005

559 19 12
                                    

- Jakoś nie jestem przekonana, że to dobry pomysł. - przyznaję Samanthcie, na co przewróciła oczami. - A co jak gościu okaże się jakimś psycholem?

- Nie, że coś, ale poszłaś z tym psycholem do łóżka. - zgasiła mnie brunetka. Przyznałam jej rację i zanurzyłam swoje usta w zimnej kawie, która od razu stawia mnie na nogi. Dzisiaj wieczorem spotykam się z nieznajomym. - Chociaż, dziwne jest to, że nie chciał się przedstawić, ani wysłać swojego zdjęcia. Może faktycznie jest z nim coś nie tak?

- Samantha, nie pomagasz. - spojrzałam na nią z litością. Dziewczyna wzruszyła ramionami i wróciła do swojego napoju. 

Faktem jest, że facet nie chciał żebym dowiedziała się o nim czegokolwiek. Tak w zasadzie, to nie pisaliśmy zbyt dużo. Wiem o nim tylko tyle, że jest biznesmenem, stąd znalazł się na imprezie Davida. I że nie lubi rodzynek. 

Tajemniczy to on jest, nie ma co.

- Rozumiem, że spotykacie się w miejscu publicznym? - zapytała Samantha. Przytaknęłam. Umówiliśmy się po południu w parku. Całkiem dobre miejsce na pierwszą randkę. Chociaż ta chyba będzie najbardziej niezręczną w historii randek. Jeżeli można to w ogóle pod randkę dopiąć.

- Park to optymalna opcja. Po pierwsze można się przejść. - zaczęłam wymieniać wszystkie plusy. - Jeżeli któreś z nas zgłodnieje, to można coś zjeść. No i najważniejsze, jest dużo ludzi. 

- Nie wierzę, że idziesz na swoją pierwszą randkę. - brunetka starła niewidzialną łzę z pod oka, udając wzruszenie. Przewróciłam oczami. - Tak szybko dorastasz.

- No, bardzo zabawne. - żachnęłam się. Brunetka uśmiechnęła się złośliwie. To prawda. Odkąd znam Samanthe, nie zdarzyło mi się jeszcze pójść na randkę. Po prostu jakoś nie było okazji. Od zawsze na pierwszym miejscu był fortepian. Wiadomo interesowali się mną niektórzy mężczyźni, ale ja nie interesowałam się nimi. I że randkowanie nie jest dla mnie. Tak minęło już parę lat. 

- Dobra, koniec o tym już. - postanowiłam. Mój wzrok przykuła starsza pani siedząca na ławce. Dałabym jej minimalnie osiemdziesiąt lat. Staruszka poprawiła okulary i trzęsącą ręką złapała swoją laskę, która niemal upadła na ziemię. Rozejrzała się wokół i jej wzrok nagle rozpromieniał. Spojrzałam w kierunku jej wzroku i ujrzałam tam starszego mężczyznę, który niósł bukiet czerwonych róż. Podszedł do staruszki, która ucałowała go w policzek i wręczył jej bukiet. Musiał to być zapewne jej mąż. Kobieta uśmiechnęła się szeroko. Para zamieniła ze sobą kilka słów, po czym udali się w swoją stronę. Śledziłam ich wzrokiem, dopóki nie zniknęli z mojego pola widzenia.

Powstrzymałam łzy wzruszenia przed wypłynięciem i odchrząknęłam, biorąc łyk kawy. Czyżby świat dawał mi jakieś znaki? Nie, na pewno nie. Nie wierzę przecież w takie bzdury.

                                                                                                 ...

Za pół godziny, muszę wyjść, a jestem w totalnej rozsypce. Spoglądam w stos nieposkładanych ubrań i zastanawiam się, co założyć. Na co dzień, nie przykładam większej uwagi to tego, co zakładam. Ale dzisiaj mam jakieś przeczucie, które podpowiada mi, żebym jednak założyła coś innego niż zwykły t-shirt z wzorkiem i jeansy. 

- Musi tu być taki bałagan! - zdenerwowana, rzucam wiązanką przekleństw. Patrzę na zegar, który informuje mnie, że zostało mi jeszcze mniej czasu. Wzdycham i przeglądam szybko szafę. Wyciągam przewiewną sukienkę w kolorowe kwiaty. 

Podkręcam rzęsy zalotką i przejeżdżam po nich maskarą. Nakładam odrobinę różu z drobinkami brokatu i smaruję usta pomadką ochronną. Raczej unikam mocnych makijaży, a na co dzień, zazwyczaj nie mam na sobie żadnego kosmetyku. 

I will always love you -  Rafe CameronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz