Kopuła moich myśli i cenny ładunek

28 2 0
                                    

"Pod kopułą moich myśli jest miejsce dla niewiernych...". Tak zaczynał się tekst, którego nigdy nie skończyłem. Pamiętam, że miałem około dwudziestu lat i zacząłem pisać coś na kształt książki - bawiłem się słowem.

Wyszukiwałem nieoczywiste sformułowania i zestawienia znaczeń, ale nie umiałem pisać o czymś wymyślonym. Zawsze wtedy czułem się niepewnie - czy opisywane przeze mnie sceny byłyby możliwe w rzeczywistości? Czy nie pomyliłem jakichś podstaw? Czy nie wyjdę na amatora i czy nie zdemaskuję się, że to jest nieudolna fikcja... a z drugiej strony brakowało mi doświadczenia życiowego, żeby pisać o realnych wydarzeniach.

O jakich niewiernych mowa w pierwszym zdaniu? Tego nie wiem. A może to po prostu nieistotne. Nie chodziło mi wtedy o odniesienie do konkretnych religii. Nie miałem też na myśli swojej wierności wobec religii, w której zostałem wychowany. To zdanie jednak, ten cytat rezonuje ze mną lub we mnie od tych dwudziestu lat, które minęły od tego czasu. Nie wiem dlaczego... Myślenie o innych, chęć ich poznania i zrozumienia - te elementy to był rodzaj mojego DNA. Mam nadzieję, że mam je jeszcze w sobie...

Jak pomyślę o swojej młodości, to miałem piękne i szlachetne ideały. Honor, dobro, przyjaźń, miłość, ciekawość. Wszystko to pomieszane trochę z moją introwertycznością, którą dopiero po dekadach odkryłem jako zaletę. W czasie liceum i studiów wydawała mi się wadą.
Przeczytałem potem o introwersji ciekawe spostrzeżenie.
Introwersja to podobno nie jest zamknięcie się w sobie ani obawa przed dużym audytorium ale taki rodzaj funkcjonowania, komunikowania i odczuwania, który pozwala na otwartość i czerpanie energii z relacji pozbawionych fałszu. I nie ma tu znaczenia liczebność grupy.

Umiałem więc nawiązywać fajne znajomości, ale muszę przyznać, że faktycznie mniej lub bardziej świadomie dobierałem sobie ludzi, którym potrafiłem zaufać. Jeśli komuś nie ufałem, to w zasadzie zrywałem kontakt albo ograniczałem do niezbędnego minimum. To wszystko było bardzo ocenne i mega subiektywne.

Często pisząc coś w ukryciu, bałem się czyjejś oceny. Tak naprawdę bałem się jakiejś niesprecyzowanej czkawki krytyczno-amorficznego audytorium... że ta kopuła moich myśli okaże się dla kogoś kopułką...

Jak teraz o tym myślę, to widzę, że życie w lęku ma w sobie niestety coś z karłowatości umysłowej. Na szczęście miałem w sobie pasję i chyba... miłość. Przez małe "m" ale z ogromnym ładunkiem nadziei.

Przemyślenia umiłowaneWhere stories live. Discover now