Rozdział 1

41 4 0
                                    

Po raz pierwszy od dawna, rodzeństwo z klanu Yunmeng powitał ciepły, beztroski dzień. Po raz pierwszy od dawna ich noc nie była przepełniona koszmarami, a porannych twarzy nie zdobiły łzy. Było wyjątkowo spokojnie. 

Od czasu śmierci ich rodziny, mary nocne stały się rutyną. Jednak czas powoli stawał się lekiem na rany, a liczne terapie pomogły je zasklepić, zostawiając jedynie blizny, które będą przypominały wydarzenia tamtej nocy, lecz im dłuższy czas minie, tym mniej będą boleć i tym znośniejsze się staną.

A dziś zaczął się kolejny etap na drodze do akceptacji rzeczywistości.

Pierwsze promienie słońca zaczęły prześwitywać zza zasłon, budząc młodego mężczyznę z długimi kruczymi włosami w fioletowej piżamie.

Jiang Cheng kręcił się chwilę z boku na bok, próbując ponownie zasnąć. Ostatecznie zrezygnował z dłuższego snu i z westchnieniem wstał, rozciągając się. Poświęcił chwilę na kontemplowanie swojej sypialni, zatrzymując wzrok na pustej kołysce.

Jego serce przyspieszyło w panice, jednak szybko zaczęło się uspokajać po usłyszeniu dziecięcych chichotów z kuchni. Biorąc jeszcze kilka uspokajających oddechów, Jiang Cheng wstał i bez przebierania się z piżamy, ruszył w stronę źródła uroczych dźwięków.

W kuchni przywitał go widok dwóch najważniejszych chłopców jego życia.

(Tak chłopców, kruczowłosy nie był w stanie zobaczyć w Wei Wuxianie dorosłego, nawet gdyby chciał).

Obaj umorusani od jajek, które najprawdopodobniej miały być jajecznicą. Małemu Jin Lingowi nieapetyczny wygląd jednak nie przeszkadzał i z zapałem próbował zdjąć i zjeść wszystko ze swojej malutkiej twarzyczki. Na ten widok Jiang Cheng nie mógł powstrzymać śmiechu.

Tym samym zwrócił na siebie uwagę tej dwójki, która przywitała go promiennymi uśmiechami. "Hejo~", które rozległo się po kuchni, było zdecydowanie zbyt radosne jak na tak wczesną porę.

Jiang Cheng poświęcił chwilę na wpatrywanie się w swoją małą rodzinkę, słuchając uroczego gaworzenia i dziwnych plotek o sąsiadach, dając się uspokoić znajomym dźwiękom. Po kilku minutach ruszył się z miejsca i udał się do ekspresu, by  zrobić sobie kawę. Nie zdążył jednak tego zrobić, gdyż drogę zastąpił mu Wei Wuxian, z gotowym kubkiem i uśmiechem, który pokazywał zdecydowanie za dużo zębów.

"Ach mój drogi A-cheng postanowił wyjść z świata rozmyślań i dołączyć do nas przy śniadaniu." Powiedział dramatycznie ze cwaniackim uśmieszkiem. "To co zwykle? Kawa tak ciemna, jak twoja dusza?" Zapytał, chichocząc pod nosem, jakby właśnie opowiedział najlepszy kawał w swoim życiu.

"Nie. Tym razem mam ochotę na coś słodszego... Ah i żeby było z mlekiem."
A-Cheng odpowiedział wciąż trochę zamyślony. Ze zmieszaniem wpatrywał się w syropy do kawy, nie wiedząc, który będzie dobrze smakował.

Jego zamówienie wywołało zdziwienie u A-Xiana, który zwrócił się w jego stronę z wielkimi oczami. Później uśmiechnął się miło i wręcz zaświergotał: "Próbujemy nowych rzeczy, co? Co powiesz na cafe latte z syropem o smaku słonego karmelu? W końcu udało mi się go zdobyć. Nie wiem dlaczego, ale wcześniej go nie sprzedawali w lokalnym markecie, a to taki dobry smak. Wiedziałeś, że firma, która go produkuje, zrobiła ostatnio syrop lawendowy..." Zaczął dalej opowiadać, robiąc przy tym obiecaną kawę.

I choć Jiang Cheng dużo narzekał na tę poranną paplaninę, to tak naprawdę nie miał nic przeciwko niej. Nawet ją lubił. Dawała mu poczucie rutyny, a Wei Wuxian nigdy nie oczekiwał od niego żadnej odpowiedzi, więc A-Cheng mógł się zrelaksować i po prostu słuchać. Po chwili gotowa kawa pojawiła się na jego miejscu, wraz z odgrzanymi bułeczkami na parze z poprzedniego dnia.

Dobrze, że nie jajecznica. Pomyślał kruczowłosy, po czym zabrał się za jedzenie, co jakiś czas pomagając A-Lingowi.

Po skończonym posiłku cały niepokój powrócił ze zdwojoną siłą. Tym razem jednak nie dotyczył on maluszka tuż przy nim. Nie, chodziło o zaliczenia. Ostatni miesiąc zlewał mu się, a jedyne co był sobie w stanie przypomnieć to długie godziny intensywnej nauki i trudne egzaminy. Oczywiście można było je po prostu zaliczyć i ruszyć dalej, ale to nie było nawet opcją dla Jiang Chenga. Po co iść na prestiżową uczelnię i uczyć się tylko po to, by przynieść ocenę mniejszą niż ta najwyższa. Słynne słowa jego matki, które trzymały jego w każdej chwili, gdy próbował zrobić sobie przerwę od nauki.

Po skończeniu szkoły średniej A-Cheng udał się na dwa kierunki, zarządzanie i prawo. Jego rodzice wszak byli właścicielami wielkiej korporacji, która została założona przez pierwszą głowę klanu Yunmeng. Było oczekiwane, że to Jiang Cheng odziedziczy firmę, jednak najpierw musiał zdobyć wymaganą edukację, a potem doświadczenie, podczas gdy jego dziadek zajmował się biznesem.

Sprawa wyglądała tak, że Jiang Cheng nigdy tego nie chciał. Choć to może brzmieć dziwnie, to od dziecka lubował się w sztuce. Kiedy tylko miał okazję,  wymykał się na spotkania koła artystycznego czy to żeby samemu coś stworzyć lub pomóc młodym artystom pozując im do rzeźby, portretu i innych form sztuki. To te działania zawsze dawały mu wielką satysfakcję. Kiedyś miał nadzieję, że przekona rodziców, żeby wybrali kogoś innego na spadkobiercę. W końcu to Yanli się najbardziej nadawała z nich wszystkich. Owszem, kiedy była młodsza, była delikatna i chorowita, ale wyrosła na zdrową pewną siebie kobietę, która była w stanie osiągnąć wszystko co tylko zapragnie. Dodatkowo od małego interesowało ją prawo i funkcjonowanie firmy. A jeśli nie Yanli, to może Wei Wuxian? Choć bolało samo przyznanie się do tego, że to A-Xian zdecydowanie bardziej się nadawał na biznesmena niż A-Cheng. Kiedyś była na to szansa. Kiedyś...

Teraz już nie. Po ich śmierci Jiang Cheng rzucił się w wir pracy i nauki, aby spełnić oczekiwania zmarłych rodziców, nawet jeśli wypełniały go one niechęcią i obrzydzeniem, zamierzał sprawić, że jego rodzina będzie z niego dumna.

Jego rozmyślania przerwała ręka na jego prawym ramieniu i czarna skórzana torba przed jego oczami. Spojrzał w bok i zobaczył już przebranego Wei Wuxiana.

"A-Chenggg, jak będziesz tak siedział, to spóźnisz się na egzamin. Już cię spakowałem, ale jeśli chcesz zdążyć, to radzę ci się szybko przebrać. Za 10 minut musisz wyjść, żeby zdążyć na pociąg." Powiedział z uśmieszkiem A-Xian.

Wyrwany z rozmyślań kruczowłosy spojrzał na zegarek. I rzeczywiście, do egzaminu została mu tylko godzina i dziesięć minut. Z chyboczącym sercem zerwał się z krzesła i pobiegł do sypialni, odprowadzony przez chichoty jego chłopców. Z roztargnieniem zaczął się ubierać.

To będzie bardzo długi i męczący dla naszego Jiang Chenga.

...............................................................................
To tyle na dziś, życzę miłego czytania. Następny rozdział będzie opublikowany za około 2 tygodnie. Miłego wieczoru.🥰

Cienie życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz