Rozdział I

7 1 1
                                    

Temeria, biały sad, wiek X, rok nieznany. Do karczmy wchodzi zakapturzona postać z wielkim dwóręcznym mieczem na plecach, w dłoni trzymał łeb bestii. Właścicielem łba był gryf który niedawno porywał bydło z wioski. Nieznajomy podchodzi do karczmaża którego pyta o wójta z którym umówił się w tej karczmie. Karczmarz wskazał miejsce przy którym siedzi wójt czekający na tajemniczego zabójcę z pieniędzmi. Tym zabójcą był wiedźmin który już wykonał parę zleceń w okolicy.
-Witaj wiedźminie.-powiedział z radością wójt widząc łep gryfa.
-Witaj.-odpowiedział wiedźmin kontynuując.
-Przyszedłem po moją nagrodę.
-Wójt odpowiadając:oczywiście panie wiedźmin, wyjął sakiewkę z liczbą trzystu orenów i wręczył ją wiedźminowi.
Podali sobie ręce i się rozeszli.
Zanim wiedźmin wyszedł spojrzał na Karczmaża, wtedy było widać jego głowę i tułw który chował. Miał kruczoczarne włosy i brodę, twarz w starych bliznach oraz kocie oczy. Był bardzo wysoki bo wręcz 2,5 metra wysokości i był bardzo dobrze zbudowany. Jego ubiorem była zwykła czarna znoszona kurtka, czarne rękawice, spodnie czarne tylko w połowie, bo poniżej kolan były brudne od kurzu i wyschniętego błota a buty były tak brudne że niewiadomo jakiego koloru były, ale zapewne też czarny. Posiadał także torbę, przewieszoną przez ramię w której były różnego rodzaju eliksiry. Materiał którym zakrywał twarz i ciało a jakże, też czarny. Gdy wyszedł z karczmy, poszedł po konia. Gdy miał ruszać, nagle ktoś wyskoczył przed niego krzyknął.
-Czekaj!-to był męski głos. Zabójca potworów spojrzał na mężczyznę. Wyglądał jak szlachcic, wskazał na to ubiór, styl oraz srebrna męska biżuteria. Nieznajomy wyglądał jakby ktoś go zaatakował i próbował obrabować. Nie był stąd nie był wogóle z Temerii, to był Nilfgardczyk. Był w obdartych ubraniach oraz cały uwalony w piachu. Nie trzeba wspominać o tym że był przerażony.
-Co się stało?- Zapytał wiedźmin
-Moja rodzina wiedźminie, pomóż proszę.- Powiedział roztrzęsionym głosem, młody Nilfgardczyk.
-Uspokuj się i tłumacz, bo ci nie pomogę.- Mówi stanowczo zabójca potworów.
-Wracaliśmy z pogrzebu Harewerda i zostaliśmy zaatakowani przez jakiego potwora który zgładził całą ochronę w sekundę, którą dostaliśmy od rodziny zmarłego, wziołem rodzinę i zaczęliśmy uciekać, gdy dobiegłem do wioski i jak się obejrzałem, nikogo ze mną nie było, rozumiesz? To coś zabrało moich bliskich, zapłacę ci nawet tonę złota, tylko znajdź ich lub ich zwłoki żebym mógł ich pochować.- w głosie mężczyzny było słychać to że martwi się o rodzinę.
-No dobra, to jak wyglądał potwór który was zaatakował? -spytał wiedźmin który miał nadzieję na opuszczenie białego sadu jak najszybciej, jedyne co go powstrzymało przed wyjazdem to duża nagroda.
-Wyglądał jak człowiek tylko że z zddeformowaną twarzą i z wielkimi pazurami, ale jak to ma pomóc w znalezieniu mojej rodziny? -Spytał Nilfgardczyk
-Muszę wiedzieć z czym mogę walczyć. -Odpowiedział wiedźmin, po czym kontynuował
-Chodź, zaprowadzę cię do karczmy, tam będziesz czekać na mnie i pojedziemy do ciebie. -Powiedział po czym zaprowadził zleceniodawcę do karczmy i ruszył w stronę lasu po zapachu perfum młodzieńca które były bardzo mocne.

Wiedźmin: kruk Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz