- Co tu się dzieje? Co o tym wszystkim właściwie sądzisz? - zapytał Dave, trzymając w dłoniach mechaniczną rękę, jednocześnie wpatrując się w nią pusto.- Nie mam zielonego pojęcia, Dave. Nic nie sądzę, dosłownie pustka. - odpowiedział Jack, również patrząc na dłoń animatronika. - Wiesz, że nie podoba mi się twój plan. Równie dobrze moglibyśmy sobie strzelić w łeb. Prędzej czy później i tak byśmy zdechli, a tak to przynajmniej nie ucierpią bezbronni ludzie.
- Uwierz mi, na tym spotkaniu nikt nie będzie bezbronny. Nadal wierzysz, że to przyjęcie jest prawdziwe? - zaśmiał się Dave.
- Dlaczego nie możemy po prostu uciec, tak bez niczego?
- Mówiłem Ci, że do nich należymy.
- To nie ma sensu.
Dave wzruszył ramionami, kierując wzrok w bok.
- Tłumaczyłem Ci, że jeśli podpisało się umowę, to już się nie ucieknie. Plan jest taki, że roboty zrobią zamieszanie, a ja w tym czasie zniszczę umowy i uciekniemy. Lepszego planu nie ma, kto ucierpi ten ucierpi i trudno.
- Ale roboty nas nie skrzywdzą?
- Miejmy taką nadzieje; Szczerze jednak wątpię, żeby cokolwiek zrobiły.
Jack milczał, uśmiechając się ponuro i kiwając głową.
- Miejmy to w takim razie za sobą, co? - westchnął, zerkając na zegarek. - Pomożesz mi ten ostatni raz założyć strój Cool-Cat'a? - zapytał, zeskakując z biurka i wycierając dłonie. Dave uśmiechnął się i pokiwał głową. Pomógł mężczyźnie założyć to wszystko, na koniec wręczając w dłonie chłopaka głowę mechanicznego kota.
- Dasz radę, po prostu bądź spokojny i nie rób głupich rzeczy. - powiedział długowłosy, puszczając oczko Kennedy'emu.
- A mogę na koniec zrobić zwycięskiego, pokaźnego fikołka? - zapytał na to Jack, wykrzywiając przy tym wargi w niesfornym uśmiechu.
- Jeśli nie skończysz przez to z śrubami w żebrach to na luzie. - odparł rozbawiony. - Ale lepiej tego nie rób. - zaśmiał się, czochrając włosy Jack'a. Mężczyzna zachichotał, zakładając na głowę ten dziwny kostium i szybko idąc w stronę wyjścia.
Wszystko dłużyło się niemiłosiernie. Śpiewał sto lat, a nawet wcisnęli mu do rąk jakiegoś bachora. Jack wpatrywał się w niego z obrzydzeniem, aż w końcu sapnął przerażony i odruchowo opuścił dziecko, gdyż te wydało z siebie mechaniczny, przerywany płacz.
- Co to jest?! - parsknął Jack, kierując wzrok na wyprostowanego Telefonika, który nerwowo zacisnął ręce w pięści.
- Err... Pracowniku, opuściłeś naszego lubilata! - syknął zdenerwowany.
- To jest pieprzona lalka! Co tu się dzieje, do diabła? - w sali rozległ się płacz kolejnego dziecka, tym razem chyba prawdziwego. Jack jakoś jednak mocno się tym nie przejął.
- Jest pan aresztowany! - zawołał nagle jakiś mężczyzna, który właśnie wszedł do budynku i wymierzył w Jack'a pistoletem.
- To... To jakaś pomyłka! Nie wiem, co tu się dzieje! - odpowiedział krzykiem Kennedy, zdenerwowany.
W tym chorym kostiumie jakby zabrakło powietrza. Zrobiło się duszno, a do nozdrzy jeszcze dopadł go lekki zapach dymu. Jack zadrżał, mocno łapiąc za głowę Cool Cat'a w zamierzeniu zdjęcia go.
— Ręce do góry i się nie ruszać! — krzyknął policjant, a Jack zamarł, mrużąc brew. To ten sam policjant, który przyłapał go na karmieniu kaczek z Dave'm. — Wiedziałem od początku, że coś jest z tobą nie halo. — dodał jeszcze, a Kennedy jedynie wywrócił oczami, unosząc zirytowany ręce do góry. Z niezadowoleniem zauważył, że policjant nie dał mu zdjąć ze swojego łba głowy Cool Cat'a, jakby myślał że po zdjęciu go coś mógłby z tym czymś zdziałać.
CZYTASZ
Tylko my dwoje || Davesport, DSAF
FanfictionFandom co prawda jest martwy, ale świetnie się bawie pisząc tą chorą książkę. Ogółem zwykły, typowy fanfik. Art na okładce nie jest mój! Należy do freyoru na twitterze ^^