Wszystko zaczęło się porannym, zimnym oraz suchym styczniowym porankiem. Być może ze względu, że to właśnie poranek był, sytuacja potoczyła się tak, a nie inaczej.
Wspomniane zimne powietrze na każdym kroku dawało o sobie znać Polsce, który poprawiając szal na swoich ramionach, zaczął dmuchać delikatnie w swoje przemarźnięte dłonie. Spacer, na który został wypchnięty przez swojego brata, miał zostać odbyty w celu finalnego wyjścia z domu, próbę komunikacji z kimś innych prócz samym sobą.
Ciężko o Polsce powiedzieć, że ten był przeciwko spotkaniom z innymi, lecz też trudno stwierdzić, że je lubił. W grę kiedy mowa była o ewentualnych losowych wypadach, czy to na piwo, czy to by zwykle pogadać, wchodziło głównie jego samopoczucie.
To z kolei, w zależności od nastroju, w jakim obudził się od rana dywagowało pomiędzy różnymi stanami.
Jak można się domyślić, od pozostałych kilku dni niestety dobre nastawienie nie było po jego stronie. Wstawanie nie należało już przedtem do łatwych czynności, nie mówiąc jak monotonne i obciążające jego ciało stało się w ostatnich dniach.
Polska wiedział, że to jedynie pewien okres, przez który wszelaka współpraca jego mózgu, chęci do działania oraz sił fizycznych została zaniechana. Tym razem nie był na to przygotowany, by w pełni nie martwić swojego brata, Węgry, jego zachowaniem. Możliwe jednak, że określenie o jego braku byłoby bardziej trafne.
Aczkolwiek teraz nie miało to już większego znaczenia. Końcowo i tak został wyrzucony (Jeśli wyrzuceniem można nazwać wystawienie za drzwi i rozkazanie, aby ten poszedł kupić wybrane produkty) z jego miejsca zamieszkania i tak oto znalazł się tutaj, w drodze do najbliższego sklepu.
Lista zakupów, jaka została mu wysłana w wiadomości pomiędzy nim a Czechami, jasno dała mu do zrozumienia, że nie tylko Węgry był za tym, aby ten wyszedł.
Patrząc jednak na swoją sytuację z teraźniejszej perspektywy, poniekąd rozumiał on podejście jego braci. Gdyby to on był na ich miejscu i również jeden z członków jego rodziny zamykał się przez lekko ponad tydzień w pokoju, zareagowałby prawdopodobnie w podobny sposób.
Zresztą, w tej chwili nie było to aż takie ważne, jakoby mogło się wydawać. Na jego liście zakupów, którą wcześniej już zdążył szybko przeczytać oprócz warzyw i niektórych owoców znajdowały się również detergenty. Oznaczało to, że droga jego wędrówki drastycznie musiała ulec zmianie, jeśli nie chciał wracać z czymś nieodhaczonym z listy.
Nabierając w płuca głęboki wdech, czując jak zimne, kłujące, ale stabilizujące jego nogi na gruncie powietrze uderza w jego wnętrze, poszedł dalej. Chowając swój telefon uprzednio do kieszonki, spokojnym krokiem zaczął obserwować naturę, jaka naokoło go otaczała. Zapowiadał się normalny, taki jak każde inne dzień.
-----
- Przepraszam, mógłbyś nam...? - Momentalnie głowa Polski zwróciła się w stronę osoby, która zaczęła do niego mówić.
Zdejmując swoje słuchawki z jego głowy, w których i tak nie leciała żadna muzyka, a były one tylko po to, żeby nikt go nie zaczepiał (Jak widać jednak nawet to nie działało) dał sobie chwilę na zrozumienie kto przed nim stoi.
Kraj przed nim ewidentnie nie był żadnym z tych europejskich, inaczej z całą pewnością udałoby mu się przypisać nieznajomemu imię. Mierząc go od stóp do głów swoim wzrokiem, (Okazało się, że stojąca przed nim osoba była wyższa, huh) zerknął po raz ostatni na flagę na jego twarzy, zanim zapytał.
CZYTASZ
Zakazany Dotyk |REWRITE|
Fiksi PenggemarPolska dobrze pamiętał swoją przeszłość, jednak nie pozwalał na to, by ta go zatrzymywała. Widoczne w jego oczach zmęczenie było obecne, jednak nie utrudniało mu ono życia codziennego. W chwili kiedy jednak jego brat zaczyna się o niego martwić i s...