CHAPTER TWENTY-FOUR.

131 7 0
                                    




POINT OF VIEW: ZUZANNA

Byłam osobą, która szczerze nie przepadała za Meksykiem i Meksykańskim torem. Na padoku mijałam pełno osób wypominających mi zastąpienie ich rodaka. Jakoś niekoniecznie przejęłam się ich opinią, jednak było to denerwujące. Kwalifikację poszły mi średniawo, a cały dzień snułam się po padoku, jak smród po gaciach. Chociaż aktualnie szłam w celu znalezienia Daniela, który miał zając się moim kocim dzieckiem. Nie mogłam zabrać Chuzziego na trening, a Danny zaoferował się do popilnowania go. Nie wiedziałam gdzie znajdę Australijczyka, ale wiedziałam, że gdzieś na pewno. Podczas spacerowania natknęłam się na Alexa, który próbował mi pomóc, ale sam nie wiedział gdzie szukać Ricciardo. Mężczyzna nie był też na tyle łaskawy by odebrać telefon, więc chyba z 30 minut chodziłam i go szukałam. Na szczęście tylko 30 minut. Kiedy tylko go zobaczyłam, szybkim krokiem ruszyłam w jego stronę.

-No i przybyła kocia mama.- powiedział kiedy tylko mnie zauważył. Oddał Chuzzlewita w moje ręce, jednocześnie obejmując mnie ramieniem. Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek, tuląc do siebie kotka.

Daniel jeszcze chwilę gadał z dziennikarzem, po czym razem udaliśmy się na spacer po padoku. Co chwilę podchodzili do nas fani. Zasadniczo więcej podchodziło do Daniela. Ze świadomością, że za 15 minut mam wywiad, pożegnałam się z Australijczykiem i spokojnym krokiem ruszyłam w stronę budynku Red Bulla. Tam czekał już Verstappen i Perez. Widząc Meksykanina czułam dyskomfort. Nigdy się z nim nie poznałam, a teraz zajmowałam jego miejsce. Max kiedy mnie zauważył lekko do mnie pomachał, nakazując mi tym samym bym do nich podeszła. Do twarzy przykleiłam sztuczny uśmiech i przytuliłam mocniej Chuzziego. Bardzo powoli podeszłam do mężczyzn.

-Cześć.- wypowiedziałam to słowo bez większych emocji.

-Hej Inka.- odpowiedział mi od razu Verstappen. Perez jednak przyglądał mi się i nie raczył użyć ani jednego słowa. W momencie atmosfera zrobiła się strasznie gęsta. Posłałam Holendrowi spojrzenie błagające o pomoc.

-No Checo, to jest Inka. Jeździ teraz w Red Bullu.- powiedział z zakłopotaniem. Po usłyszeniu jego słów miałam ochotę strzelić se w łeb.

-Ta, widzę.- odpowiedział krótko Meksykanin, a atmosfera była już kompletnie nie do zniesienia. Chwilę później pojawił się dziennikarz, który chciał rozmawiać z nami.

Sam wyścig poszedł mi o dziwo dobrze. A nawet bardzo dobrze. Przez nieuwagę Verstappena, mogłam zakończyć wyścig z P1. Kompletnie niedowierzam w moje już 2 zwycięstwo w f1. Wyścig wykończył mnie do tego stopnia, że za raz po wszystkich wywiadach zwiałam do hotelu. Chciałam celebrować w samotności i ciszy. Siedziałam z Chuzzim i popijałam szampana dla dzieci. Siedziałam tak do momentu, kiedy ktoś zaczął napierdalać w moje drzwi. Bez większych chęci podeszłam by otworzyć drzwi. Do mojego urokliwego pokoju hotelowego wszedł Daniel obładowany reklamówkami.

-Co ty odpierdalasz?- zapytałam Australijczyka.

-No przyszedłem opić twoją wygraną.- odpowiedział, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świcie. Z reklamówki wyjął butelki różnych trunków alkoholowych.

-Ty chcesz to łączyć?- zapytałam nie będąc pewna co siedzi w głowie Daniela. Ten tylko przytaknął i uśmiechnął się szeroko.- Jebło cię.

Zastanawiam się czy Daniel słyszał jak jego 3 szare komórki odbijają się w jego pustej główce. Uwielbiam Australijczyka, ale co najmniej nie zamierzałam rzygać całą noc. Chwile później do mojego pokoju hotelowego przyszedł Alex i George.

-Więcej was matka nie miała.- mruknęłam pod nosem, siedząc przy kuchennym blacie. Już moment później Daniel podsunął mi pod nos kolorowy napój. Ricciardo wyrobił też dziwne substancje dla Alexa i George'a, wiec najwyżej nie zatruje się sama. Po wypiciu łyka, miałam ochotę wypluć to na twarz Australijczyka.

-Sprawdzam twoje słowiańskie geny.- powiedział Danny, uśmiechając się szeroko.

-W taki sposób upijesz mnie jednym drinkiem.- odpowiedziałam i dolałam do mojej szklanki soku porzeczkowego. Bo generalnie mega smacznym drinkiem od Ricciardo jest wódka i sok porzeczkowy. A przynajmniej ja takiego dostałam, co mi odpowiadało. No oprócz ilości alkoholu w nim.

Nie dużo zajęło Danielowi upicie nas i siebie samego. Skutki alkoholu były bardzo odczuwalne. Odczuwał je szczególnie George, który od 10 minut rzyga. Daniel przygotowywał kolejne szklanki dziwnych napoi, a ja z Alexem próbowaliśmy ustać na nogach.

-Idę sprawić co z Russellem.- mruknęłam do Tajlandczyka i ruszyłam w stronę kibla. Tam napotkałam Brytyjczyka podnoszącego się z podłogi. Rzucił mi spojrzenie, które mówiło „pomóż mi wstać bo już nie daje rady". Pominęłam fakt, że sama ledwo się trzymam na nogach i chwyciłam ramie George'a. Zaczęłam go ciągając, żeby chociaż trochę pomóc mu wstać. Przy naszej ciężkiej współpracy udało się by Brytyjczyk stanął na nogach. Trzymając go pod ramie ruszyliśmy do kuchni. Usadziłam George'a w taki sposób, by nie spadł z krzesła. Sama zajęłam miejsce obok niego.

-Daniel wystarczy upijania nas. Mamy jeden kibel, a rzygać będziemy wszyscy.

-Ostanie piwo i koniec alkoholu na dziś.

-No to sam se je pij.- mruknął Alex, który był zielony jak trawa w ogródku mojej prababki.

-Alex? Wyglądasz jakbyś miał mi się tu za raz porzygać. Choć odprowadzę cię do kibla.- zaproponowałam. Alexander od razu wstał, chwycił mnie pod ramie i truchtem udaliśmy się do toalety. Tam zostawiłam Tajlandczyka i powróciłam do kuchni. Kiedy zobaczyłam, że George praktycznie śpi na kuchennym stole, stwierdziłam że będę wspaniałą przyjaciółką i rozłożę kanapę. I tak będziemy musieli się jakoś pomieścić w moim pokoju hotelowym.

-Choć George, idziemy spać.- powiedziałam do Brytyjczyka, który od razu podążył za mną do salonu. Okryłam go kocem i powróciłam do kuchni. Daniel popijający piwo wyglądał jakby nie wypił ani kropelki alkoholu. Jebany.

-Ty tez się bierz.- mruknęłam do Australijczyka i poszłam po Alexa. Upchałam go na drugi koniec kanapy i ruszyłam do hotelowej sypialni. Nie mając już na nic siły położyłam się na łóżku i prawie spałam. Prawie bo przebudził mnie Ricciardo, który wolał leżeć na mnie, a nie obok mnie. Kopnęłam go w dupę, żeby trochę się przesunął co nie poskutkowało. Wręcz przeciwnie bo zaczął mnie tulić do siebie, prawie dusząc jednocześnie.

-Sprobuj mi się zerzygać na włosy, a tak ci wpierodle.- ostrzegam śpiącego już Australijczyka.

-Luz Inka, nie obrzygam cię.

Po tych słowach Daniela nastała kompletna cisza i sen. No prawie bo był jeszcze Chuzzlewit, który położył się na twarzy Australijczyka.

Woman in Formula OneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz