Wychowałem się wśród książek. Mieszkaliśmy w domu dziadków, który był dawną leśniczówką.
To był murowany poniemiecki dom piętrowy. Pamiętam, że dziadek z babcią mieli taką dużą komodę na telewizor i na jej bocznych słupkach i dolnej szafce był rodzaj biblioteczki z różnymi książkami. Najwięcej było tych dotyczących przyrody ale też sporo literatury patriotycznej. Miałem wdrukowane takie przeświadczenie, że książki to wiedza i mądrość. Chciałem dużo czytać.
Tata z mamą z kolei mieli głównie książki przygodowe i historyczne.
Większość z nich nie była jeszcze odpowiednia dla mojego wieku, dlatego od połowy podstawówki regularnie wypożyczałem książki z miejskiej biblioteki.
W tym wszystkim jednak bardzo skrzętnie ukryta była... pycha. Chyba w głębi czułem się wyjątkowo przez sam fakt, że czytałem. Strasznie to słabe. Potrafiłem przeczytać w wieku kilkunastu lat 100 stron dziennie.
Wiedziałem, że to nie żaden rekord ale dawało mi to satysfakcję.Z czasem dostałem pewnego rodzaju nauczkę. Mianowicie wielu zaczętych książek nie dokończyłem. Zaczynałem kilka na raz lub przeskakiwałem niektóre rozdziały. Albo zwyczajem mojego taty zaglądałem na koniec książki, środek, fragmenty i... zaczynałem z mniejszym lub większym przekonaniem. Doszło do tego, że miałem kilkanaście jak nie kilkadziesiąt zaczętych książek i związane z tym faktem wyrzuty sumienia...
To tylko pokazuje, że nie ilość powinna być ważna ale jakość.
Usłyszałem też od pewnego przedsiębiorcy, że niektóre książki warto przeczytać dwa lub trzy razy. I to najlepiej w różnym wieku.
Chodziło mu o takie książki, które wywarły na kimś duże wrażenie - to właśnie im warto poświęcić tyle "pracy".
Było kilka takich książek, które przeczytałem kilka razy. Były też takie, które czytałem wielokrotnie fragmentami - traktowałem je jak podręcznik/przewodnik i wracałem do nich często.
Ale nie wszystkie książki są warte czytania w różnym wieku.
Moją ulubioną książką w czasach szkolnych była Winnetou i cała seria napisana wokół tych postaci. Ale jak dorosłem wiedziałem, że nie można się na tym zatrzymać. Czułem, że książka Winnetou nie powinna być ulubioną książką dorosłej osoby.
Niedawno postanowiłem to sprawdzić, kiedy kupiłem ją dla moich dzieci. Zacząłem ją czytać i widziałem, że niektóre opisy są tak fantastyczne, że aż nierealne. Do tego momentami patetyczno-infantylne.
Przyglądałem się też sposobowi pisania i prześledziłem losy Karola Maya. To było ciekawe doświadczenie - móc obserwować swoje przemyślenia w trakcie czytania i przypominać sobie swoje wrażenia sprzed 25 lat.
Zrobiłem to testowo i potwierdziło się, że to nie ta książka, którą warto czytać po latach. Swoim zwyczajem nie dokończyłem jej... zatrzymując się gdzieś w 3/4 całości.Czy jestem więc molem książkowym? Czy aspirantem molowym? Takim leniwym kandydatem na mola.
Ostatnio odwiedziłem ten mój wspomniany dom rodzinny, a konkretnie jego podwórko.
Wróciły fajne wspomnienia. Starałem się przypomnieć sobie jakie miałem przekonania w dzieciństwie i młodości...
Usłyszałem kiedyś, że przekonania są bardzo silnym motywem, który paradoksalnie może powstrzymywać nas od zrobienia czegoś albo wręcz sabotować nasze własne plany i działania.
No właśnie - przekonania... czym one w ogóle są? Zapewne wypadkową kilku elementów/czynników. Tak "na czuja" bazują na naszych wartościach ale pomieszane są z doświadczeniami.
Czy przekonania polegają na prawdzie?
Właśnie... >>Cóż to jest prawda?<<
Zastanawiam się czy są takie stwierdzenia, których jestem w 100% pewny, że są prawdą.
Nawet stwierdzenia dotyczące teraźniejszości i czegoś co widzimy, czego doświadczamy - nawet one w momencie ich wypowiedzenia są już przeszłością. To tak jak z tym guru, który stwierdził w odpowiedzi na pytanie dociekliwego filozofa, że nie tylko nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki ale nawet jeden raz do tej samej rzeki nie da się wejść :) bo płynąc ona zmienia się nieustannie.
Wracając do przekonań, to mam ich bardzo wiele. Wiele wyniesionych z wychowania, z religii, ze społeczności w których się obracałem w latach dziecięco-szkolnych, z obiegowych opinii na temat świata. Wielu z nich nie jestem nawet pewnie świadomy a innych nieświadomie jestem pewien.
Jakie miałem przekonania w wieku 20 lat?
Miałem świadomość, że pochodzę z bardzo małej miejscowości w Europie środkowo-wschodniej. To już coś mówi. Może nawet wiele.
Było to dla mnie miejsce świetne w okresie dzieciństwa i jednocześnie determinujące w czasach młodzieńczych do jego opuszczenia. Zaledwie 120 kilometrów dzieliło mnie od dużego, studenckiego miasta spotkań. Miałem przekonanie, że jeśli tylko będzie mi na tym zależeć to mogę zmienić miejsce, w którym się znajdę, w którym będę chciał żyć. Włączając w to zagranicę.Wtedy czułem, że nie będzie to jedno miejsce.
Moje przekonania odnośnie mojej przyszłości nie były ograniczone sytuacją, w której się znajdowałem. Przeciwnie - zawsze miałem przeświadczenie, że mogę zmienić rzeczywistość, w której jestem. Nie miałem roszczeniowych oczekiwań. To był taki rodzaj pewności, że dzięki sprytowi, pracy, przedsiębiorczości będę w stanie wiele zmienić.
YOU ARE READING
Przemyślenia umiłowane
Short StoryWszystko zaczęło się od sentymentalnej wizyty na podwórku mojego rodzinnego domu - poniemieckiego murowanego budynku, który pełnił rolę leśniczówki mojego dziadka. Tam się wychowałem i mieszkałem do czasów maturalnych. Wracają fajne wspomnienia. Śc...