V

1.1K 92 35
                                    

Choć minęło kilkanaście godzin od tamtych wydarzeń, wyczerpany Erwin wciąż rozmyślał nad dalszymi ruchami. W jego głowie formował się plan, ale mimo to, brakowało mu jakichkolwiek chęci do jego wykonania.

Na początku był zły i wściekły, ale później zrozumiał i zmieniło się to w smutek, żal i zawiedzenie. Miał ochotę krzyczeć, zniszczyć wszystko i rozwalić pół miasta, łącznie ze swoją rodziną. Nie zrobił tego (poza zdemolowaniem połowy swojego apartamentu).

Nie chciał ich bólu, śmierci i nie życzył im źle. Kochał ich, mimo tego co zrobili i nie wyobrażał sobie ich skrzywdzić.

I właśnie wtedy zrozumiał, że naprawdę podupadł. Nie rozumiał tego. Od kiedy jebany Erwin Knuckles się poddawał i po prostu odpuszczał? Dlaczego właściwie aż tak źle się czuł z powodu policjanta?

Przecież to nic nie znaczyło.. prawda? Dlaczego tak bardzo, do cholery, próbował to sobie wmówić? A przede wszystkim, wmówić to innym, w większości swojej rodzinie.

Po raz kolejny rozmawiał ze swoją matką, chciał mieć jej wsparcie, ale nawet to spierdolił swoimi humorkami.

- Mam już dość Erwin! Robię, kurwa, wszystko, żeby ci pomóc! Staram się, okej?! - krzyknęła rudowłosa do słuchawki.

- Najwidoczniej za mało wystarczająco! Nienawidzę cię Lucyna, naprawdę! Jedyne o czym myślisz, to praca i praca! Po co mnie adoptowałaś, skoro syn tak bardzo ci przeszkadza?! - okrzyknął nabuzowany siwowłosy, zaciskając mocniej pięści.

- Sama nie wiem! Żałuję tego, mogłam nie podpisać tych papierów! - burknęła kobieta, a w słuchawce nastała chwilowa cisza.

- W takim razie je rozwiąż! Zawsze możesz mnie wydziedziczyć! - prychnął złotooki, zagryzając mocniej wargę.

- A żebyś wiedział! Zaraz zadzwonię do DOJ'u i złożę papiery o wydziedziczenie! Mam cię już dość! Nie dziwię się, że twoja ekipa i Grzegorz też mieli! - warknęła.

Po tych słowach, mężczyzna zamilkł, tak samo jak policjantka. Oboje wsłuchiwali się w nieprzyjemną ciszę, tworząc monologi w swoich głowach.

Złotooki nawet nie poczuł, jak pierwsza łza spłynęła po jego policzku. Nie czuł też, jak jego oddech staje się nierówny, a nogi zaczęły go prowadzić przed siebie.

- Przepraszam cię Lucy.. Nie chciałem być tak okropnym synem. Masz totalną rację, dam ci już spokój.. Dam wam wszystkim spokój.. - odpowiedział cicho młodszy.

- Erwin nie.. nie miałam tego.. - tłumaczyła się kobieta, lecz siwowłosy już się rozłączył, rzucając telefon losowo na chodnik.

Nie miał nawet siły, słuchać powiadomień o wiadomościach, czy połączeniach. Chciał odpocząć, w końcu zaznać spokoju.

Był rozchwiany emocjonalnie. Nie miał nerki, męża, zaufania do rodziny, nawet pierdolonego samochodu, który ktoś ukradł mu spod parku. A teraz nawet matki..

***

- CO MU POWIEDZIAŁAŚ?! - Krzyknął sierżant, marszcząc groźnie brwi.

- Nie chciałam! Po prostu byłam wściekła na jego humorki, mam teraz problemy z Riftem i nałożyło się to na siebie.. - mówiła skruszona rudowłosa.

- A jak ma nie mieć humorków? Postaw się na jego miejscu! Do cholery, Lucyna! - prychnął szatyn, łapiąc się za głowę. - Wiesz gdzie mógł pojechać? Gadałaś z Carbonarą? Albo kimkolwiek?

- Tak.. Nicollo powiedział, że go poszukują. Wydawał się bardzo przejęty. Rozmawiałam z nim ostatnio i powiedział, że zauważył zmianę w Erwinie. Uważa, że popełnili błąd tym wszystkim - wyjaśniła kobieta.

Divorce ~ MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz