Rozdział 4 Matt

7 1 0
                                    

Kiedy Miranda pojawiła się po skończonym treningu byłem zły. Miałem dość tej dziewczyny. Cały czas gra słodką idiotkę i w ogóle nie dociera do niej to co mówię. Tym razem ubzdurała sobie wyjazd do Aspen ze swoimi przyjaciółkami z drużyny cheerleaderek. Od trzech dni o niczym innym nie rozmawiamy tylko o tym. Od początku dałem jej jasno do zrozumienia, że nie mogę, bo ojciec potrzebuje mnie w pracy, chociaż to nieprawda. Po co mam jechać do miejsca, gdzie jest zimno, kiedy mogę siedzieć w słonecznej Kalifornii?

W kawiarni już nie wytrzymałem i przybrałem najgroźniejszy ton na jaki mnie stać. Po drodze obiecała, że nie podejmie już tego tematu. Lecz kiedy sama przyznała, że zależy jej tylko na opinii innych wybuchłem. Miałem już jej po dziurki w nosie. Niestety nie mogłem nic z tym zrobić, ponieważ obiecałem rodzicom, że postaram się z nią być.

Miranda jest piękną, atrakcyjną dziewczyną. W szkole uchodzi za najlepszą partię i niejeden chłopak dałby głowę, aby chociaż przez chwilę mógł nacieszyć się jej towarzystwem. Niestety to tylko pozory. Dziewczyna jest idealną aktorką. W towarzystwie czy miejscach publicznych gra czułą, niewinną, lecz kiedy jestem z nią sam na sam bez świadków pokazuje pazury.

Nie zależy mi na niej ani trochę. Lecz kiedy jestem z nią nie mam problemu z innymi dziewczynami. Nie jestem typem chłopaka, który podrywa każdą napotkaną laskę. Kiedy wszystkie wiedzą, że jestem z Mirandą żadna nie zawraca mi głowy. Jest mi tak po prostu wygodniej.

Jej i moi rodzice prowadzą razem hotele. Dlatego też gdybym z nią zerwał, obawiają się, że rodzina Bennett mogłaby chcieć zrezygnować z współpracy. Jest ich oczkiem w głowie, dla której zrobiliby absolutnie wszystko. Między innymi to jest powód, dla którego muszę z nią być. Poza tym nie spotkałem jeszcze żadnej dziewczyny, która zawróciłaby mi tak w głowie, że nie zważałabym na całą sytuację.

Nie był to pierwszy raz, kiedy zostawiłem ją w jakimś miejscu. Często testuje moją cierpliwość.

Postanowiłem, że pójdę odwiedzić moją babcię Grace, która jest dla mnie bardzo ważna. Kiedy byłem mały, rodzice bardzo dużo wyjeżdżali w związku z pracą, więc zostawałem u niej. Po dużej części mogę powiedzieć, że mnie wychowała.

Staruszka jak zwykle wylegiwała się na leżaku przy basenie czytając książkę. Zazdrościłem jej tego beztroskiego życia. Moja babcia w ogóle nie zważała na swój wiek. Zawsze powtarza, że czuje się młodo i tak też będzie się zachowywać.

- Cześć babciu. – Ucałowałem jej policzki.

- Matt prosiłam, abyś zwracał się do mnie po imieniu. Babcia brzmi staro, a ja nie jestem stara. – Oburzyła się po czym się zaśmiała. Przewróciłem oczami i z uśmiechem usiadłem obok niej.

- Jak tam, zaliczyłaś już poranny jogging?

- Oczywiście, że tak. Bingo dzisiaj pociągnął mnie aż do centrum. – Pogłaskała psa po grzbiecie. Uwielbiała swojego psa rasy maltańczyk. Babcia miała dużo koleżanek, lecz to ten mały przyjaciel wypełniał jej pustkę samotności.

- Może w prezencie na urodziny sprawię ci dużego psa, aby mógł cię obronić? – Przekomarzałem się z nią.

- Nie potrzebuje psa obronnego, sama potrafię się obronić. Poza tym mój Bingo to pies na baby. – Spojrzałem na nią rozbawiony.

- Pies na baby powiadasz? Wyrwałeś mały jakąś staruszkę? – Poczochrałem go po pysku.

- Nie żartuj. On znalazł partnerkę idealną dla ciebie. – Uśmiechnęła się szeroko, na co wziąłem głęboki wdech. Babcia nie potrafi zrozumieć, że jestem z Mirandą i na siłę próbuje znaleźć mi inną dziewczynę.

- Babciu... to znaczy Grace przerabialiśmy to już. Wiesz jakie to ważne dla rodziców, abym był z Mirandą. Przeżyje jeszcze ten rok i na studia tak i tak rozejdziemy się, bo każdy pójdzie w inną stronę.

- Nie rozumiem, jak możesz wytrzymać z tą dziewuchą. Jesteś inteligentnym, młodym chłopakiem. Nie pasuje w ogóle do ciebie. Nie pozwolę, aby zmarnowała ci życie. Masz najlepszy rok przed sobą, a marnujesz go na nią. – Pokręciła głową. Nie komentowałem jej słów. Wiem, że po części ma rację. Lecz nie miałem ochoty za każdym razem wałkować tego tematu.

- To jaka była ta nowa dziewczyna? – Babcia od razu się rozpromieniła.

- Miała na imię Maddie. Drobna, szczupła, ale zgrabna. Miała długie brązowe włosy i czekoladowe oczy. Do tego grzeczna i bardzo sympatyczna. – Rozmarzyła się.

- Czy ty, aby sobie jej nie wymyśliłaś? – Podniosłem brwi śmiejąc się. Dała mi kuksańca w bok.

- Jak ją zobaczysz to sam poprzesz moje słowa.

- Zobaczę? – Spojrzałem na nią zaskoczony.

- Zaprosiłam ją na herbatkę. Mieszka dwa domy dalej. Wprowadziła się wczoraj. – Zainteresowały mnie jej słowa. Może rzeczywiście jest taka jak babcia opisuje. Skoro dopiero co się przeprowadziła, nie ma szans, abym ją gdziekolwiek widział. Jednak mimo wszystko nie zawracałem sobie głowy obrazem sąsiadki mojej babci.

Nie komentowałem dalej, więc babcia zmieniła temat.

- Kiedy wraca twój brat?

- W przyszłym tygodniu.

Mój starszy o dwa lata braciszek Nicholas trenuje kitesurfing. Od ponad miesiąca przebywa na Hawajach, aby mógł przygotować się na Olimpiadę. Mimo, że był moim bratem żyliśmy zupełnie na innych planetach. W dodatku jego rodzice traktowali jak boga i na wszystko mu pozwalali. Mnie natomiast wykorzystywali to każdej brudnej roboty.

Spędziłem z nią jeszcze dwie godziny. Miranda przez cały czas próbowała się do mnie dodzwonić, lecz umiejętnie ją olewałem. Później naopowiadam jej stek bzdur, że musiałem pilnie pomóc babci przenieść jakąś komodę, a ona w to uwierzy i przestanie mi zawracać głowę. Byłem mistrzem w okłamywaniu własnej dziewczyny.

MALIBU GLOW - W blasku MalibuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz