Rozdział XXXIV

318 12 1
                                    


Obudziłam się rano słysząc nawoływania z korytarza. Liz z zaskoczenia aż zrzuciła poduszkę na ziemię, a Mia wstała na równe nogi. Zaspane spojrzałyśmy po sobie, a następnie na drzwi.

– Co tam się dzieje? – zapytała Mia tuląc się do pościeli.

– To chyba pobudka – stwierdziłam odblokowując telefon by sprawdzić, która godzina.

Rzuciłam okiem po wyświetlaczu i widząc, że już po siódmej zebrałam się z łóżka chcąc zająć prysznic, jako pierwsza. Nie było to tak trudne jak u mnie w domu, gdyż Liz wydawała się być tak leniwa i senna, że prosiła Mię, żeby przyniosła jej rzuconą poduszkę. Rudowłosa natomiast nie wiem nawet, w którym momencie naszej rozmowy zasnęła.

Po przygotowaniu się do wyjścia udałam się do stołówki. Wciąż czułam, jak kleiły mi się powieki, lecz po wejściu do pomieszczenia zobaczyłam prawie wszystkich w takim samym stanie. Nawet Liam i Leah wydawali się przysypiać nad swoimi tostami. Zabrałam jedną porcję kierując się pod ścianę, gdzie dopatrzyłam się Ethana zajadającego śniadanie.

– Wyspany? – zagaiłam temat siadając naprzeciwko niego.

– Można tak powiedzieć, na pewno bardziej niż ci zombie – wskazał na resztę uczestników tak sennych, że ledwo trafiali kanapkami do ust.

– Jaki plan na dzisiaj?

– Dowiesz się niedługo –odparł szczerząc się.

– Ani rąbka tajemnicy?

– Nie za dużo byś chciała? – zapytał krzyżując ręce na piersiach.

– Bez przesady, to przecież nic takiego. To nie tak, że pytam o dane do sejfu, w którym trzymasz diamentowe klamki do ferrari – westchnęłam próbując być zabawna.

– Chyba, że w sejfie mam drugie ferrari?

– To szkoda, wolę lamborghini – zaśmiałam się. – Jest bardziej stylowe.

– Bezguście – burknął spuszczając wzrok na talerz, a następnie rzucił okiem po moich rękach. – Wszystko w porządku? Rana dalej boli?

Spojrzałam na bandaż i chowając rękę pod stołem odparłam, że nic mi nie jest.

– Spokojnie nie pozwolę byś sam wiosłował dzisiaj. Nie będę aż takim utrapieniem – Mrugnęłam do niego.

Zmierzył mnie wzrokiem, po czym się lekko zaśmiał podnosząc lewy kącik ust.

– Dzisiaj dopłyniemy na Wyspę Antylop.

– A jednak poufne dane mogą być rozpowszechniane?

– Zawsze moim wyjaśnieniem może być dociekliwa uczestniczka – odparł sprzątając naczynia. – Do zobaczenia potem.

Rozczarowana, że już poszedł spuściłam wzrok na tosty. Zastanawiałam się, czemu tak szybko uciekł. Nie chciałam by poczuł się niekomfortowo ze mną. Chciałam jedynie się przywitać, lecz obawiałam się czy nie wyszło to na odwrót.

Po godzinie wszyscy wróciliśmy do kajaków. Wypłynęliśmy na wody jeziora, które co jakiś czas dla odmiany od wczoraj nas kołysały i rozbijały nasz szyk pływacki. Na szczęście przez to, że dzisiaj było pochmurnie założyłam cienką koszulkę z długim rękawem w fioletowym kolorze, która idealnie ochraniała mnie przed ostrzejszym powietrzem na wodzie.

Z każdym pociągnięciem wiosła rana dawała mi się we znaki. Powoli czułam swoją głupotę i nieuwagę. Ethan miał rację, że może mi to sprawiać delikatne problemy. Nie chciałam jednak by zauważył, że nie daję rady i sprawia mi to ból, więc zagryzając zęby i wiosłowałam dalej. Woda delikatnie opadała na taflę tworząc okręgi oraz pluski, która wydawały się robić ryby w rzekach. Tutaj jednak wiedziałam, że niemożliwe jest by coś pływało w tych wodach. Ich zasolenie było zbyt wysokie by cokolwiek tam się znajdowało.

Trasa przed nami zaczynała się przecierać. Kajaki przyśpieszyły z przystopowaniem wiatru i wydawały się płynąć zawrotnym tempem. My również nabraliśmy prędkości.

Nagle w oddali dopatrzyłam się jednego chłopaka ze zdjętym kapokiem i bez koszulki. Opalał się, a dziewczyny z kajaków wokoło podziwiały jego wyrzeźbiony brzuch. Usłyszałam nawet jakieś wzdychanie, a chłopaki z następnych kajaków zaczęli go wołać po imieniu.

– Dawaj John – krzyknęli chórem próbując go do czegoś zachęcić.

– Nie wiedziałam, o co może chodzić, przyglądałam się zaciekawiona całą tą sytuacją.

Blond włosy chłopak wydawał się być tak nakręcony, że zawołał swojego kolegę z kajaka naprzeciwko i podpływając do niego wymienili parę zdań. Zanim się spostrzegłam wysoki brunet zdjął koszulkę i wydawał się, że również coś kombinuję.

– Drogie panie prosimy o uwagę! Czas na show! – oznajmił Joshua przybijając sobie piątkę z Johnem.

Wychyliłam się lekko by lepiej ich widzieć. Wtedy moje oczy się szerzej otwarły widząc jak obydwu próbowało utrzymać się na kajaku stojąc na rękach. Przetarłam oczy z niedowierzania. Próbowali utrzymać się na powierzchni, na zmianę robili pozy aż w końcu John pośliznął się wpadając do wody i wywracając kajak.

– Co za idiota! – krzyknął jego kolega z kajaka cały mokry.

– Wygrana! – Joshua podniósł wysoko ręce jakby sam sobie gratulował.

Zaśmiałam się tak jak i większość uczestników. W oddali mogliśmy usłyszeć nawoływania Leah by ubrać kapoki, Ethan również dołączył się do tego.

John wraz z partnerem z kajaku odwrócili go wskakując do środka. Ociekający wodą i mieniąc się w promieniach słońca chłopak rozejrzał się wokoło.

– To teraz czas na głosowanie. Który wam się bardziej spodobał, proszę podnoście ręce! – poprosił John. – Joshua? – Wskazał na kolegę.

W tej samej chwili wiele dziewczyn podniosło ręce, wręcz nie wiem czy któraś tego nie zrobiła. Sama dla zabawy zagłosowałam na Joshue.

– No dobrze, a kto jest za Johnem? – zapytał brunet wskazując na drugiego uczestnika.

Wyniki były oczywiste. Trochę osób podniosło ręce, lecz nie aż tyle co wcześniej. Joshua wygrał na co po okolicy rozległy się piski i klaskanie ze wszystkich kajaków, no może oprócz kadry, która była zbulwersowana ich lekkomyślnym zachowaniem. Ethan podpłynął do kajaka w którym znajdował się John i rzucił im dwie duże butelki wody.

– Obmyjcie się z tej wody, nie powinniście w niej pływać – odparł zimnym tonem.

Kajaki ruszyły przed siebie. Każdy wrócił do wiosłowania, a Ethan lekko skrzywiony wydawał się myśleć o czymś. Nie odpowiadał mi od razu podczas rozmowy, jakby był myślami gdzieś indziej. Nagle poczułam znowu nadgarstek. Niestety powoli przestawałam dawać radę. Coraz bardziej go czułam. Krzywiłam się jakbym z każdą minutą jadłam fragment cytryny posypany cynamonem. Zamachnęłam się próbując odepchnąć wodę, lecz nagle przystopowałam o mało nie gubiąc wiosła.

– Kayla, co ty wyprawiasz? – zapytał zezłoszczony Ethan.

– Przepraszam – wydusiłam łapiąc się za rękę.

– Wszystko gra? – dopytał zwalniając tępa.

– Tak, po prostu ta wczorajsza rana...

– Weź wiosło – poprosił, na co odwróciłam się za siebie. – Przytrzymaj go na kajaku i odpocznij, mogę trochę sam powiosłować.

– Nie, za bardzo się zmęczysz, a też jesteś wykończony po wczorajszym dniu...

– Kayla, bez gadania, chociaż raz siedź cicho i słuchaj innych.

– Nie słucham zazwyczaj innych osób.

– To mnie posłuchaj na litość boską! 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kolejny rozdział już za nami. Przepraszam, że tak późno, ale całkiem mieszają mi się ostatnio dni. 

Mam nadzieję, że Was się spodobał!

 Dziękuję za 2.3K! Jesteście wspaniali! 

Now or Never | 16+| ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz