4

177 11 59
                                    

Robota w Freddy Fazbender's dzisiaj była wyjątkowo nudna. Nie żeby Jack jakoś się nad tym znał, przecież jest to dopiero jego drugi dzień, ale przez pewien incydent jego standardy co do tego znacznie się zwiększyły.

Przez jakieś dwie godziny starał się zabawiać dzieci, co, o dziwo, mu się w miarę udało. Phone Guy wpadł do niego nawet na chwilę, a widząc, jak idzie jego pracownikowi, uniósł w jego stronę dwa kciuki zadowolony.
Nic szczególnego.

Przez kolejną godzinę szukał Dave'a, ale na marne. Gdzieś przepadł, Bóg jeden wie gdzie. Pewnie ugania się za biednym Foxy'm i w jakiś sposób go męczy.
...Ale w jaskini Foxy'ego też po nim nie było żadnego śladu. Dziwne, że tak nagle przepadł bez słowa.
Ale przecież to Dave. Jack szczerze się nie zdziwi, jak pewnego dnia po prostu zniknie, a potem okaże się że zmienił adres, numer telefonu oraz swoje imię i nazwisko.

Po tym wszystkim, Kennedy niezwykle się poirytował. Poszedł na automaty i zagrał w pewną, dość, hm, intrygującą grę, na której zmarnował czterdzieści pięć minut. Dopiero później zdał sobie sprawę, jaka to była strata czasu i nerwów.

Minęły w sumie już cztery z siedmiu godzin jego pracy. Zajebiście nudnych czterech godzin.

Jack poszedł sobie do Matt'a, bo zdecydował, że nuda zwyciężyła i w sumie miał ochotę zapalić, a papierosów niestety ze sobą nie wziął.
A dlaczego akurat pójść z tym do Matt'a? Cóż, on najprawdopodobniej posiadał ów towar. Wyglądał na takiego, który posiada znacznie gorsze rzeczy, nie żeby coś.

- Serwus, Matt! -przywitał się entuzjastycznie Kennedy, podchodząc do lady i opierając o nią swoje ręce.

- Cześć. - odparł brązowowłosy z szerokim, przerażającym uśmiechem na ustach. - W czym mogę pomóc? - zapytał, unosząc brwi pytająco, następnie opierając swoje dłonie o ladę.

- Słuchaj, masz może papierosy? - zapytał Jack, unosząc z zainteresowaniem brwi.

Matt zamyślił się na chwilę, zerkając do tyłu.

- Jasne, że mam. Jakich potrzebujesz? Zbyt dużego wyboru niestety nie mamy, bo szefuńcio ich nam zabronił. - westchnął niezadowolony, machając na to ręką. - Pan Maruda, niszczyciel dobrej zabawy i pogromca uśmiechów dzieci. Przecież zarobiłby na tym fortunę. - wymamrotał Matt, wywracając przy tym oczami. Po chwili na jego usta znów wrócił ten wspaniały uśmiech.

- Ano, daj mi jakiekolwiek. Zaskocz mnie. - odparł Jack. W głębi duszy zgadzał się z Telefonikiem o zabronieniu sprzedawania papierosów dzieciom, ale z drugiej; Niech poznają świat, co nie? Wszystko przecież jest stworzone dla ludzi. W ich wieku już dawno czegoś takiego spróbował, choć to chyba nie świadczyło dobrze o pomarańczowym człowieku.

Matt pokiwał głową radośnie, kucając pod ladę, a następnie wyciągając paczkę papierosów. Przysunął ją w w stronę Jack'a.

- Ile? - zapytał Kennedy, unosząc brwi.

- Sto faz-tokenów. - odparł z szerokim uśmiechem brązowowłosy. Jack pokiwał głową, następnie wyciągając z kieszeni monety i podając je Matt'owi. - Przyjemnie się robi z tobą interesy, przyjacielu. - powiedział zadowolony.

- Może niedługo jeszcze wpadnę. Cóż, do zobaczenia, Matt. - odpowiedział Jack, następnie prostując się i chowając papierosy do kieszeni i odwzajemniając uśmiech. Odwrócił się na piecie, kierując w stronę wyjścia.

- Tak. - rudy usłyszał za sobą. I co to niby miało znaczyć?

Kennedy wyszedł z restauracji, teraz opierając się o jedną z ścian. Wyjął papierosa, a następnie zapalił go i się zaciągnął. Nie było to przy głównym wejściu, oczywiście. Nie chciał by Phone Guy to zobaczył.

Tylko my dwoje || Davesport, DSAFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz