5

243 11 84
                                    


Gorąc wręcz rozrywał ciało rudego, niezbyt wysokiego mężczyzny, powodując na jego rękach przyjemne ciarki. Uśmiechnął się pod nosem, czując szorstkie, smukłe i ciepłe palce pod swoją koszulą.

W pewnym momencie jego oddech przyspieszył, gdyż palce zamiast iść w górę, poszły do dołu. Mężczyzna otworzył usta, by, zaprotestować, ale wtedy czyjeś wargi brutalnie się w nie wbiły, szybko pozbawiając Jack'a powietrza. Jeszcze mocniejszy rumieniec pojawił się na jego policzkach. Przymknął oczy, rozkoszując się chwilą, ale końcu jego płuca nie wytrzymały; Oderwał się od ust drugiej osoby. Trwało to jednak zaledwie krótką chwilę, bo gdy zaczerpnął powietrza, niemal od razu szorstkie wargi wyższego mężczyzny znów go zaatakowały.
A dłonie? Cóż, dłonie natomiast gładziły skórę rudego, jak najbardziej się z nim drocząc.

W pewnym momencie wyższy oderwał się od ciepłych ust Jack'a, teraz składając mokre pocałunki wzdłuż jego szczęki, a następnie szyi.

Byli w jakimś ciemnym pokoju, i najprawdopodobniej oboje nie wiedzieli, jak się to znaleźli. Według nich teraz nic się nie liczyło, poza sobą nawzajem.

Jack westchnął zaskoczony, przygryzając wargę, by nie wydać żadnego dźwięku. Położył swoje dłonie na głowę wyższego, następnie wplątując w jego miękkie włosy swoje palce.
W pewnym momencie mężczyzna dość mocno przygryzł skórę Pomarańczki, wywołując jednocześnie u niego jęk jak i mocniejsze rumieńce. Jego serce przyśpieszyło tętna.

Dave oderwał się od szyi niższego, nachylając się teraz nad jego uchem, by najprawdopodobniej coś powiedzieć Jack'owi. Otworzył usta, by coś wyszeptać, ale w tym momencie rozległ się głośny alarm.

Jack otworzył szeroko oczy, prostując się przy tym i zmieniając pozycje na siad. Jego oddech był szybki i niestabilny i czuł, jak po jego czole spływa pot.
Spojrzał zszokowany na budzik.

To tylko był chory koszmar. Koszmar? Jack nie wiedział, jak może to nazwać.

Jack złapał się za głowę, czując, jak pot spływa w okolicach jego oczu. Uspokoił oddech, przecierając twarz dłonią.

- Chryste. - wymamrotał, czując narastające rumieńce w okolicach policzków. Przymknął oczy. Nie mógł ocenić, czy sen był raczej koszmarem, czy może po prostu jakąś dziwną fantazją. Głupi umysł plata mu figle, by tylko wywołać u niego dreszcze i skrzywienie, nic więcej.

Po chwili sen stał się jedynie widoczny jak przez mgłę. Jack chciał go zapomnieć, a jednak w środku też chciał o nim pamiętać. Dziwne uczucie, którego Kennedy nie rozumiał.

Pomarańcza chwilę wpatrywał się w kołderkę, zamyślony, aż w końcu skrzywił się z obrzydzeniem.

- Ew. - parsknął tylko, wstając i ścieląc łóżko. Podszedł do szafy, wybrał typowe ubranie do jego pracy, a następnie poszedł się przygotować.

***

W pracy już na dzień dobry przywitał go nie kto inny, jak Phone Guy.

- Witaj, pracowniku! - zawołał Telefonik, choć nie tak wesoło jak może się wydawać.

- Ah, dzień dobry, szefie! - odpowiedział szybko Jack, uśmiechając się szeroko i kładąc dłoń na swoim biodrze. Telefonik jedynie westchnął, zrezygnowany. Uśmiech Mandarynki nieco zmalał.

- Dla kogo dobry, dla tego dobry, pracowniku. - wymamrotał, kręcąc "głową". Odchrząknął, poprawiając swój krawat na szyi. - Chciałem Ci tylko powiedzieć, że po naszej restauracji kręci się policja... - dodał, "krzywiąc się".

Tylko my dwoje || Davesport, DSAFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz