16. Samolot.

165 5 0
                                    

2.40
Znowu mam jakiś głupi sen,który dotyczy mojego ojca. Dzisiaj wyjeżdżamy do San Diego,aby odwiedzić moją mamę i Luka. Jestem naprawdę pod wrażeniem tego,że Davis chce pojechać ze mną.

Lecimy samolotem,który należy do niego. Z tego co mi wiadomo trasa będzie trwać z trzy godziny. Wylot jest o 10,więc powinnam jeszcze spać. Od czasu rozprawy i wsadzenia mojego ojca do więzienia minęły jakieś dwa tygodnie. Chodzę do pracy,studia mam w chmurze i pisze prace magisterską. Jestem już praktycznie na samym końcu jej pisania,więc niedługo sprawdzenie, do druku i nauka odpowiedzi na pytania.

Weszłam do kuchni i usiadłam przy stole. Zrobiłam herbatę,aby pomogło mi to zasnąć. Walizkę mam już spakowaną. Nie wiem jeszcze na ile dni jadę. To jest ten moment,w którym chcę zapytać Luka,czy mogę jego nazwisko. Nie jestem do końca przekonana czy to dobry pomysł. Niby jest okej,ale czasami mam wrażenie,że coś jest nie tak.

Czas iść spać. Pójdę do pokoju z herbatą. Wszystko byłoby super,gdybym nie natknęła się na Davisa wychodzącego ze swojej sypialni. Popatrzył się na mnie pytająco. Jaki ma problem? Sam nie śpi. Wróciłam do pokoju bez żadnego zamienionego z nim słowa i okazało się,że herbata była dobrym rozwiązaniem.

8.30

Upewniłam się kolejny raz czy wszystko spakowałam. Walizka gotowa,torba podręczna gotowa. Czy ja jestem gotowa? Oczywiście,że nie. Udało mi się zasnąć po powrocie do pokoju i wstałam godzinę temu. Pomaluje się w samolocie. Ubrana jestem w czarne spodnie garniturowe i biały top. Ubieram na to czarną marynarkę i płaszcz. Na nogi białe adidasy.

Ma być wygodnie. W torbie mam kosmetyki do pomalowania się,ładowarkę,ogólnie takie najpotrzebniejsze rzeczy. Możecie się zastanawiać dlaczego tak się ubrałam. Otóż nigdy nie wiadomo co cię po drodze spotka. Trzeba być gotowym na wszystko. Moja walizka jest ogólnie mała. Planuje być tam max tydzień.

- Gotowa jesteś? - zapytał Davis,gdy weszłam do salonu.

- Tak,możemy jechać. Chyba,że ty nie jesteś gotowy. - wstał od stołu i wziął moją walizkę.

- Na ciebie zawsze trzeba czekać. - przewróciłam oczami. - Chodź idziemy.

Nim się obejrzałam byliśmy już w drodze na lotnisko. Samolot niby na nas czeka. Szczerze to się nie dziwie,jest godzina 9.10,a samolot trzeba podstawić trochę wcześniej. Najbardziej obawiam się,że ktoś mnie zauważy. Rozprawa, na której ojciec został skazany do więzienia odbyła się praktycznie bez wydźwięku. Parę artykułów na temat tego gdzie podziewa się William Harris. Nikt nie rozrywał tego tematu na pojedyncze podejrzenia. Bardzo się z tego powodu cieszę,ponieważ nie ma żadnego zamieszania wokół mojej osoby.

Wjechaliśmy samochodem na pasy startowe. Jakiś mężczyzna zabrał od Davisa samochód, gdy wyjął z bagażnika nasze rzeczy. Ktoś zapakował je do środka,a ja rozejrzałam się dookoła. Nikogo podejrzanego. Weszliśmy na pokład. Było tam parę osób. Zostało mi to wyjaśnione,że są oni ludźmi Davisa,którzy mają na wszystko oko podczas podróży.

Gdy samolot wystartował mogłam zacząć się malować. Bez pośpiechu. Mam z trzy godziny, ale wole to zrobić teraz niż na ostatnią chwilę. Zdjęłam marynarkę,aby jej nie pobrudzić. Przecież zaraz bym ją ubrudziła podkładem. Naprawdę uważnie się maluje i staram nie pobrudzić,lecz czasami nie wychodzi,a najgorzej jest wtedy,gdy jest to coś ważnego.

Wyjęłam z torby kosmetyczkę. Gąbeczkę zmoczyłam i zaczęłam nakładać podkład. Nakładam go po to,aby wyrównać koloryt skóry. Mam wrażenie,że ktoś na mnie zerka i serio teraz mnie to nie obchodzi,bo mam zadanie do wykonania. Pod oczy jak zawsze korektor,aby zakryć niewyspane oczy. Podstawowa tapeta nałożona.

Three WaysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz