Rozdział 1

186 7 0
                                    

Daphne

Słoneczna Hiszpania od zawsze była moim punktem słabości.

Przebywałam w Europie od dobrych dwóch miesięcy i nie zanosiło się na to, że chciałabym stąd uciekać.

Walencja była wspaniałym miastem, które tętniło życiem. Ibiza też była niczego sobie, ale siedzenie ciągle na słońcu stało się nudne.

W Walencji mieliśmy to samo, jednak samo miasto w sobie było zbyt piękne, by nie skorzystać ze zwiedzania. Chociaż to śmiesznie zabrzmi, dlatego że aktualnie siedzieliśmy na plaży. Przyjechaliśmy tu oczywiście z mamą Florence i mamą Williama. Szczerze mówiąc wątpie by moja mama puściła mnie samą.

Byliśmy tu pierwszy tydzień, a zdążyliśmy zwiedzić Plaça de la Verge, Ogrody Turii, El Micalet oraz Katedrę.

Pobliska plaża tuż obok naszego hotelu miała wielu turystów, no ale co się dziwić, morze znajduję się kilka metrów od hotelu.

— Zjadłbym coś. — Marudzi William. — Coś normalnego oprócz tych wszystkich owoców morza.

— Nie jęcz mi nad uchem pasożycie. — Madison leżała na leżaku. Twarz miała zasłoniętą swoim kapeluszem, a jej ciało przypominało czekoladę. Jej obsesja na opalanie się zadziwiała mnie tym, że jeszcze nie chodziła spalona od słońca.

William był tym, który na każdym kroku nam marudził. Siedzieliśmy tutaj może od pół godziny, a on zdążył ulepić już jakieś durne babki z piasku i zrobić jakiś basicowy zamek.

Florence przewróciła oczami i ponownie nakładała na siebie krem z filtrem. Ona akurat nie była tak jak ja fanką słońca, dlatego też leżałyśmy pod parasolem, gdzie słońce łapało nas co najwyżej na stopy.

— To co mam ze sobą zrobić? Nudzi mi się, jestem głodny i pochlapałbym się w wodzie. — Maddie podniosła się do siadu i zdjęła ze swojej twarzy kapelusz, zakładając go na głowę. Popatrzyła na niego z politowaniem i wskazała palcem na morze.

— Widzisz to? — Popatrzył na nią niezrozumiale, po czym odwrócił wzrok na morze. — To jest woda. Dokładnie morze, w którym też można się pluskać. Więc pakuj dupę i przestań zachowywać się jak dziecko.

— Jaka ty kurwa jesteś niemiła. Tobie też już wystarczy może tego słońca, bo odkąd wyglądasz jak brązowa kredka, to ci odbija. Luzuj majty, koleżanko.

Parsknęłam śmiechem na ich docinki, które znowu były na porządku dziennym.

— O dwudziestej tam w tym barze ma być karaoke. — Odzywa się jasnowłosa. Jej włosy od nadmiaru słońca stały się jaśniejsze, przez co prawie wchodziły w biel. — Może Will przestanie marudzić jak pięcioletnie dziecko.

— I to jest myśl. — Klasnął uradowany w dłonie i po chwili zdał sobie sprawę z ostatnich słów Florence. — Ej, ja wcale nie jestem marudny.

— Jesteś. — Odpowiedziałyśmy wszystkie w tym samym momencie.

— I jeszcze wszystkie przeciwko mnie.

— Dobra. — Odzywam się, ściągając z oczu okulary przeciwsłoneczne. — Nie będziemy siedzieć na tej plaży cały dzień, to można się wybrać.

— Ja bym mogła. — Wzrusza ramionami Madison.

— To siedź tu sobie brązowy potworze! — Wykrzyczał w jej stronę blondyn, kopiąc w jej stronę piaskiem i ją obsypując.

Jej oczy natychmiast pociemniały, a jej spojrzenie zmieniło się z lekceważącego na wściekłe. William już wiedział co go czeka i dlatego zaczął się cofać do tyłu.

TopazOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz