Rozdział 3

1K 71 3
                                    

Może moje słowa nie były najmądrzejsze, ale nie żałuję. Dobra, żałuję w cholerę, że powiedziałam tak temu cholernie pociągającemu mężczyźnie. Gdybym mogła cofnąć czas...

-Kotku, gdybyś była moja porządnie bym cię...-powiedział przyciskając mnie do ściany, lecz w ostatniej chwili rozmyślił się z dokończeniem zdania. Oddech ugrzązł w moim gardle, a Mulat z beznamiętną twarzą puścił mnie i odszedł kilka kroków. Nie był zły, był totalnie wkurwiony!

-Nie masz jaj, żeby powiedzieć mi to prosto w twarz!?-krzyknęłam za nim,a on w tempie światła znalazł się obok mnie. Kilka centymetrów dzieliło nasze twarze, a Malik przygwoździł mnie swoim ciałem do białej ściany, przytrzymując przy tym moje ręce nad głową.

-Trzymaj język za zębami, bo cię wypieprzę tak, że nie będziesz umiała chodzić przez tydzień.-warknął prosto w moją twarz, a serce zaczęło walić mi jak młotem, a oddech przyśpieszył.-Zrozumiano!?-warknął ponownie, a ja naprawdę zaczęłam się go bać. Jego ton głosu pokazywał, jak bardzo wkurzony jest, lecz ja postanowiłam zostać bezczelna i nie pokazywać lęku.

-To, że jesteś niezaspokojony seksualnie, nie jest złe. Po prostu idź do burdelu lub kup sobie dmuchaną lalę...-powiedziałam z bezczelnym uśmieszkiem, a jego oczy pociemniały gwałtownie. Wziął mnie na ręce i nogą otworzył drzwi 'pokoju liliowego' i rzucił mnie na ogromne białe łoże. Spanikowana chciałam się rwać, lecz Malik usiadł na mnie okrakiem i zapinał po kolei moje kończyny w kajdanki (przymocowane do łóżka).

-Może to oduczy cię tak cholernej bezczelności!-warknął i powolnym krokiem wychodził z pokoju, a ja nie odzywając się ,ani słowem leżałam na wielkim, białym łożu. Kurewsko mi się nudziło, szczególnie, gdy minęło już kilka godzin. Z minuty na minutę kajdanki vo raz to mocniej raniły moje dłonie, ale po chwili poczułam odprężenie. Chyba zasnęłam, lecz nie jestem tego pewna.

*

Obudził mnie głośny śmiech. Na pewno nie był to głos debila, który przygwoździł mnie do tego cholernego łóżka. Był to żywy śmiech, osoby z Irlandii-pamiętam jak byłam tam na wakacjach, bardzo dużo się śmieją.

-Pomocy!Ratujcie mnie od tego psychopaty! Pomocy!-darłam się na całe gardło, a drzwi otworzyły się z impetem, a do środka wbiegł blondyn o nieziemskich, niebieskich oczach. Głośno przełknął ślinę na mój widok i przygryzł dolną wargę.

Nie napalaj się, tylko mnie ratuj jebany zboczeńcu!

-Masz zamiar nadal gwałcić mnie spojrzeniem, czy pomożesz!?-warknęłam w jego stronę, a na jego twarzy pojawiły się rumieńce. Po chwili schylił się po kluczyk, który był rzucony pod łóżko i odpiął moje kończyny, które swoja droga były porządnie poranione. Niepewnie wstałam z łóżka, bo wiesz.... nie zawsze jakiś milioner, miliarder czy jakiś tam pierdyliarder przykuwa cię do łóżka, w którym prawdopodobnie nie raz, czy dwa przeleciał jakąś dziwkę.-Dzięki...-pisnęłam, gdy stałam już na własnych nogach i podbiegłam do blondyna oraz pocałowałam go w zarumieniony policzek. Nie minęło pół minuty, do chwili, gdy biegłam na dół po schodach, pełna nadziei, że ucieknę. Prawie zabiłam się potykając się o swoje bolące nadal nogi, lecz znów trafiłam w ramiona pierdolonego zboczeńca.

-Gdzie biegniesz, kochanie?-zapytał z ironią w głosie, zaś ja prychnęłam na jego słowa i próbowałam wyrwać się z jego uścisku. Bez wahania przerzucił mnie przez ramię jak worek ziemniaków i powoli wchodził po schodach. Podczas tego zauważyłam, że się przebrał. Koszulę zamienił na czarny T-shirt z AC/DC, a na nogach miał czarne rurki przedarte na kolanach.

-Nie jestem workiem ziemniaków, Malik!-warknęłam, a on sprzedał mi soczystego klapsa w tyłek. Krzyknęłam z bólu, który rozsiewał się po całym udzie niczym prąd.

Dance for me |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz