𝕽𝖔𝖟𝖉𝖟𝖎𝖆ł 4.

3 0 0
                                    

 𝒮tolas stanął przed Azrielem zakrywając chłopca i siebie pierzastym płaczem. Ostrze agresora odbiło się od płaszcza z brzdękiem zupełnie tak, jakby pióra, z których był zrobiony, były z prawdziwej stali.

 Ciało przeciwnika wyłoniła się z cienia całkowicie w akompaniamencie złowrogiego śmiechu. Było to ciało bladej kobiety odzianej w smoliście czarną suknię zdobioną pojedynczymi elementami zbroi.

- Morrigan. - Warknął Stolas w jej stronę najwyraźniej poznając, z kim mają do czynienia.
- No proszę, znasz moje imię! Myślałam, że dupki takie jak ty nie zaprzątają sobie swojej ślicznej główki istotami mojego pokroju  - Kobieta w trakcie wypowiadania tych słów zdążyła się zamachnąć kosą kilka razy. Stolas zgrabnie unikał ataków, chroniąc przy okazji Azriela pod swoją peleryną. 

 Po trzecim ataku Morrigan, Stolas kopnął Azriela w przeciwnym kierunku. - Wybacz, chłopcze, ale w taki sposób będziesz mi tylko przeszkadzać. Używaj swojej umiejętności, jeżeli to będzie konieczne i staraj się nie wtrącać.

Azriel przytaknął głową.

- Co ty jesteś taki miły dla tych małp? Nie pamiętasz co nam zrobiły?! - Morrigan próbowała podciąć nogi Stolasowi, a ten uskoczył nad jej atakiem i zamachnął się płaszczem, z którego wyleciało kilkanaście piór, które, niczym ostrza, leciały w stronę Morrigan.
- Owszem, pamiętam. Jednak zdaje sobie sprawę z tego, że ten chłopiec, jak i cała reszta, nie mieli żadnego wpływu na to, jak postępują ich przodkowie. - Stolas wylądował zaczepiając się szponami o półkę, z której wypadło kilka książek. 
Morrigan dzielnie unikała ostrzy, jednak jedno nacięło jej lekko policzek. Przetarła to miejsce ręką i oblizała błękitną ciecz, która najwyraźniej była odpowiednikiem krwi dla demonów. - Gadanie! Zabiję ich! Zabiję ich wszystkich! Zacznę od tego wypierdka, a potem resztę! Ostatnia będzie ta dziewucha, która mnie tu sprowadziła. Ma szczęście, że ten cholerny pakt z zsyłaniem z powrotem do piekła, po śmierci adepta, istnieje! - Kobieta doskoczyła do Stolasa z zamiarem wprowadzenia kolejnego zamachu kosą, jednak ten atak zakończył się jedynie dekapitacją kilku ksiąg.

 Stolas zniknął, a właściwie to bardzo szybko zszedł na dół nie wydając przy tym absolutnie żadnego dźwięku. Azriel był jednocześnie pod wrażeniem zdolności Stolasa, jak i przerażony rządzą mordu Morrigan. Do głowy mu zlatywała nawałnica pytań od tych najprostszych pokroju "Kto przyzwał Morrigan?" po te bardziej skomplikowane "Kim jest Morrigan? Nigdy nie słyszałem o tym demonie.", nie mógł nacieszyć się odpowiedziami na swoje pytania, ponieważ musiał uważać, by nie oberwać podczas walki, która toczyła się na jego oczach.

 Demon Azriela wydał z siebie przeraźliwie głośny, przypominający okrzyki konających ludzi, dźwięk, który ogłuszył Morrigan i doprowadził Azriela do bólu głowy. Stolas jednak nie tracił ani sekundy uzyskanej w ten sposób i zasypał Morrigan nawałnicą pierzastych ostrzy. Jego szkarłatne ślepia wbijały się gniewnie w miejsce, w którym ostrza były skierowane oczekując, że zastanie tam poharatane ciało Morrigan.

 Nic tam nie było.

 Azriel patrzył na tę scenę zaniepokojony myśląc, gdzie może być Morrigan. Nagle połączył kropki. 

- Stolasie! Cienie, uważaj! 

Stolas okrył się peleryną po tym ostrzeżeniu, co najprawdopodobniej ocaliło go przed poważnymi ranami. Rozległ się trzask kosy Morrigan uderzającej o pelerynę Stolasa. Kobieta zabluzgała szpetnie, a sowi książę nie dając jej chwili na wytchnienie, zaatakował ją kolejnymi piórami w twarz. Przeciwniczka uniknęła piór znikając w cień.

 Walka trwała, ale wpadła w błędne koło. Zaczęła polegać na tym, że Stolas ukrywa się pod peleryną, a Morrigan próbuje go zaskoczyć. Nieskutecznie. 

 Azriel rozglądnął się po całej bibliotece myśląc, jakby wesprzeć swojego sojusznika w walce. Spostrzegł wtedy, że jedna ze ścian jest okryta ogromną firaną, przez którą promienie słońca próbowało się przebić. Pomyślał, że gdyby odsłonił to okno, Morrigan straciłaby tak wielkie pole do manewru w cieniach, jakie ma teraz.

 Spróbował dostać się do okna nie zwracając na siebie większej uwagi. W końcu doszedł do firany i znalazł coś, co określił "śmieszny dzyndzel", który, zdaniem Azriela, służył do odsłonięcia okna. Obejrzał się jeszcze raz w stronę, w której rozgrywała się walka dwóch demonów i już miał pociągnąć za dzyndzel, kiedy to poczuł ogromny ból z tyłu głowy zupełnie tak, jakby ktoś go uderzył metalową rurą na tyle nieumiejętnie i słabo, że nie stracił przytomności. 

 Mimo chwilowego ogłupienia, Azriel użył swojej magii by zatrzymać czas i odwrócić się w stronę napastnika. Kolejny demon? A może właściciel Morrigan? Jeżeli tak to kto to? Dziwna, zgarbiona osoba?

 Nie, mylił się.

 Przed Azrielem stała Ciel, wyglądała na nieźle zdenerwowaną.

- MORRIGAN! - Wydarła się. - Mówiłam ci żebyś poczekała! - Znowu się zamachnęła w stronę Azriela, chcąc poprawić to, co jej nie wyszło. Chłopak jednak ponownie użył zdolności, tym razem by czas zwolnić. Uniknął ciosu, ale poczuł, że świat się nieco rozmazał. Użył magii zbyt częste i w zbyt krótkim odstępie czasowym, o ironio.

- Ciel! Nie chcę tego, tak samo, jak ty. Dogadamy się! - Tym razem samodzielnie uniknął ataku Ciel. Na jego szczęście, przeciwniczka miała równe doświadczenie w walce, co on, czyli zerowe.
- A co ty tam możesz wiedzieć, co!? To nie jest czas na pogaduszki! - Znów się zamachnęła, a Azriel użył magii jeszcze ten jeden raz. Czas się zatrzymał na tyle, by chłopak mógł podejść nieco bardziej z boku Ciel i podstawić jej nogę. Kiedy czas wrócił na swoje tory, dziewczyna przewróciła się.
- Nie widzisz, że coś tu jest nie tak? Nie ma sensu walczyć, nie tak wcześnie. - Azriel skorzystał z faktu, że podczas upadku Ciel upuściła rurę i ją podniósł. Teraz chociaż pojedynek między nimi był przechylony na jego stronę, a przynajmniej tak myślał.

 Ciel spojrzała się na niego gniewnie i zanim wstała, zatoczyła niewielkie kółko palcem, z którego otworzył się swego rodzaju portal. Dziewczyna włożyła tam rękę po czym wyjęła z portalu kij baseballowy i wstała.

- No błagam... - Mruknął Azriel nieco załamanym tonem po czym ustawił się w stabilnej pozycji by móc złapaną w obie dłonie rurą zablokować kolejny atak Ciel.
- Po prostu się poddaj! Dla każdego będzie łatwiej. - Wykrzykiwała wciąż próbując uderzyć go kijem. 

 Podczas tej krótkiej wymianie ciosów, Azriel spojrzał kątem oka na sytuacje Stolasa. Wciąż wyglądała tak samo, chociaż płaszcz Stolasa wydawał się nieco chudszy, niż był wcześniej. Azriel zastanawiał się, czy jego towarzyszowi mogą skończyć się pióra, a potem pożałował tej chwili rozproszenia. Ciel przebiła się przez jego obronę, popychając go.

 Tym razem upadł Azriel, pod ścianą. Widział jak Ciel ma zamiar zadać mu cios kijem wkładając w niego tym razem więcej siły. Tym razem się nie pomyli.
 
Chłopak zatrzymał czas na chwilkę, tylko po to, by się przeturlać w inną stronę i nie oberwać. Widać, że mocno zirytował tym Ciel.

- Ta twoja teleportacja zaczyna mnie wkurzać! - Warknęła i zaczęła iść w jego kierunku.

 Teleportacja? A więc to tak wygląda z perspektywy drugiej osoby, kiedy on przebywa swoje małe podróże w czasie? Zganił się w myślach za to, że ponownie dał się rozproszyć. Poczuł, że pod ręką ma inny materiał, niż drewno podłogi. Miękki, aksamitny... bingo, był pod firaną, a dokładniej jej krawędzią. 

 Szybko wstał i szarpnął za dzyndzel, który był obok.

 Firana opadła odkrywając okno, przez które wydostawało się światło oświetlające niemalże całą bibliotekę. Morrigan wrzasnęła jakby z bólu dając sygnał Azrielowi, że odsłonięcie firany było kluczowe do wygrania tej walki... dopóki Ciel go nie przyszpiliła do ściany za pomocą kija.

 Azriel musiał upuścić rurę, by móc zaprzeć rękami kij Ciel żeby ta go nie udusiła. Był w kropce... tak samo jak Morrigan.

- Ciel, posłuchaj mnie jeszcze raz. Jeżeli ty mnie teraz zabijesz, Stolas zabije i Morrigan. Oboje nie dostaniemy swojego życzenia. Naprawdę chcesz sprawić, by ta walka straciła jakikolwiek sens?
- Zamknij się! - Pisnęła dusząc łzy. - Jasne, że nie chcę! Chcę po prostu swoje życzenie!
- Oboje go nie dostaniemy, jeżeli nie przerwiemy tego teraz! - Azriel zmusił się do spojrzenia jej prosto w oczy. Zauważył, że Ciel wygląda, jakby się miała zaraz rozbeczeć. - Ciel, pamiętasz, jak Arthur nas wyzywał? Na wieży zegarowej. 
- Co to ma do rzeczy? Myślisz, że cię oszczędzę bo mi raz pomogłeś? - Napiera bardziej kijem, który był już niepokojąco blisko szyi Azriela.
- Nie! Nie o to mi chodzi! Chodzi mi o to, co powiedział. O sojuszu! Pomyśl. Oboje jesteśmy słabi, ale razem możemy mieć szansę. Pomóżmy sobie nawzajem jeszcze ten jeden raz, dobra? Nikt nie musi teraz umierać. 

 Ciel przestała napierać. Chwilę się zastanawiała nad odpowiedzią, po czym wydała swój werdykt. 

BETTER FATE [w trakcie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz