Rozdział 2

11 1 0
                                    

Życie mnie zdecydowanie nienawidziło. Rano po tym jak moja mama i siostra pojechały, w sklepie, kiedy robiłam zakupy przypadkowo strąciłam szklane butelki jakiegoś napoju. Niestety kasjerka nie dawała za wygraną i byłam zmuszona zapłacić za tą szkodę ponad stówę. Potem, robiąc ciasteczka niechcący pomyliłam cukier z solą przez co wyszły one obrzydliwe. A teraz wylałam herbatę na książkę! Została plama oraz ślad po tej tragedii. Ale co było najważniejsze - książka nadal żyła i funkcjonowała. Chociaż po tym odechciało mi się na ten moment czytać. Przynajmniej o tyle dobrze, że ten dzień już się praktycznie skończył.

Spojrzałam za okno, niebo wyglądało o tej porze pięknie. Zaczynała się zbliżać noc i księżyc w pełni jasno świecił dając jedyne jakiekolwiek światło na zewnątrz. Stwierdziłam, że jutro pójdę z aparatem do parku, żeby zrobić parę zdjęć. Cała jego pamięć była zapełniona fotkami przypadkowych budynków, nieba i wschodu lub zachodu słońca. Właśnie taki styl lubiłam najbardziej, dawał mi uczucie, że przypadkowe oraz zwyczajne rzeczy mogą naprawdę zadziwiająco wyglądać.

Mimo to chwyciłam urządzenie i poszłam do pokoju mamy, gdzie było wyjście na balkon. Zrobiłam zdjęcie obrazu przede mną. Chwilę po tym szybko wróciłam do pomieszczenia, bo zaczęło być mi zimno.

Odłożyłam książkę na biurko, bo wcześniej leżała grzbietem do góry na poduszce oraz telefon podłączyłam do ładowania. Otworzyłam drzwi do mojego pokoju, żeby mój piesek mógł wejść do mnie w każdej chwili. Po czym wskoczyłam szybko pod pościel. Przekręcalam się przez dłuższy czas z jednego boku na drugi. Jednak po czasie udało mi się zasnąć.

***

Chwyciłam urządzenie, złapałam za telefon oraz pęk kluczy, który leżał na biurku. Wrzuciłam wszystko do białej materiałowej torby w której znajdował się już koc. Zmieniłam koszulkę na czystą, bo na tamta była mokra przez mleko, którym oblałam się podczas śniadania i zeszłam na dół z torbą na ramieniu. Zerknęłam czy Rocky ma wodę i karmę oraz gdzie się znajduje. Spał na kanapie, wyglądając jakby zdechł. Jedyne co go różniło od tego, był ogon, który wyglądał jakby zaraz miał się urwać. Tak nim machał, że mogłabym się pokusić stwierdzenia, że przypominał mi śmigło helikoptera. Opuściłam salon, założyłam czapkę na głowę i moje ulubione czarne adidasy. Wyszłam z domu, wcześniej upewniając się, że dobrze zamknęłam drzwi.

Mieszkałam niedaleko centrum Londynu, więc nie musiałam korzystać z autobusu. Skierowałam się do pobliskiego parku, które często wybierałam na miejsce moich zdjęć. Bardzo imponował mi swoją zielenią oraz tym jak potrafiło być tam pusto, mimo tego, że był to jeden z popularniejszych parków w Anglii. Przeglądałam sobie instagrama do momentu, aż dostałam wiadomość.

Isla: 18 u mnie, nie przyjmuje słowa odmowy:))

Zerknęłam na zegarek. Zbliżała się dziesiąta, więc miałam jeszcze trochę czasu.

Ty: może będę

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, bo sekundę po mojej wiadomości, dostałam odpowiedź.

Isla: Nie wkurwiaj mnie Morris, nie może tylko napewno będziesz!!!

Zaśmiałam się na odpowiedź mojej przyjaciółki. Nie lubiła odpowiedzi: "może" albo "zobaczę". Jej potrzebna była konkretna odpowiedź - tak albo nie. Najczęściej w ten sposób irytowali ją rodzice, którzy jak o coś prosiła mówili, że zobaczą.

Ty: się wie szefowo:*

Dziewczyna już tylko polubiła wiadomość, co mi nie przeszkadzało, bo byłam pod parkiem. Skierowałam się na trawę, gdzie zawsze sobie leżałam. Rozłożyłam koc i się położyłam. Patrzyłam w niebo, nie było na nim prawie wogóle chmur. Skierowałam aparat na najbliższe drzewa i zrobiłam zdjęcie. Sfotografowałam jeszcze parę rzeczy, w tym niebo, pobliskie budynki, jedną z alejek oraz kwiaty, które rosły obok mnie.

You gave me happinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz