Rozdział 2

5 1 0
                                    

Patrzyłam bezsilnie, jak dziewczyna wpada do kanału w zwolnionym tempie. Moje serce wykonało dwa fikołki z podniecenia, a mózg nucił radosną pieśń, gdy jej głowa wynurzyła się spod tafli wody. Ciecz rozprysnęła się na tysiące srebrzystych kropli, mocząc kamienną drogę. Gniew zawitał na twarzy Lucrezi, a jej stalowy wzrok napotkał mój i obiecywał tylko jedno. Zemstę. Ukłoniłam się lekko, pokazując jej, że jakieś maniery zostały wbite do mojej głowy. Ruszyłam powolnym krokiem w jej stronę, żeby pomóc jej wydostać się z wody, gdy do moich uszu dotarł wściekły głos mojego padre.

- Camilla Zaccari, w tej chwili wstawaj!

Budynki zaczęły się trząść, Lucrezia zniknęła, a przede mnie pojawiła się wielka fala, która wciągnęła mnie do swojego królestwa. Zakaszlałam i otworzyłam oczy, wycierając z twarzy wodę. Mój padre stał z wiadrem i wiedziałam, że miałam szczęście, na moją twarz spadła mżawka, a mogła ulewa. Gdy podniosłam głowę, syknęłam z bólu, alkohol wczorajszego wieczoru zadziałał, więc odbierał teraz swoją zapłatę za przysługę. A mówili, że najgorszą osobą do zawiązywania paktu jest władca krainy zamarłych.

- Miałaś dzisiaj pływać z ludźmi. - powiedział padre i popatrzył na mnie sceptycznym wzorkiem.

- Już wstaję. - powiedziałam i zarejestrowałam tylko, jak kiwnął głową i wyszedł z pokoju. W duchu podziękowałam mu za szklankę wody z cytryną i przygotowaną wannę do kąpieli.

Leżałam jeszcze chwilę i wpatrywałam się w sufit. Przeklinałam w myślach Lucę i nieznajomego, który poczęstował nas swojej roboty winem. Obiecał, że następnym razem przyniesie złote kielichy. Prychnęłam. Na pewno nie będzie następnego razu, nie za tego życia. W końcu przestałam się użalać nad sobą i wygrzebałam się z łóżka. Jedyne, co mnie podtrzymywało na duchu to to, że mój przyjaciel mógł być w gorszym stanie. Nie żebym mu tego życzyła.

Podeszłam do lustra i spojrzałam na swoją opuchniętą twarz, cienie pod oczami i kołtuny we włosach. Nie spodziewałam się, że będzie tak źle. Zmoczyłam szmatkę w wiadrze pełnym zimnej wody i zaczęłam przyciskać do twarzy. Wiele mi to nie pomogło, ale dzięki szybkiej kąpieli poczułam się świeżej. Ułożyłam swoją czerwoną kołdrę na łóżku, pogłaskałam liście mojego kwiatu maku, który dostałam od padre i wyszłam z pokoju.

Na stole już czekało na mnie śniadanie, wypieczony chleb, pomidory, oliwa i jakiś ser, który pewnie przyniosła signora Rossi. Wyciągnęłam rękę po szklankę soku pomarańczowego i spojrzałam na zesztywniałą postać mojego padre. Siwizna powoli przypruszyła jego czarne loki, ale iskry nie opuszczały jego brązowych oczu. Widziałam, że zaczyna się coraz bardziej garbić, ale wciąż miał siłę, żeby ustać cały dzień na gondoli i pływać. Nie interesował się jednak już życiem towarzyskim i wolny czas spędzał w domu. Czasami się zastanawiałam, dlaczego nie znalazł innej kobiety, ale nigdy nie uzyskałam odpowiedzi.

- Dzisiaj wieczorem wychodzę z Lucą. - powiedziałam między popijaniem soku pomarańczowego a nakładaniem chleba na talerz.

- Dobrze, tylko nie wracaj tak późno - padre spojrzał na mnie i kąciki ust mu drgnęły. - I na litość Luny, nie trzaskaj się tak w nocy.

- Wcale się nie trzaskałam!

- Gdybyśmy mieszkali u nonny, to już dawno byś spała w jej stodole.

Odłożyłam z brzękiem szklankę na stół i założyłam ręce na piersi. Może rzeczywiście trochę głośno ściągałam buty... Zobaczyłam, jak padre wskazuje głową na lekko przekrzywioną półkę na książki. Zarumieniłam się. Czekała mnie dodatkowa robota.

- Dobrze - w końcu mruknęłam i z dokładną precyzją zaczęłam wycierać oliwę z talerza moją kromką chleba. Po chwili podniosłam głowę. - A nie chciałbyś może też się wybrać z nami i świętować karnawał?

Karnawałowa harmoniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz