Księga III

22 3 2
                                    

  Nie mogłam spać. Tym razem nie grałam w karty z demonami które opętały mnie na cmentarzu, ale długo rozmyślałam na temat co muszę zabrać skoro niedługo wyjazd.

  Prócz rzeczy materialnych pasowałoby zabrać dusze prababci Fridy. Znakomicie doradza w skomplikowanych sytuacjach i ma nawet ciekawe rozwiązania.

  To właśnie jej dusza, a nie moja matka mnie wychowała. To właśnie ona, nikt inny, mówiła, aby problemy spalić na stosie.

  Jednak moja rodzicielka nie jest łatwopalna, a Pugsleya trudno podpalić bo chroni go jakaś dziwna otoczka zwana "szczęściem debila". Zrozumiałam to dopiero gdy wsadzony granat do ust okazał się niesprawny.

  Tym razem to nie będzie bal w szkole, lub zwykła potańcówka. Nie będę jedynym sadystą na sali. Ale obawiam się, że będę jedyną niedoszłą morderczynią. Wkrótce to się wszystko zmieni. Pugsley kiedyś odwiedzi pradziadka Teofila. Nawet szybciej niż może się to wydawać.

  Chętnie zabrałabym "Młot na czarownice". Nigdy nie wiadomo kto będzie mieszkał piętro niżej, lub ściankę dalej. Ponadto przydało by się troszkę ubrań. Akurat z tym nie powinnam mieć problemu, moja garderoba jest już dobrze wyposażona w kolekcje niemalże identycznych sukienek. Szyte wszystkie na miarę, przez moja własną upośledzoną matkę. Cruella Demon jej nie dorównuje z jakimś tam futrem z szczeniaków.

***

  - Gomezie! Popatrz jak pogoda się niszczy. - wskazała przez okno na dla niektórych najpiękniejszy zachód słońca. - Ała. Moja dłoń żarzy się w promieniach tego bezlitosnego słońca.

  - Moja nadgnita lukrecjo. Już niedługo wylądujemy w mrocznych i mglistych teranach naszych jeszcze niewyśnionych koszmarów. - pocieszał ojciec liżąc ją po dłoni.

  - Mam nadzieję mój najdroższy. - Morticia zakończyła rozmowę namiętnym pocałunkiem. Na ten widok odwróciłam się w przeciwnym kierunku. Tam dostrzegłam nastolatka w moim wieku, który miał wbite wiele kolczyków w ucho i ciemne włosy. Jego styl ubioru zapewne spotkał się z wielką krytyką, ale był chyba mi najbliższym jaki dotąd zaobserwowałam w tym samolocie. Nawet nie wiem kiedy, ale nawiązał kontakt wzrokowy, który obdarzył ciepłym słabym uśmiechem i po chwili zmieszany wrócił do czytania jakiejś ulotki.

  - Nie podoba mi się tu Matko. - mówiłam nie spuszczając wzroku z chłopaka, który zaczął się wiercić z psychicznej niewygody.

  - Czujesz się dobrze moja śnięta rybko? Mucha ci chodzi po ślepiu. - ojciec ostrożnie zaczął.

  - Wyśmienicie Ojcze.

  - Na kogo tak spoglądasz moja żmijko? - Morticia wychyliła się lustrując nastolatka wzrokiem.

  - Jeśli cię on denerwuje to możemy zawsze spuścić Pugsleya. - zasugerował Gomez.

  - Nasza córka nie torturuje przypadkowych ludzi, mój luby.

  - Jeśli Matko pragniesz rzec, że obdarzam kogoś uczuciem to Matka się myli. - przerwałam aby połączyć mój wzrok z rodzicielką.

–––––––
Rozdział krótki, bardzo długo się na niego zbierałem. Trudno myśleć jak Addams.

Wednesday Last ChristmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz