20

65 19 5
                                    

– Przepraszam. Zrobię wszystko by Cię stąd wyciągnąć – usłyszała zza drzwi.

Nie odpowiedziała. Słowa te zdawały się jej puste i zupełnie bez znaczenia. Nie ufała Danielowi i nie miała już siły grać w grę z tą chorą rodziną.

Maria czuła jak powoli odzyskuje energię, lecz nie miała jak jej spożytkować. Zastanawiała się, czy mogła w jakikolwiek sposób uniknąć sytuacji, w której się znalazła. Bała się śmierci, lecz czuła, że jest jej coraz bliższa. Nie miała pojęcia, co planuje Dmowski, a bezradność doprowadzała ją do szału. Może gdyby nie straciła swojej jedynej broni, obmyślałby teraz jakikolwiek plan ucieczki. Nie mogła jednak zrobić niczego. Nie miała żadnej karty przetargowej ani linii obrony, a jej jedyną nadzieją było dziwne zainteresowanie Daniela. Czy go zauroczyłam? Czy po prostu jest mu mnie szkoda? – zastanawiała się.

..................

– Wypuść ją! – krzyczał Daniel, stając naprzeciw swojego ojca. – Nie zasłużyła na to!

– Wiesz, co przeżyłem przez tę sukę? Przez nią prawie nie miałbyś teraz ojca! – wydzierał się Antoni.

– I czego mnie uczy ten ojciec?! – zapytał, wskazując na monitor komputera, na którym wyświetlana była transmisja z pokoju Marii.

– Że wrogów należy zniszczyć, zanim oni zniszczą ciebie. Może kiedyś to zrozumiesz – posłał synowi pouczające spojrzenie.

– Wycierpiała już swoje.

– Myślisz, że chcę ją wypuścić? Drwisz sobie?! – Zirytowany zaśmiał się synowi prosto w twarz.

Daniel lustrował wzrokiem swojego ojca, próbując wyczytać z jego twarzy choć odrobinę współczucia i empatii. Nie dopatrzył się jednak niczego, prócz szaleńczej pustki i szyderczego uśmiechu.

– Co chcesz z nią zrobić?

– Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie, synu. Zabiję ją – odparł bez zawahania się. – Tylko najpierw trochę się pobawię. Będzie czuła ból, który ja czułem, gdy zwalił mi się na głowę cały świat. I to przez co? Przez to, że ta szmata postanowiła zbudować karierę na moim trupie. Dobrze ci radzę, nie przyzwyczajaj się do niej, bo i tobie będę musiał przemówić do rozumu. A tego bym nie chciał. My, Dmowscy, chronimy rodzinę, a zwłaszcza tą, zrodzoną z naszej krwi. Reszta się nie liczy. – Antoni poklepał syna po ramieniu i opuścił pomieszczenie, zostawiając go ze słowami, których nie spodziewał się nigdy usłyszeć.

W oczach Daniela pojawiły się łzy. Nie wiedział, dlaczego dziewczyna zamknięta w lochu, stworzonym w jego dawnym, rodzinnym domu, stała się dla niego tak ważna. Czy to zwykła ludzka empatia? Strach? A może coś zupełnie innego? – zastanawiał się. Nie był jednak w stanie odpowiedzieć na te pytania. Nie to było teraz ważne.

Mężczyzna był przerażony. Jego ojciec wyraził się jasno. Chce śmierci Marii, więc cokolwiek Daniel do niej czuje – musi zniknąć.

Jego własny ojciec okazał się psychopatą, który torturuje młodą kobietę tylko po to, by ostatecznie zakończyć jej życie. Daniel poczuł, jak już na samą myśl o tym, robi mu się niedobrze. Czuł, że w jego płucach zaczyna brakować powietrza, a koszulka, którą ma na sobie zaczyna ściskać jego gardło. Dusił się. Musiał wybiec z domu, by opanować nerwy.

Otworzywszy drzwi, wypadł na zewnątrz z ciężkim, nierównym oddechem.

– Czyżby ojciec wyjaśnił ci swoje zamiary? – zapytał Kajetan.

Daniel wzdrygnął się i odwrócił, by spojrzeć na mężczyznę. Dostrzegł jego kamienny wyraz twarzy i papierosa, którego międlił palcami. Dym z wypalanego powoli fajka zaczął docierać do nozdrzy młodszego mężczyzny, potęgując uczucie mdłości.

– Wiedziałeś? – zapytał, próbując ustawić się tak, by uniknąć rozwiewanego przez wiatr smrodu palonego tytoniu.

Kajetan uśmiechnął się, podnosząc tylko jeden kącik ust i prychnął cicho.

– Pracuję dla twojego ojca od dziesięciu lat – odparł, uznając, że ta odpowiedź wystarczy.

– Cz-czy ojciec już kiedyś kogoś...z-zabił?

Kajetan zaciągnął dym do płuc i wypuścił go bardzo powoli, po czym wzruszył ramionami. Złapał niedopałek w dwa palce i przycisnął tlącą się stronę do betonowego murku. Następnie cisnął nim pod nogi Daniela.

– Dogasisz? – zapytał, sugerując odpowiedź na pytanie.

Kajetan wszedł do budynku, zostawiając Daniela samego na werandzie. Młody mężczyzna poczuł, jak grunt pod jego stopami się zapada, a na głowę zaczyna sypać się cały świat. Upadł na betonową posadzkę i ścisnął uszy, jakoby miałoby to zatrzymać szalejące myśli. Nic jednak nie pomagało.

....................

– Wyspałaś się królewno? – Rozległ się głos w celi Marii, lecz nikt mu nie odpowiedział.

Rozwścieczony Dmowski podszedł do Marii szybkim krokiem i złapał ją za szyję, przekręcając w swoją stronę jej wątłe ciało.

– Gdy pytam, chce usłyszeć odpowiedź – wysyczał.

– Pierdol się – odpowiedziała Maria.

W oczach Antoniego Dmowskiego pojawiło się szaleństwo niemożliwe do okiełznania. Jego poliki przybrały czerwony kolor, a na czole zaczynała przebijać się zielona żyła.

– Skoro tego chcesz – ryknął i złapał za jej spódnicę. Zaczął rozrywać materiał, zbliżając się niebezpiecznie do jej najbardziej prywatnej przestrzeni. Maria wyrywała się i krzyczała, lecz wiedziała, że sama nie poradzi sobie z powstrzymaniem oprawcy. Starała się kopać i uderzać rękoma z całych sił.

– Pojebało cię?! Zostaw ją! – w celi Marii rozległ się rozkaz, który spowodował, że Antoni wypuścił Marię z rąk i odwrócił w stronę drzwi.

MORDERCA Z PIERWSZEJ STRONYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz