Narkotyki są dość powszechne w dużych miastach. Tak tez było w Ninjago. Za dnia panuję spokój, życzliwość i dobro. Jednak w nocy wszystko się zmienia. Na światło księżyca wychodzą przestępcy i bandyci. O tej godzinie budzi się także Ronin. Do tej pory handlował marihuaną albo heroiną, ale zmieniło się to w tą noc. Dziś miał zostać przyjęty do istniejącej od wieków mafi znanej pod nazwą "Władcy czasu". Wszyscy o niej słyszeli jednak ci którzy wiedzieli coś więcej, byli już martwi. Ronin też nigdy ich nie widział. By zdobyć chociaż e-mail do mafi, musiał szukać informacji przez 3 lata. Władcy czasu wymyślili pewne dość trudne zadania by zdobywać po jednak literce z całego maila dzięki któremu można było się z nimi skontaktować.
W alejce w której przebywał czekając na nowych sprzymierzeńców, było całkiem ciemno. Jedynie na samym wejściu między budynkami, świeciła się latarnia rzucająca jeden mały płomyk na mroczne miejsce. Czekający za koszem na śmieci nastolatek ani drgnął. Był całkowicie niewidzialny przez panującą ciemność. Niczego nieświadomy Ronin nadal czekał wypatrując mafi. Nie musiał oczekiwać zbyt długo, bo po 5 minutach podjechał czarny Mercedes z którego wyszły 3 sylwetki kierujące się do alejki. Masywni mężczyźni ubrani byli w czarne garnitury i czerwone krawaty. Tylko jeden z nich trochę niższy i mniej masywny wyróżniał się zieloną muchą. Można nawet powiedzieć, że był niższy od mężczyzny do którego się zbliżał. Wyglądał też na dość młodego. Ronin wątpił by ten w ogóle był pełnoletni. Miał blond włosy i charakterystycznie mocno, zielone oczy. Idąc na środku przywitał się skinieniem głowy z czekającym Roninem.
-Wiesz, że już nie ma odwrotu?- spytał jakby nerwowo niższy.
-Czekałem na to zbyt długo żeby martwić się takimi rzeczami- odparł spokojnie kiwając ramionami.
-Zapraszam do samochodu- bardziej zabrzmiało to jak żądanie niż jak zaproszenie.
W czwórkę skierowali się do mercedesa. Gdy już ostatnia osoba wchodziła do auta coś nagle się poruszyło. Nastolatek zamarł. Światło latarki powoli kierowało się ku niemu. Mężczyzna był olbrzymi w porównania do chłopca. Mimo że ten nie należał do niskich i chudych. Minęło zaledwie 5 sekund gdy światło skierowało się prosto na niego pokazując każdy zakamarek jego twarzy. Czarne cieniowane włosy sięgające prawie do karku. Brązowe a wręcz czekoladowe oczy. Dość duże usta i śniady odcień skóry. Miał czyste przerażenie wymalowane ma twarzy.
-Co tyle tam robisz A-21?- zawołał niski mężczyzna siedzący już w aucie.
W momencie w którym A-21 odwrócił głowę by zawołać do swojego szefa, coś pociągnęło chłopaka do tyłu i zasłoniło usta dłonią. Postać jak najciszej mogła skierowała się do ciasnej dziury w ścianie ciągnąć za sobą Cola. Nie wiedząc kto go złapał, zaczął się szamotać, jednak postać wzmocniła ucisk i przytrzymała by się nie wychylał. Szpara była tak ciasna że stykali się każdą częścią ciała. Czarnowłosy w normalnych okolicznościach czuł by się niezręcznie jednak w tym momencie nie miał czasu myśleć o takich rzeczach.
-Był tu!-wrzasnął strażnik.
Mężczyzna z zieloną muchą już miał opuścić samochód żeby przyjrzeć się sprawie gdy drugi z strażników przytrzymał go na siedzeniu.
-Wybacz szefie ale zabroniono nam Pana wypuszczać w takich sytuacjach-spojrzał na A-21 walczącego z koszem na śmieci - przyśle ci wsparcie- kliknął coś na zegarku na ręce i odpalił silnik samochodu.
Cole przestał się już ruszać, czemu dziękował drugi chłopak. Odsłonił powoli usta pierwszego mając nadzieję że ten nic nie powie. Oboje siedzieli w milczeniu słuchając odjeżdżającego mercedesa. Zostawiony strażnik nadal świecił w okolicy kosza za którym wcześniej chował się Cole. Nastolatek który wcześniej pociągnął go do szpary w końcu coś powiedział.
-Widzisz w którą stronę powoli przesuwa się strażnik?- ich ciała były ustawione przodem do siebie, tak blisko że Cole czuł ciepłe powietrze które wypuszczał z ust gdy mówił- Idzie powoli ale przesuwa ciągle w prawo. Musimy iść w lewo zanim zacznie zmierzać w naszą stronę.
Cole nie miał ochoty wychodzić z kryjówki. Wydawała się najbardziej bezpieczna z każdej opcji. Jednak widział że w końcu ich znajdzie. Zaraz miało przyjechać wsparcie, więc każda sekunda była cenna.
-Okej- powiedział cicho z szeroko otwartymi oczami.
Chłopak chwycił Cola za dłoń i pierwszy wyszedł, pomagająć drugiemu. Jak najciszej przesuwali się wzdłuż ściany w miejsce gdzie stała lampy. Największym problemem było teraz światło które dawała. Żeby tego było mało Cole właśnie potknął się o jakiś kamyk który od uderzenia poturlał się w stronę lampy. Kai wstrzymał oddech gdy strażnik skierował lampkę prosto na nich. Szybko pociągnął rękę chłopaka którą trzymał i zaczęli biegnąc. A-21 krzyknął i ruszył za nimi, mówiąc coś do zegarka na ręce. Nie oglądając się za siebie biegli nadal trzymając się za ręce. Misja którą dostał, miała być banalna gdyby nie komplikacje którymi był spotkany chłopak. Nie oglądał się za siebie ale z tego co zauważył jego tymczasowy wspólnik musiał być większy i cięższy od niego co było słychać po jego bieganiu. Skierowali się prosto na główną drogę słysząc zaraz za sobą ochroniarza. Musieli go zgubić.
-Musimy wejść do kanalizacji- krzyknął do Cole- ale najpierw trzeba się od niego oddalić bo złapie nas zanim zdążymy otworzyć pokrywę.
-To się nie uda- krzyknął- To nie ma sensu!
-Nie panikuj cymbale bo zginiemy!- odkrzyknął do niego- Wiesz w ogóle co to za mafia?!
-Jaka mafia?!- słychać było totalną dezorientacje w głosie Cola.
-To nasz koniec!- zawołał załamany.
-Teraz to ty panikujesz!- znowu odkrzyknął Cole.
-A co mam robić? Przecież ty nawet nie wiesz w co się wpakowałeś!
-Dobra tam, przynajmniej powiedz jak masz na imię- zażądał Cole. Chciał chociaż wiedzieć z kim zginie.
-Kai- odpowiedział i skrzecił w bok w stronę rynku Ninjago.
-Super, ja Cole- powiedział już dysząc od wysiłku.
-Co jest super w moim imieniu?- zapytał już z rozbawieniem.
-Nie wiem... ZARAZ ZGINIEMY!- wrzasnął przerażony Cole słysząc coraz bliżej tupot A-21.
-To przestań gadać i biegnij- zaproponował Kai.
-Ale to ty zacząłeś!
Przed nimi widać w oddali widać było tłum ludzi. Z tego co zauważył Kai był to chyba jakiś koncert.
-Patrz! - wskazał palcem - Biegniemy do tych ludzi i wtopimy się w tłum.
Cole nie odpowiedział, ale starał się przyspieszyć tępa. Miał dobrą kondycję ale bieganie w takim tempie, męczy. Do ludzi brakowało im już kilka metrów. Cały czas za nimi biegł ochroniarz który zbliżał się coraz bardziej. W końcu dotarli wbiegając między jakąś parę. W tym momencie do A-21 podjechał kolejny czarny samochód i wysiadło z niego 5 mężczyzn. Kai wzmocnił uścisk ręki żeby nie zgubić Cola. Przepychali się na sam przód. W momencie w którym stanęli przy barierkach i mieli skręcić żeby wyjść z tłumu Cole się zatrzymał.
–Co ty robisz!? – zapytał Kai który czuł zbliżających się ochroniarzy.
CZYTASZ
This is really bad~ Lavashipper
FanfictionSyn słynnego piosenkarza Cole Brookstone wplątuje się w dość poważną sprawę związana z mafią, gdzie poznaje Kaia Smitha. Postacie nie mają żadnych mocy. początek ~18.10.2023 koniec ~ Bardzo zainspirowałam się Bananafish xD Nie wiem kiedy będą pojawi...