oka spłynął pojedynczy płomyk, który zakreślił drogę na jej policzku.

Jednak, zamiast spaść, powędrował dalej w czarną przestrzeń, poszukując w ten sposób swojego miejsca. W końcu, znajdując idealne dla siebie miejsce, stanął.

Choć wyglądał na gotowego do stania się dostojną gwiazdą, wydobywany z niej dziwny magnetyzm, powodował przyciąganie do ziemie komet, które raz po raz, uczepiały się go, a po znacznym ich nagromadzeniu, zaczęły nawzajem uderzać się o siebie. Dla każdego, nawet dla samego kosmosu, było to niespotykane dotąd zjawisko.

~***~

Pewnego razu, gdy kobieta odzyskała siły na dalsze wędrówki i dała radę z powrotem siebie podbudować, udała się z powrotem na swoje gwiezdne spacery. Gdy wtem, spostrzegła dziwną, kamienną kulę. Była inna. Zupełnie inna od dotąd spotykanych komet. Całkowicie zafascynowana tym czymś nowym, w przeciągu paru chwil znalazła się tuż przy tym tajemniczym ktosiu.

- Hej. Ale dziwny z Ciebie... ktosiek - powiedziała, okrążając tego ktosia wokół całej jego osi, jednocześnie nie mogąc się powstrzymać od chichotu.

Cały wcześniej planowany spacer został zepchnięty na dalszy plan. Poświęciła mu zupełnie całą swoją uwagę i czas. Gdy tylko z nim rozmawiała, miała wrażenie jakby odpowiadał jej na wszystko, co tylko pytała lub dodawał coś od siebie. Nie do końca była w stanie zrozumieć, co ponieważ mówił nie bardzo zrozumiale, ale czuła w środku, o co mu chodzi.

W końcu, spędziła u jego boku godziny, tygodnie, miesiące. Można byłoby nawet rzec, że lata. Nie oderwała się od niego nawet na chwilę, cały czas przy nim trwając i patrząc, podziwiając jak jej przyjaciel z biegiem lat rośnie co raz większy i potężniejszy.

- Ktosiek... jesteś już tak duży, że żebym mogła całego Cię obejść, muszę trochę się nalatać - powiedziała, nie mogąc przestać się uśmiechać.

Wakacyjne wyzwanie 2023/2024Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz