Prolog

276 27 25
                                    

POV. Blizna

Nie mogłem w to uwierzyć. Ale była to prawda. Czułem się jakby ktoś uderzył mnie w twarz i to tak mocno, przez co oślepł bym na całe życie.

W obozie Klanu Błyskawicy zgrywałem wielkiego lidera. Kota, którego nic i nikt nie zabije. Cóż...szkoda, że to nie prawda. Biegłem przybity, za mną reszta mojego klanu. Czułem, że są równie zmartwieni i przerażeni jak ja.

Mój wyraz pyszczka nie zmienił się. Nadal gościła na nim powaga i złość, która z każdy moim biegiem się nasilała. Nie obchodziło mnie to, że tak jak reszta klanu, krwawię.

Słyszałem szepty swoich podwładnych za sobą. Nie reagowałem na nie agresją jak zwykle. Nadal do mnie nie docierało to, co właśnie się wydarzyło.
Mgła, córka, najbardziej wojowniczy morderca i moja następczyni okazała się być zdrajcą. Co prawda nie zdziwiło mnie to, mimo to, nie sądziłem, że zachowa się względem nas tak okropnie.
Z resztą, czego mogłem się spodziewać po tej tchórzliwej, słabej i bezmyślnej istocie.

Dotarliśmy do naszego terenu. Już dawnego. Wiedziałem, że nie możemy tutaj zostać. Zwłaszcza, po zdradzie i porażce.

-Zabierzcie to co najważniejsze i wyruszamy!- wrzasnąłem tak, aby wszyscy mnie usłyszeli.

Koty, które nie brały udziału w tym pokazie żenady, wyszły z legowisk zaskoczone.

-Blizno, co się dzieje? Czemu się przenosimy?- zapytała mnie Kwiat, która obecnie była w ciąży. Nie były to moje kociaki. Właściwie, nikt nie wie, czyje były. Kwiat milczała jak trup, kiedy ktoś usiłował się czegokolwiek dowiedzieć.
Było to godne podziwu. Byłem pewny, że gdyby te głupie klanowce ją złapały, nie dałaby się złamać. Nie to, co ten śnieżnobiały tchórz.

Szybko wskoczyłem na Złamaną Gałąź, olewając krew, która zostawiała po sobie ślady.  Nie musiałem nawet wzywać tych bezmózgich podwładnych.

-Mówię to z wielkim bólem serca - oczywiście blefowałem. Nie zamierzałem rozpaczać nad tą nędzną kupą futra- ale nasza najlepsza morderczyni, Mgła, przeszła na stronę wroga. I to ot co. Dla jakiegoś zapchlonego wojownika- widziałem po minach moich morderców niedowierzanie, ale i budzącą się w nich furię i złość. Uśmiechnąłem się pod nosem. Miałem okazję sprawić, aby te bezmyślne głąby znienawidziły Mgłę do szpiku kości. - To przez nią przegraliśmy najważniejszą bitwę naszego życia. Tyle pracy poszło na marne!- krzyknąłem, a moi podwładni pokazali zęby. Widocznie udało mi się trafić w czuły punkt większości.- dlatego, z uwagi na bezpieczeństwo wasze i waszych kociąt - zacząłem zgrywać wspaniałego lidera, któremu zależy na tych pachołkach- jesteśmy zmuszeni opuścić to miejsce. Ukryjemy się w tamtych górach- wskazałem ogonem odległe górzyste tereny.

,,Pomoże to przy okazji wyeliminować najsłabsze osobniki. Tylko silni przetrwają taką podróż"- dodałem sobie w myślach zadowolony z siebie. Ten pomysł był wyśmienity. Jedynie o kotki w ciąży powiedzmy, że się martwiłem. Bez nowych łap i pazurów do pracy, Klan Śmierci miałby szansę upaść. A nie w tym rzecz.

-A jak mamy się tam dostać? - zapytał niepewnie czarny w jaśniejsze pręgi kocur. Czyli innymi słowy Pień.

Spojrzałem na niego krytycznie. Czy on naprawdę jest tak głupi czy tylko udaje? Pfttt...po nim mogłem się wszystkiego spodziewać.

-Pieszo. I to jak najszybciej - prychnąłem i zeskoczyłem z gałęzi. Nie mieliśmy czasu do stracenia na jakieś głupie i niepotrzebne paplanie.

POV. Świerk

Ja oczywiście nie byłem zaskoczony zdradą Mgły. Zwłaszcza, wtedy, kiedy zobaczyłem ją z patrolem Klanu Błyskawicy. Już wtedy wiedziałem, że możemy się tego spodziewać.

Widziałem po Bliźnie gniew i złość, chociaż sprytnie ją maskował. Znałem go lepiej niż kogokolwiek innego. W końcu byłem jego uczeniem. Może kiedyś byłbym kimś dla niego więcej...

Dobra! Świerk! Przestań myśleć o bzdurach. Patrzyłem na niego i czułem, jak serce mi przyspiesza. Miałem jedynie nadzieję, że nie zacząłem się rumienić.

Kiedy usłyszałem o podróży, byłem tego pewny.
,,Sprytne. Chce po drodze wyeliminować najsłabsze osobniki. "- pomyślałem i zadowolony się uśmiechnąłem.

Czyli nie jestem taki głupi, jak reszta tych tępaków.

Od razu po zakończeniu przemówienia, zbliżyłem się do krwawiącego Blizny. Był ode mnie dużo starszy, ale nie obchodziło mnie to.

-Może nim wyruszymy, Zioło powinien opatrzyć rannych? Zwłaszcza, że większość to doświadczeni mordercy. - postanowiłem to podkreślić. Ja sam dosyć dobrze się trzymałem. Nie zamierzałem pokazywać bólu.

Kocur wydawał się zastanawiać, a ja cieszyłem się jego pięknymi, zielonymi oczami. Moje serce płonęło i było gotowe oddać się w jego łapę. Jednak nie dałem tego po sobie poznać. W końcu skąd miałem wiedzieć czy kocur czuje to samo?
Ponadto był moim liderem. Nie miałem praw, aby jakkolwiek się do niego zbliżyć.

-Masz rację. Nie możemy dopuścić do straty reszty morderców. Byle szybko, Świerku- miauknął poważnie, jednak jego uszy były położone po sobie. To nie wróżyło nic dobrego.

Mimo to, postanowiłem w obecnej sytuacji poinformować Zioło. Pomimo bólu w tylnej łapie, pobiegłem do jego legowiska, utrzymując stałą prędkość.

Szybko wszedłem do środka, nie zamierzając nawet pytać, czy bym mógł.
Cóż, chyba jednak powinienem. Zioło był...odrobinę zajęty z Perłą.

Przewróciłem oczami i odchrząknąłem. Oba koty od razu na mnie spojrzały. W ich oczach malowały się przerażenie, wstyd i zażenowanie.

-J-jak długo tutaj stoisz?- zapytał, lekko się jąkając.

Ponownie przewróciłem oczami. Jak Klan Śmierci ma być silny z takimi nijakimi bezmózgimi idiotami?

-To jest nieistotne- syknąłem podirytowany całą sytuacją. Mieliśmy się opatrzyć na szybko! Nie było czasu do stracenia! -Blizna kazał, abyś szybko opatrzył wszystkich rannych, bo mamy ruszać w drogę!- warknąłem zjeżony i wyszedłem z legowiska na polanę.

Poranieni czekali w kółku, aż nasz romantyk zajmie się opartywaniem. Po chwili wszedł z pajęczynami i powoli podchodził do kotów.

Tylko ostentacyjnie przewróciłem oczami.

-To będzie długi dzień...- mruknął, spoglądając w niebo...

Losy Klanu Śmierci (S) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz