Rozdział 2. Mały buntownik

248 17 4
                                    

VIVIAN

Na ulicach powoli opanowywał zmrok. Latarnie dawały ciepłe, żółte światło, które pięknie komponowało się na tle krajobrazu, jaki miałam przed swoimi oczami. Na dobicie tego „wspaniałego" dnia w drodze złapałam kapcia. Cóż... auto, które ledwo jeździ zawsze potrafi zaskoczyć w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Zjechałam na pobocze, aby wezwać pomoc. Co prawda miałam w bagażniku koło zapasowe, ale moje pojęcie o tym, jak je wymienić było, jak wiedza mojego ex na temat związków monogamicznych - coś gdzieś świtało, ale mózg nie potrafił tego przyswoić.

Zaparkowałam obok alejki, gdzie wzdłuż ulicy były zasadzone młode drzewka, a między nimi znajdowały się drewniane ławeczki. W oddali zauważyłam małego chłopca siedzącego na jednej z nich. Na oko miał około 5-6 lat. Zdziwiło mnie to, że był sam. Zastanawiałam się, gdzie są jego rodzice. Wiedziałam, że nie mogę go tak zostawić zwłaszcza, że wieczór tego dnia był wyjątkowo chłodny. Podchodząc bliżej zauważyłam jego elegancki ubiór - pewnie uczestniczył w jakimś przyjęciu albo spotkaniu, tylko co robił tutaj sam?

– Hej – rzuciłam na powitanie, ale chłopczyk nic mi nie odpowiedział. No tak, mały buntownik. Coś czułam, że sam postanowił zwinąć się z imprezy. Usiadłam obok niego i przez dobrych kilka sekund subtelnie go obserwowałam. – Ładny mamy dziś wieczór – wypowiedziałam, licząc, że ten mały brzdąc coś mi odpowie, ale nadal częstował mnie ciszą. No dobra, trzeba było zmienić styl gry. – Jak bardzo beznadziejna była impreza z której zwiałeś? – Na jego reakcję długo nie musiałam czekać.

– Nie lubię takich miejsc – wydukał ze spuszczonym wzrokiem. – Dziwnie się czuję, gdy wszyscy pytają się, jak mi idzie w przedszkolu i jak się czuję. Wolałbym posiedzieć w domu, z tatą i pograć w gry albo pobawić się w piratów – oznajmił zawiedziony, błądząc wzrokiem po ziemi. Nie ma to jak ciągać po imprezach małe dzieci. To przecież idealne miejsce dla nich...

– W piratów? Lubisz bawić się w piratów? – podłapałam szybko co lubi i ciągnęłam rozmowę dalej, bo czułam, że to dobry trop.

– Bardzo!

Bingo! I tu cię mam. Musiałam dowiedzieć się, jak ma na imię i gdzie są jego rodzice. Dziecko to ogromny obowiązek, ale widocznie dla niektórych to zbyt duża odpowiedzialność.

– A jakiego pirata lubisz najbardziej?

– Kapitana Haka z Piotrusia Pana – odparł beztrosko, podnosząc wzrok. Widziałam w nich zadowolenie. Ktoś się nim zainteresował, a ja odniosłam wrażenie, że tego mu najbardziej brakowało w tamtym momencie.

– Ale czekaj, on tam nie był czasem złą postacią? Wiesz, są też dobrzy piraci.

– Tak, ale to pirat. Oni wszyscy są przecież źli. Piraci rabują statki. – Wsłuchiwałam się w jego odpowiedź i jak na małego chłopca był w tym bardzo przekonujący.

– No tak, ale jak pirat będzie ciągle łamał prawo, to potwór z Loch Ness zatopi jego statek – podsumowałam, tworząc mu nową bajkę, w którą miałam nadzieję, że uwierzy.

– Naprawdę? – zapytał zaskoczony, robiąc duże oczy. Uwierzył. Uff. To jeden etap mam z głowy, czas przejść do kolejnego.

– Tak. Czasem też kara ludzi, dlatego po zmroku trzeba wychodzić z kimś dorosłym. Gdzie są twoi rodzice?

– Tato jest na przyjęciu. – Na jego twarzy ponownie pojawił się smutek i szybko odwrócił głowę. Zauważyłam, że nie był zadowolony z całej sytuacji. Moglibyśmy zbić sobie piątkę, bo ja tego dnia także czułam się rozgoryczona.

– A twoja mama? Też jest na przyjęciu? – dociekałam, bo przecież dziecko ma obydwoje rodziców.

– Nie żyje. Jest wśród aniołków.

No to weszłam na grząski grunt i bardzo szybko musiałam z niego wyjść.

– Tato wie, że tutaj jesteś?

– Nie. Miał się mną zająć wujek Lucas, ale gdy zobaczył jedzenie, to zostawił mnie samego.

Lucas... Czyli to odpowiednie imię dla idiotów.

– A ty wykorzystałeś okazję, co? – Uniosłam brwi i rzuciłam mu swoje przenikliwe spojrzenie, a on poczuł się lekko zakłopotany. – Jak się tu w ogóle dostałeś?

– Na nogach – odrzekł, uciekając przede mną wzrokiem, bo w tamtym momencie chyba zdał sobie sprawę, że będzie miał kłopoty. Jego ojciec musiał być gdzieś niedaleko. No dobra, to czas na etap trzeci.

– Odważny jesteś – zakomunikowałam, wyrażając przed nim swój podziw, aby mógł jeszcze bardziej się przede mną otworzyć. – Ja bałabym się chodzić sama wieczorem.

– A co Pani tutaj robi?

– Widzisz tamto czerwone auto? – Pokazałam ręką na mojego trupa. – Strzeliła mi opona i dalej już niestety nie pojadę. Muszę wezwać pomoc, bo sama nie umiem zmienić koła.

– Mój tato potrafi! – oznajmił radośnie. No tak, przecież jest facetem, ale to był dla mnie klucz do rozwiązania zagadki.

– Ale go tu niestety nie ma, a szkoda . – Grałam przy obcym dziecku biedną, poszkodowaną kobietę. Gdybym taką beznadziejną scenę odegrała w szkole aktorskiej, to pierwszego dnia wyleciałabym na zbity pysk i zostałaby mi tylko gra a paradokumentach - tam mój poziom idealnie pasuje. – Będę musiała tu posiedzieć, aż przyjedzie laweta, bo sama nie umiem zmienić koła. – Chłopczyk dumał przez dłuższą chwilę i postanowił, że mi pomoże.

– Zaprowadzę Panią do taty, a on wymieni zepsute koło. Ja też pomogę – zakomunikował optymistycznie, po czym na jego twarzy namalował się delikatny uśmiech.

No i cel osiągnięty, sam chciał wrócić tam, skąd zwiał.

– Naprawdę? Zaprowadzisz mnie do swojego taty? – Moja fatalna gra aktorska w tamtym momencie była tak żałosna, ale ważne, że mały w nią uwierzył.

– Tak – odpowiedział i wysunął w moją stronę swoją dłoń. Wzięłam go za rękę, wcześniej zamykając zamek w samochodzie i udaliśmy się w kierunku miejsca, z którego nawiał.

READY FOR LOVE [18+] | SoTh | ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz