Rozdział II

8 1 0
                                    

"Nigdy nie wolno nam rezygnować z poszukiwań Miłości. Ten, kto przestaje szukać, przegrywa życie"  - Paulo Coelho, Brida

***

Minęło jakieś 3 dni od sytuacji na dziedzińcu uniwersyteckim, od tego czasu nie zadzwoniłam do blondyna ani razu, chyba za bardzo się bałam. Poza tym co ja sobie myślałam, umawiając się z jakimś obcym typem, którego znałam kilka minut, za pewne już o mnie zapomniał a ja bez sensu o tym rozmyślam.

Normalnie już dawno bym zapomniała o tej całej sytuacji, lecz za każdym razem gdy wchodziłam w kontakty w moim telefonie, przez głowę przechodziła mi myśl by jednak do niego zadzwonić, sama nie wiem dlaczego. Było w nim coś co mnie urzekło, biła od niego taka schludna i spokojna aura.

Zdecydowałam się do niego napisać dopiero po kolejnych 3 dniach.

Odpisał mi praktycznie po 10 minutach, proponując datę i miejsce. Mieliśmy się spotkać dokładnie dzisiaj o 18, w przytulnej restauracji, w której jeszcze nie byłam. Sama nie wiem dlaczego ale przejmowałam się tym spotkaniem, od dawna nie byłam na randce, więc wyszłam trochę z wprawy w tych sprawach.

Popisaliśmy chwilę, wymieniając się takimi zwykłymi informacjami, jak imię, zainteresowania i kilka ciekawostek na temat kawiarni w której się spotkamy.

Po dwugodzinnym wyborze ubrań na dzisiaj, zdecydowałam się na białą sukienkę z odkrytymi ramionami, sięgającą do połowy uda. Dobrałam do tego na szybko złotą biżuterię i pasującą torebkę, szpilki sobie tym razem odpuściłam i włożyłam nowe białe converse.

Nie będę się męczyć w szpilkach, przed jakiś zapalonym romantykiem.

Byłam już chwilkę spóźniona, wchodząc do taksówki, czekającej na mnie pod domem. Droga minęła szybko, jak się później okazało, restauracja była dosyć blisko mojego domu, zanim wyszłam z taksówki, ostatni raz spojrzałam w lusterko, upewniając się że wyglądam dobrze.

Zapłaciłam kierowcy i spojrzałam na budynek przede mną. Kawiarnia wyglądała dosyć przytulnie, nawet z zewnątrz. Zobaczyłam go przed wejściem, ubranego w zwiewną granatową koszulę i beżowe garniturowe spodnie. Zobaczył mnie wcześniej niż ja go dojrzałam, ponieważ trzymał na mnie swój wzrok od dłuższej chwili.

- Wyglądasz przepięknie, Isabelle - Oznajmił od razu gdy się do niego zbliżyłam, podziękowałam uprzejmie i oboje ruszyliśmy w kierunku wejścia do kawiarni, nie zdążyłam nawet dotknąć klamki, gdy zobaczyłam że mężczyzna otworzył drzwi za mnie, ruchem ręki zachęcając mnie bym poszła przodem.

Dobra może i lekko mi zaimponował, ale po chwili przypomniałam sobie że przecież takie zachowanie jest pewnie normalne dla osoby która piszę tak denne historię.

Usiedliśmy przy stoliku koło dużego okna, przez który był widok na Chinatown. Wtedy od razu wpadły mi w oko dekorację, które zupełnie odbiegały estetyką od widoku za oknem, było to zdecydowanie więcej roślin i wszelkich kwiatów, co sprawiało że było tu o wiele przytulniej.

- Bardzo lubię tu przychodzić, ten włoski klimat przypomina mi moje ostatnie wakacje w Wenecji - rzekł, widząc że się rozglądałam

- Byłeś we Włoszech? - zapytałam zaciekawiona

- Prawdę mówiąc byłem we Włoszech, Francji, Hiszpanii, Belgii, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii - wymieniał po kolei, a ja patrzyłam na niego z lekkim szokiem - Lubię podróżować - oznajmił, śmiejąc się lekko, widząc mój szok wypisany na twarzy

- Cóż, ja sama byłam jedynie we Włoszech, pochodzę stamtąd głównie - rzekłam, nadal będąc pod wrażeniem ile on cudownych miejsc musiał zwiedzić.

- Masz włoskie korzenie? - spytał, okazując mi większe zainteresowanie.

- Moja matka była Włoszką, a ojciec pochodził z Szwajcarii, jednak w samych Włoszech spędziłam tylko 12 lat - oznajmiłam, starając się mówić pewnym siebie głosem. Moi rodzice nie żyją od 12 lat ale to nie znaczy że przecież mam mu o tym mówić na pierwszej randce.

W tym momencie podeszła do nas kelnerka, pytając o nasze zamówienie. Mattew zamówił nam Carbonare oraz jedno z wytrawniejszych win. Już miałam się odezwać, że sama potrafię wybrać danie, lecz on tylko spojrzał na mnie i odezwał się, uspokajając mnie.

- Bardzo ją tutaj polecają, sam próbowałem kilka razy i przyznaję że smakuję dokładnie jak we Wenecji.

Ma szczęście, że carbonara to jest jedno z moich ulubionych włoskich potraw, bo inaczej już bym była przy kelnerce, biorąc coś zupełnie innego.

- Swoją drogą, mój kuzyn kupił ostatnio piękny dom w Szwajcarii, mają tam widoki jak z obrazka - zaśmiał się lekko - A jak wylądowałaś w San Francisco? 

- Na początku mieszkałam u mojej cioci w Chicago, ale przeprowadziłam się tutaj na studia dziennikarskie - powiedziałam, przypominając sobie sytuację na dziedzińcu - A ciebie co ściągnęło do stanów?

- Już wiesz  że nie jestem stąd, prawda? - zapytał retorycznie,  śmiejąc się pod nosem - Jestem pisarzem, można powiedzieć że wyjechałem szukać inspiracji do mojej nowej powieści - oznajmił, nadal utrzymując już dłuższy kontakt wzrokowy.

- Kolejny romans, mam rację? - spytałam, podnosząc lekko prawą brew.

- Coś nie przepadasz za nimi - zauważył

- To nie tak że nie przepadam, lubię obyczajówki, lecz gdy głównym wątkiem jest relacja między szkolnym Fuck'boyem , który  głównie co robi to gra w kosza, pali papierosy i jest częściej na imprezach niż ja na uczelni, a dziewczyną, która bardzo dobrze się uczy, nie chodzi na imprezy, bo woli spędzić ten czas w bibliotece, a o własnym zdaniu to można u niej zapomnieć bo jest cichutka jak myszka, to fabuła całkowicie traci sens.

Spojrzał na mnie lekko zdziwiony moją krytyką, nie ukrywając nutki zainteresowania moim zdaniem. Przyglądał mi się tak przez chwilę, aż odezwał się w końcu.

- Czy ty właśnie opisałaś moją książkę? - zapytał z udawaną obrazą, po czym roześmiał się, odchylając głowę lekko do tyłu - Przyznaję, takiej recenzji jeszcze nie słyszałem.

W tym czasie, ta sama kelnerka zdążyła już przynieść nasze zamówienie.  Oboje od razu zaczęliśmy konsumować nasze dania i musiałam przyznać że ta Carbonara faktycznie smakowała jak te w domu. Spróbowałam również wina, gdzie od razu poczułam gorzki smak trunku, zdecydowanie wolę wina półwytrawne.

- Zbyt gorzkie? - Spytał się Mattew, widząc moje lekkie skrzywienie.

- Powiedzmy że gustuje w słodszych winach, lecz nie jest złe - odpowiedziałam uprzejmie, nie chcąc wyjść na wybredną. 

- Zapamiętam na następny raz - oznajmił, uśmiechając się lekko tajemniczo

- A to będzie następny raz? - spytałam zaciekawiona, jego odpowiedzią. On za to utrzymywał coraz to głębszy kontakt wzrokowy, który trwał już dłuższą chwilę, sama nie zamierzałam go przerywać i dawać mu tej satysfakcji. Kiedy miał już się odezwać, usłyszałam dzwonek mojego telefonu.

- Przepraszam - powiedziałam taktowanie, chcąc wyciszyć telefon, póki nie zobaczyłam na wyświetlaczu imienia mojej przyjaciółki. Odebrałam, przykładając telefon do ucha - Tak, Alice?

- Nie uwierzysz! Znalazłam mojego aniołka z uczelni, nazywa się Mattew Laurent! Wiesz ten pisarz chyba taki, nie wiem, to ty czytasz w końcu! - Wydarła się do słuchawki tak mocno, że nawet nie musiałam patrzeć na mężczyznę przede mną by wiedzieć że na pewno to usłyszał. 

- Alice, ja odzwonię później, dobrze - oznajmiłam, nie ukrywając zażenowania na mojej twarzy. Blondyn jedynie patrzył się na mnie, próbując nie wybuchnąć śmiechem na pół restauracji.

- Aniołka?

***

Heeeeej, troszkę nic tu się nie działo ale wracamy z regularnością, mam nadzieję że ten rozdział wam się spodobał i do następnego. PAPAP <3



Enemies are never LoversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz