.+*Rozdział 1*+.

18 7 0
                                    

-Alex! Mówiłam Ci, że masz się pakować! Zaraz jedziemy na lotnisko - powiedziała moja mama wchodząc do mojego pokoju z ubraniami w rękach.
-Tak, zaraz mamo - odpowiedziałem jej znudzonym głosem.
-Nie zaraz tylko teraz. Zaraz się spóźnimy na samolot, a ty siedzisz z telefonem - kiedy zobaczyła, że dalej patrzę w telefon podniosła moją walizkę i rzuciła mi ją na łóżko - pakuj się!
     Westchnąłem i zacząłem zbierać ubrania z podłogi. Moja mama się trochę uspokoiła i wyszła z pokoju. Jak już wyszła to znowu przeglądałem tik toka. Ale po chwili wróciła i kiedy zobaczyła mnie na telefonie była tak wkurzona, że zabrała mi go. Nie miałem wyboru i musiałem zacząć się pakować. Po około godzinie byłem już spakowany, więc oddała mi komórkę, a ja zobaczyłem, że znowu jakieś dziewczyny do mnie napisały i to jeszcze nie wiem jakim cudem bo NIE MAM żadnych przyjaciół.
     Stwierdziłem, że nie będę im odpisywał, bo jestem zajęty i nie lubię ludzi. Do piątego roku życia posiadałem tylko jednego prawdziwego przyjaciela, ale musiał wyjechać i odtąd obiecałem sobie, że nie będę miał już żadnych przyjaciół. Stwierdziłem, że się pouczę i wziąłem książkę do polskiego, który kocham nad życie (wyczuj ten sarkazm) te ź, ć, ż, ą, ę, ś, ł i ó no po prostu jak tu nie kochać polskiego języka?! A jeszcze dzisiaj się przeprowadzamy do Polski, no więc wziąłem ten słownik i zacząłem czytać. Po chwili książka stanęła w płomieniach. Nie wiedziałem co zrobić, więc zawołałem mamę.
-Mamo! Książka mi w rękach zaczęła się palić - zawołałem z wielkimi oczami. Od razu przebiegła jak to usłyszała.
- Co się stało?! - zapytała przestraszona patrząc na moje ręce, w których jeszcze można było dostrzec płomienie. Zaraz za nią wszedł przestraszony tata, zobaczywszy moje ręce spoważniał. Zwrócił się do mamy:
- Alicjo, chyba nadszedł już czas, aby powiedzieć mu prawdę - popatrzyłem zdziwiony najpierw na tatę, potem na mamę.
- Masz rację - odpowiedziała mama - synu jesteś bardzo rzadkim posiadaczem mocy ognia.
-C-co...?- po raz pierwszy się zająknąłem - ale jak to jest możliwe? Może zaraz mi powiecie, że duchy też istnieją?! - powiedziałem zirytowany.
- No w sumie to tak...- powiedział tata.
-CO!? - wykrzyknąłem - czego jeszcze nie wiem? - spodziewałem się, że rodzice zaczną się śmiać i powiedzą, że to wszystko to tylko żart, ale odpowiedź mnie zszokowała do tego stopnia, że zaparło mi dech w piersiach. Rodzice popatrzyli po sobie, po czym tata skinął lekko głową mamie.
- Cóż... Miałeś starszego brata. Miał tylko siedem lat kiedy zaginął... stało się to czternaście lat temu... Ciebie wtedy jeszcze nie było na świecie... - powiedziała smutno mama.
- CO!?!? Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedzieliście!?!? - wrzasnąłem.
-Ciszej! - Powiedział tata zdenerwowany - nie powiedzieliśmy ci wcześniej, bo nie wiedzieliśmy jak zareagujesz, ale i tak zareagowałeś lepiej niż przypuszczaliśmy, a skoro już mówimy Ci prawdę, to całą.
      Kiedy mi to powiedzieli zatkało mnie na tyle, że nie wiedziałem co mam powiedzieć, więc tylko siedziałem i wpatrywałem się z szeroko otwartymi oczami w rodziców. Po chwili tata spojrzał na zegarek i powiedział:
-Już jedenasta dwadzieścia jeden. Trzeba wychodzić bo spóźnimy się na samolot o piętnastej.
-Tata ma rację. Musimy już iść. Spakowałeś się? - zapytała mnie spokojnie mama.
-Tak - odpowiedziałem wpatrując się w popiół na moich rękach nadal nie mogąc uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Wybrali najgorszy moment na takie rewelacje, pięć minut przed przeprowadzką.
- To dobrze. Przyjdź zaraz przed drzwi, dobrze? - w odpowiedzi tylko skinąłem lekko głową, po czy mama wyszła z pokoju.
      Siedziałem tak oszołomiony i patrzyłem na popiół na swoich rękach. Po około pięciu minutach oprzytomniałem i wrzuciłem popiół do kosza pod biurkiem. Przebrałem się szybko i poszedłem umyć zęby, po czym wziąłem walizkę i plecak i zbiegłem na dół do rodziców. Już tam na mnie czekali.
-No to co Alex? Cieszysz się, że jedziesz do Polski? - zapytał radośnie tata, jakby zapominając o tym co się stało zaledwie dziesięć minut temu.
- Tja - skłamałem. Wcale się nie cieszyłem z przeprowadzki. Wcale nie umiałem mówić po polsku.
      Znałem tylko kilka prostych zwrotów, jak na przykład ,,Dzień dobry" albo ,,Do widzenia". Mama próbowała mnie kiedyś nauczyć polskiego, bo pochodzi z Polski i chciała, żebym potrafił rozmawiać w jej ojczystym języku, ale nie bardzo jej się to udało. Poza tym to trudny język. Te wszystkie odmiany przez przypadki i dziwne znaki. Jak to w ogóle zapamiętać? Zwłaszcza, że jeszcze nigdy nie byłem w tym kraju, więc tym bardziej go nie umiem.
-To co? Idziemy? - zapytała ucieszona mama. - nie mogę się doczekać! Ostatnio czternaście lat temu byłam w Polsce!
Tata uśmiechnął się do niej miło. Po czym otworzył drzwi i poszedł do samochodu, żeby włożyć walizki do bagażnika.
- Alex! Daj swoją walizkę to włożę ją do bagażnika! - zawołał. On też się cieszył, że jedziemy do Polski chociaż on też nie umiał mówić w tym języku.
       Podeszłym do niego i dałem mu mój bagaż. On schował go, a ja poszedłem z plecakiem na tylne siedzenie w samochodzie. Mama już siedziała na miejscu obok kierowcy. Tata wrócił się do domu i zaraz wrócił z jeszcze jedną walizką. Zapakował ją do bagażnika i zatrzasnął go. Wsiadł na miejsce kierowcy i ruszyliśmy. Podczas jazdy samochodem okropnie mi się nudziło. Dobrze, że od nas na lotnisko jedzie się tylko półtorej godziny, a nie więcej. W drodze mijaliśmy domy i las, a nawet widziałem rzekę. Nareszcie dojechaliśmy na lotnisko. Było tam okropnie tłoczno. Wiedziałem, znowu będziemy musieli dużo czasu stać w kolejkach i czekać. Na samą myśl mi się nie chciało. Wolałbym zostać w domu, ale rodzice się uparli, żebyśmy przeprowadzili się do Polski. Po kolejnych dwóch godzinach wreszcie wsiedliśmy już do samolotu. Ja usiadłem przy oknie, obok mnie mama, a na kolejnym siedzeniu tata. Po paru minutach wystartowaliśmy. Tym razem mama nie dała mi się nudzić. Ciągle kazała mi tłumaczyć różne słowa i zwroty na polski.
- A jak się mówi "cześć" po polsku? - pytała mnie po amerykańsku.
-Cześici? - powiedziałem niepewnie.
-Nie, ale jesteś blisko bo to się mówi ,,cześć", a nie ,,cześici" - odpowiedziała.
      I tak w sumie minął mi lot do Polski. Mama całą drogę powtarzała ze mną polski. Lecieliśmy jakieś dziewięć godzin z Portu lotniczego Chicago-O'Hare do lotniska Chopina w Warszawie. W tym czasie w końcu dolecieliśmy. Wysiedliśmy z samolotu. Na polski czas była już siódma rano. Po odprawie i odebraniu walizek tata zamówił taksówkę do hotelu, ponieważ nie mieliśmy jak inaczej się tam dostać. Taksówka szybko przyjechała, ale jechaliśmy długo, bo były korki. Tata wynajął nam trzyosobowy pokój i prawie od razu zasnął tak jak i mama. Ja nie mogłem usnąć, ponieważ ciągle rozmyślałem nad tym, co się stało ze słownikiem od polskiego. W sumie nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Byłem tak zmęczony podróżą, że ledwo zdążyłem dokończyć tę myśl, a już spałem.

       Obudziłem się, a rodzice już nie spali. Siedzieli ubrani i pili kawę. Kiedy tata zobaczył, że się obudziłem powiedział, żebym się szybko ubrał i zjadł z nimi obiad. Zrobiłem co mi kazał. Po śniadaniu trochę pozwiedzaliśmy Warszawę i zjedliśmy kolację, a później tata zadzwonił po taksówkę i pojechaliśmy na dworzec kolejowy. W drodze mama kupiła bilety na pociąg. Stamtąd tylko już do tego miasta w którym mieliśmy zamieszkać, czyli do Gdańska. Po ponad trzech godzinach jazdy w końcu dojechaliśmy. Teraz musieliśmy się dostać do naszego nowego domu, więc tata znowu zamówił taksówkę.

~~~~~~~~~

1219 słów.



W Blasku Ognia. Tajemnice MagiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz