Rozdział 4

155 4 0
                                    

Daphne

— No ale dlaczego nie?

William truł nam dupe już od godziny, abyśmy wprowadziły się do jego mieszkania, które kupiła mu mama w ramach tego, że zaczynał studia. Nie byłyśmy co do tego przekonane, bo w zasadzie nie miałyśmy wystarczająco pieniędzy, by je opłacać.

— Ja nie mam kasy, aby je opłacać, więc nie ma mowy, że będę tam siedzieć za darmo. — Oznajmia czarnowłosa, na co blondyn głośno wzdycha.

— Przecież możemy się zrzucać po połowie. No naprawdę daje wam możliwość nie mieszkania w tych śmierdzących akademikach.

— A może ja chce tam mieszkać i co teraz? — Madison założyła ręce na biodrach i posłała chłopakowi ironiczny uśmiech.

— No to sobie kurwa mieszkaj! — Wydarł się tak, że nie miałam wątpliwości, że słyszało go pół hotelu.

— Dobrze, spokojnie. — Uspokaja mama Williama. Mama Florence stała z tyłu i jedynie przysłuchiwała się naszej dyskusji.

— No ale dlaczego nie?

— William. — Odzywa się Florence. — Odpuść na ten moment. Wrócimy do tego tematu jak każda z nas zdecyduje.

Westchnął zrezygnowany i runął na łóżko.

Opuściłam pokój i weszłam do pokoju, w którym znajdowała się Madison składająca ubrania. Za mną przyszła od razu Florence.


Za nami przyszły obie kobiety.

— Wiem dziewczynki, że ten pomysł nie bardzo przypadł wam do gustu, ale rozmawiałam już z waszymi mamami o tym pomyślę. Nie mają nic przeciwko. Jesteśmy zdania, że tak będzie bezpieczniej.

— Nie jest zły, ale naprawdę czułabym się głupio, gdybym w którymś miesiącu nie miała takiej sumy, by opłacić to mieszkanie.

— Przecież pieniądze nie grają roli. Poza tym mieszkanie na aktualną chwilę jest opłacone do pierwszego semestru.

— Szczerze? to bardzo odpowiadałoby mi takie mieszkanie z wami. Akademik byłby dla mnie zbyt niekomfortowy. — Zabieram głos, przez co dziewczyny kierują na mnie wzrok.

— Ja muszę się nad tym trochę bardziej zastanowić. — Wzdycha Madison.

Madison jest strasznie skromna jeśli chodzi o przyjmowanie od kogoś pieniędzy czy drogich prezentów. Przykładowo nie chciała przyjąć torebki na święta od Melanii, chociaż torebka jej się od bardzo dawna podobała.

Dziewczyna wychodzi z pokoju i wchodzi na taras, odpalając papierosa.

— W ogóle, Daphne? — Kieruję wzrok na Florence. — Jak było na spotkaniu? — Zadaje pytanie, gdy obie kobiety postanawiają wyjść z pomieszczenia.

— O, ja też chcę wiedzieć! — Krzyczy Madison z tarasu.

— Jak skończysz palić. — Odpowiadam trochę ciszej.

Wczoraj wróciłam późnym wieczorem i pierwsze co zrobiłam, to położyłam się spać. Rano nawet nie było okazji by o tym pogadać, ponieważ William wyleciał ze swoim pomysłem.

— Pogadaliśmy trochę, później oprowadzał mnie po okolicach, a na koniec odprowadził do hotelu. — Wchodzimy na taras, gdy widzimy, że Madison kończy palić.

A gdy oprowadzał mnie po okolicy, sprawił że przypomniałam sobie o nim.

— Hmm, Maserati i to dość ładne. — Odparł, a ja skierowałam wzrok w stronę, w którą patrzył się Vincent. — Mój dawny przyjaciel się nimi interesował od małego. Ciekawe czy w końcu na nie nazbierał.

TopazOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz