rozdział VII

43 5 32
                                    

Wschód słońca oglądany z Wyspy Ostatniej Nadziei miał niepowtarzalny urok, niedostępny na żadnym innym krańcu świata. Zielonkawe fale tak samo nieustępliwie jak przez ostatnie wieki, rytmicznie rozbijały swoje krople o krwiste skały, jakby próbowały uciec od czerwonej poświaty, której to promienie wyglądały jakby przecinały wodną błonę rozgrzanymi do czerwoności mieczami. Słońce powoli wydostawało się spod powierzchni wodnej toni jak z żołądka wodnej bestii, która połknęła go o zmierzchu. Widoczność ograniczała jednak mgła o konsystencji chmur rozpościerających się na niebie w upalne, duszne dni. Niosła ze sobą chłodną oceaniczną bryzę, a piękny, niepowtarzalny zapach wody budził w człowieku chęci do życia, wypełniając płuca ze znacznie większą mocą niż późniejsze powietrze.

Tak więc świetna sprawa - kto rano wstawał, ten kilkoma oddechami nabierał energii na cały długi dzień, sycąc przy tym zmysły widokiem malowniczego brzasku. Feliks często zaliczał się do tej grupy, jednak tym razem nie wyruszył na poranne biegi, by cieszyć się pierwszymi promieniami słońca.

Zaspał, idiota.

Cały dzień spędzony w latarni, następnie rozprawa z przenosinami uciekinierek, długa rozmowa z Sally oraz włamanie do domu Lingrada odcisnęły na nim swoje piętno. Gdy wrócił do latarni było około czwartej-piątej nad ranem i odczuwał już tak wielkie zmęczenie, że nawet nie zauważył, kiedy osunął się na leżankę, po czym zasnął. Znalazła go dopiero Skylar, delikatnie budząc go w spokojnej atmosferze. Nastolatek rozejrzał się wokół, zaskoczony widokiem wnętrza latarni zamiast znajomych sęków na drewnianych ścianach pokoju. Bolały go wszystkie mięśnie, a bark palił żywym ogniem. Przeklinał w duchu swoją nieuwagę i głupotę, z niepokojem lustrując wejście do piwnicy. Obawiał się, że zapomniał jakiegoś elementu kamuflażu, ale wszystko wyglądało w porządku.

– Wszystko okay? – zapytała kuzynka, ignorując jego zabłąkane spojrzenie. – Nie jesteś głodny?

Dopiero wtedy zwrócił na nią większą uwagę. Skylar z jaką na co dzień musiał się użerać była niespełnionym detektywem a przy tym choleryczką - potrafiła wykryć i odnaleźć każdą intrygę, a nawet najmniejsze kłamstwo. Lubiła nadawać rytmowi ich życia określonego porządku; także mimo, że miał wolną rękę jeśli chodziło o opuszczanie chatki, zawsze miał wracać do niej na noc - chyba że na przykład przyjechała Jina, wtedy Zasady znikały - zjadać regularne posiłki i udawać, że życie na Wyspie Ostatniej Nadziei jest super. Tego ranka była jednak jakby inna – na jej idealnej twarzy widać było rysy zmęczenia, a pod ognistymi oczami odznaczały się granatowe wory. Zaczął zastanawiać się; co robiła, czy w ogóle spała? Dlaczego nie ochrzaniła go za to, że nie wrócił na noc do domu? Czy zaczęła już poszukiwania dziewczyn?

Skylar Jinjer milczała, lecz było w tym braku słów coś pogodnego, jakaś pozytywna akceptacja. Śniadanie zjedli u Ihmy, po raz pierwszy od dawna decydując się na wspólny posiłek poza domem. Przeżuwając jeszcze ciepłe podpłomyki, nastolatek lustrował jej ciepłe oblicze i zastanawiał się, co doprowadziło ją do takiej zmęczonej łagodności. Ciekawiło go również, czy zauważyła już brak części jedzenia i leków, które oddał dziewczynom, żeby mogły przetrwać kilka dni gdyby Filary kręciły się pod latarnią.

Gospodyni obserwowała obu gości z rosnącym zainteresowaniem. Przez te lata nauczyła się rozpoznawać dalekie myśli czerwonowłosej, choć momentami wciąż pozostawała dla niej zagadką. Ale jej kuzyn? Zwykle od razu po otwarciu oczu wstawał i zadawał nieznośne pytania, a Ihma dobrze widziała, jak bardzo irytował przy tym Skylar. A teraz milczał, akurat wtedy, kiedy jego towarzyszka wyraźnie pragnęła, by zaczął mówić tak, aby mogła w pełni cieszyć się wspólnymi chwilami. Niema kobieta posmutniała. Często w myślach nazywała pannę Jinjer swoją przyjaciółką, i choć czerwonowłosa nie miała o tym zielonego pojęcia, przez swoje wieloletnie obserwacje zaczęła się domyślać jej przeszłości o wiele bardziej, niż tamta planowała pozwolić. Znów spogldając na kuzynostwo, przełknęła ślinę, umyślnie zaciskając mięśnie wokół szpecącej podniebienie pieczęci. Oh, gdyby tylko była w stanie uwolnić się od tego przekleństwa!

– Chciałbyś może wybrać się popołudniu do lasu? – zagaiła tym czasem Skylar. – Potrzebuję chrustu i nowych ziół.

– Jasne.

– Może popołudniu zrobimy ciasto? Ostatnio wspominałeś, że masz olbrzymią ochotę na jabłecznik. Myślę, że możemy zaszaleć i dodać trochę cynamonu.

– Jeśli nie jest ci szkoda tak drogiej przyprawy, to czemu nie.

Popioły Waszych LegendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz