010

604 22 5
                                    

Siedzę i odwołuję wszystkie występy gościnne w których miałam brać udział. Nie wiem jak długo będę w Outer Banks, ale na wszelki wypadek zaznaczam sobie w kalendarzu trzy następne tygodnie jako niedysponowane. Samolot mam za dwa dni, dlatego spoglądam w kierunku walizek stojących w przedpokoju. 

- Na pewno nie chcesz żebym z tobą poleciała? - pyta Samantha pijąc energetyka. Siedzimy w salonie, gdzie ja dopinam wszystko na ostatni guzik, a brunetka próbuje mnie wspierać. Na zewnątrz, udaję, że wszystko jest okej, chociaż w środku mam ochotę zniknąć. Kiwam słabo głową. 

- Dam sobie radę. - zapewniam dziewczynę, co wiąże się z jej nieprzekonanym wzrokiem. Nie chcę obarczać Samanthy swoimi problemami, z którymi zazwyczaj radzę sobie sama. 

- Wiesz, że to nie byłby dla mnie żaden problem. - próbuje mnie przekonać, na co wzdycham. Zamykam laptopa i kładę wszystkie papiery na stolik. Ściągam okulary i przecieram oczy. Samantha patrzy na mnie zatroskana. Wiem, że wyglądam jak trup, bo od kilku dni nie potrafię zmrużyć oka, ale nie jest to teraz najważniejsze.

- Daisy, twój telefon wydzwania jak szalony. - wyrywa mnie z letargu głos brunetki. Podnoszę na nią zmęczone oczy i po chwili dociera do mnie głos dzwonka. Podnoszę telefon i widzę nieznany numer. Naciskam na zieloną słuchawkę i mówię :

- Halo? 

- Kiedy lecimy? - usłyszałam nagle głos dobrze mi znanego szatyna. Przewróciłam oczami i wstałam, idąc do łazienki. Nie chciałam prowadzić tej rozmowy przy Samanthcie. 

- Rafe nigdzie nie lecisz. Bynajmniej nie ze mną i nie do Outer Banks. - tłumaczę mu znużonym głosem. Nie mam siły go już więcej przekonywać. Ale nie pozwolę mu ze mną lecieć. 

- Mówiłem ci już, że decyzja nie należy do ciebie. - powiedział z irytującą pewnością siebie. - To dowiem się?

- Nie. - warknęłam i rozłączyłam się. Od razu zablokowałam numer, na wszelki wypadek, gdyby Rafe próbował się dalej ze mną kontaktować. Miałam nadzieję, że da sobie z tym spokój i pójdziemy w swoje strony.

Wyszłam z łazienki i weszłam do salonu, spotykając się ze wściekłym spojrzeniem Samanthy. Usiadłam zdezorientowana z powrotem na krześle. 

- Kto dzwonił? - zapytała nerwowo brunetka. Spojrzałam na nią kątem oka, nie dając po sobie poznać, że zaraz skłamię. 

- Pomyłka. - odpowiadam cicho i załączam telefon z instagramem dla niepoznaki. Nagle słyszę suche parsknięcie brunetki, która kręci głową.

- Gówno prawda. Czemu kłamiesz? - pyta zdezorientowana. Zamraża mnie i nie mogę się ruszyć. Nie wiem, co mam jej odpowiedzieć. - Ostatnio jesteś jakaś dziwna. Najpierw twoje podejrzane zachowanie w klubie, gdzie nagle źle się poczułaś, później jakieś nieznane numery telefonu do ciebie wydzwaniają, a ty cały czas wymyślasz jakieś kłamstwa i wymówki. O co tu chodzi, Daisy?

- Nic. - mruknęłam cicho. Dziewczyna wypuściła powietrze i wstała gwałtownie z kanapy. Już otwarła buzie, żeby coś powiedzieć, ale po chwili ją zamknęła i powiedziała tylko :

- Zastanów się lepiej, czy chcesz mnie okłamywać. - po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z mieszkania. Chciałam ją zatrzymać, ale nie miałam siły. Zła sama na siebie, wstałam i weszłam do łazienki. Zaczęłam się rozbierać, żeby wziąć ciepły prysznic i pójść spać, ale nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Z cichą wiązanką przekleństw, założyłam na siebie szlafrok i podeszłam do drzwi. Nie były zamknięte na klucz, więc po prostu nacisnęłam na klamkę i otwarłam drzwi.

Przede mną stał nikt inny jak Rafe Cameron. W sumie nie jestem zbytnio zaskoczona, mimo to na mojej twarzy pojawiła się irytacja. 

- Wow, spodziewałam się, że zjawisz się szybciej. - parsknęłam, wzruszając ramionami. Szatyn był wściekły. Miał zaciśnięte pięści i jego linia żuchwy się napięła. Wszedł do mieszkania, mijając mnie, na co przewróciłam oczami. Zatrzasnęłam drzwi i  weszłam do salonu, w którym stał Rafe i się we mnie wpatrywał. Pokiwałam głową. - Jasne, rozgość się.

- Dlaczego mnie zablokowałaś? - zapytał, skanując mnie wzrokiem. Poczułam się trochę niekomfortowo, ale zignorowałam to i odchrząknęłam. 

- Bo mogę. I nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. Nie rozumiesz? Nie chcę, żebyś ze mną leciał. Nie chcę cię w moim życiu! - uniosłam się. Miałam tego wszystkiego już dość. - Cała ta sytuacja wysysa ze mnie całą energię do życia, więc proszę cię, daj mi już spokój. Nie mam na to siły i czasu. Nie wiem, czemu się tak na to uparłeś. 

- Bo widzę, że nie jest z tobą dobrze! - krzyknął. Trochę się wzdrygnęłam, ale było mi już na tyle obojętne, że dobrze mógłby na mnie teraz nawrzeszczeć, a ja wzruszyłabym ramionami. 

- I co z tego? Co ciebie to obchodzi? - wysyczałam. - Nie oszukuj się, masz w dupie to, jak się czuję. W takim razie po co to robisz?

- Bo mi na tobie zależy. - powiedział pretensjonalnie. Po chwili, jednak przemyślał swoje słowa i dodał :

- Bo kiedyś mi na tobie zależało i nie mogę patrzeć na to jak się wyniszczasz. - dodał spokojniej. Odwróciłam wzrok i zaczęłam kręcić głową.

- Nie, ty nic nie rozumiesz. Nagle zjawiłeś się z powrotem i myślisz, że coś o mnie wiesz. A tak naprawdę nic nie wiesz. - powiedziałam z wyrzutem. Taka była prawda. Zaczynam się już w tym wszystkim zatracać i zaczynam panikować, ale próbuję stłamsić to uczucie.

- W takim razie mi powiedz! Czemu tak się tego boisz, że wróciłem? - zapytał z niezrozumieniem. Westchnęłam. 

- Dlatego, że zawsze radziłam sobie sama. Od zawsze. Od kiedy moja mama zachorowała i wyjechała z Conorem, zostałam całkiem sama. Mam Samanthe i znam mnóstwo ludzi i kurwa, jakbym chciała to miałabym znajomych od cholery. Ale po co? Skoro w środku czuję się samotna. - wyrzuciłam z siebie. - Nie ważne gdzie jestem. Te pieprzone uczucie zawsze mnie dopadnie. Myślisz, że mi łatwo? Naprawdę myślisz, że lubię tak żyć? Nie, ale już się przyzwyczaiłam. Także nie potrzebuję nikogo. A szczególnie nie potrzebuję ciebie. 

- Wcale nie musisz tak żyć. Sama wybrałaś drogę na skróty i się zamknęłaś. Gdybyś naprawdę chciała, to zapytałabyś tej swojej przyjaciółki, a ona na pewno by cię wsparła i z tobą pojechała. Lub ktokolwiek inny. W swojej głowie jesteś ofiarą, a tak naprawdę jesteś samolubna. 

- Gówno prawda. - wycedziłam między zębami. Zacisnęłam dłonie w pięści. Sekundy dzieliły mnie od totalnego wybuchu. Oddychałam ciężko, zacięcie patrząc wprost w niebieskie tęczówki Rafe'a. 

- W takim razie, udowodnij mi, że się mylę i pozwól mi z tobą polecieć. - powiedział, po czym przekręcił lekko głowę na bok i uśmiechnął się cwanie. Zamknęłam oczy i policzyłam w głowie do dziesięciu.

- Okej! Skoro tak bardzo chcesz jechać, to proszę bardzo. - uniosłam ręce w powietrze, w geście kapitulacji. - Ale nigdy więcej nie udawaj, że znasz mnie lepiej, niż ja sama siebie.

Witajcie moi drodzy! Szkoła daje mi nieźle w kość, co wiąże się z coraz mniejszą ilością wolnego czasu. Ale naprawdę lubię pisać, więc nie poddaję się. Proszę tylko o zrozumienie, gdyby rozdział się czasami nie pojawił. Musicie mi to wybaczyć. Zazwyczaj staram się dawać znać na profilu, nie wiem czy ktoś to w ogóle czyta, ale nie jestem też w stanie zawsze przewidzieć, czy zdążę coś napisać.

Dobra, koniec moich wypocin. 

Miłego dnia/wieczoru/nocy ❤

I will always love you -  Rafe CameronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz