W czwartek jak rzekłam byłam gotowa do wyjazdu zapewniając sobie wszystko, co było potrzebne do przebycia w niewygodnych warunkach. Z robotnikiem byłam umówiona miejscu, gdy dostałam od niego wiadomość ze zgodą odpisałam mu informując, co i jak aby nie był niczym zaskoczony. Teraz zostało mi znaleźć wolną dorożkę będąc tutaj ten krótki czas ogarnęłam miejsca postoju. Idąc chodnikiem obserwowałam małą dziewczynkę idącą z rodzicami na plecy spadały jej blond loki. Miała na sobie białą sukienkę w różową kratkę z białym kołnierzykiem pod pachą trzymała pluszowego misia. Słysząc tentem pędzących koni odsunęłam się na bok wyminął mnie ciemnozielony powóz. Którego nagle otworzyły się drzwi, z których wychylił się na czarno ubrany mężczyzna porywający dziewczynkę. Mając ją w swych sidłach nie wiadomo, kiedy powóz zniknął z drogi. To, co ujrzałam było przerażające w biały dzień takie rzeczy. Żal było mi zrozpaczonej matki, której nijak nie mogłam pomóc pomyśleć, że każdemu z nas mogło się to przytrafić. Ominęłam tłum ludzi, który pojawił się przy rodzicach dziewczynki stając na drodze zatrzymując pustą dorożkę.
-, Co ty dzieciaku odprawiasz omal bym Cię nie przejechał! Najpierw bezmyślnie pędzący powóz teraz ty! – Mężczyzna wręcz kipiał złością.
- Proszę o wybaczenie, ale muszę pilnie dojechać do wsi Plumley w Hrabstwie Cheshire. – Uśmiechnęłam się delikatnie z nadzieją, że się zgodzi.
- Masz pojęcie, że to daleko stąd i sporo będzie Cię to kosztować?
- Tak proszę pana mam pojęcie, bo już tam byłam i chcę zostać na stałe. Tak, że więcej nie będę pana denerwować swą osobą. Powiedziałam stanowczo z nutką ironii w głosie. Wsiadłam do dorożki i usiadłam.
- Możemy ruszać. – Mężczyzna odwrócił się do mnie patrząc z niezadowoleniem na tak długą podróż. Wiedział, że zbytnio mu się to nie opłaca gdyż wątpliwe było, aby złapał jakiegoś pasażera w drodze powrotnej. Słychać było jak coś burknął pod nosem, aby po chwili ruszyć w drogę.
W trakcie podróży pogoda zaczęła się psuć niebo zaczęły pokrywać gęste szare chmury przywołujące deszcz. Miałam nadzieje, że ominie on nas w trakcie jazdy albo zostanie za nami. Oparłam się wygodnie obserwując wszystko, co mijaliśmy po wyjeździe z miasta. Miło było posłuchać ptasiego świergotu jak i szumu liści drzew gdyby nie to cisza byłaby bardzo męcząca. Dopiero dalej minęliśmy małe miasteczko uroczo wyglądające gwar ludzi dochodził zewsząd. Widać było, że każdy każdego tutaj zna może tutaj było to mniej dokuczliwe niż tam skąd pochodziłam. Nim dotarliśmy na miejsce po drodze przejechaliśmy przez dwie wsie, które były podobne do siebie. Gdy dotarliśmy nad bagna dostrzegłam trzech mężczyzn przed wejściem na posesje. Musiałam przyznać, że ich prostacki wygląd stremował mnie. Wysiadłam z dorożki uiszczając opłatę dziękując za przywiezienie. Mężczyzna pokręcił tylko głową i zaraz odjechał nie dając swojemu koniowi chwili odpoczynku po długiej drodze.
Podeszłam do robotników przywitać się z nimi z nadzieją w duchu, że wszystko jakoś się powiedzie. Otworzyłam furtkę i weszliśmy na posesję z niej do domu pokazałam całe wnętrze wyjaśniając jak ma wszystko wyglądać wraz z kolorystyką i tym, aby poddasze było całe w drewnie. Wszystkie rzeczy również miały zostać wyniesione nie chciałam mieć niczego po poprzednich właścicielach. Gdy wszystko zostało dogadane wraz z wywozem mebli. Nie mając, co robić wewnątrz wyszłam na dwór wyobrażając sobie jak to wszystko będzie wyglądać. Trawa kwiaty krzewy po prostu wszystko. Chciałam to wszystko zrobić za jednym zamachem wiedzą, że tak się nie da. Oparłam się o płot, który też potrzebował wymiany miejscami sztachety rozpadały się. Uśmiechnęłam się sama do siebie wpatrując się na teren w około tutaj naprawdę było pięknie tak inaczej. Rozglądając się zauważyłam zbliżającą się kobietę, której drewniany dom stał z 500 metrów dalej od mojego. Mogłam spodziewać się tego, że szybko zainteresuję tutejszych w końcu byłam nowa a to zrozumiałe.
- Witaj drogie dziecko już myślałam, że ten dom na zawsze zostanie pusty. Mam nadzieję, że ty go rozświetlisz na długie lata. – Słuchałam uważnie starszej kobiety, której słowa brzmiały tak jakby coś tu się niegdyś wydarzyło.
- Mam rozumieć, że były w tym domu różne rozterki? Nie chciałam zabrzmieć na dociekliwą wręcz przeciwnie. Również postaram się, aby ten dom tętnił radością. – Uśmiechnęłam się do kobiety.
- Bardzo mnie to cieszy, jeśli panienka nie będzie miała mi za złe poproszę męża, aby doglądał remontu. Lepiej żeby swój dopatrywał robotników żadnym takim nie można ufać. – Zaśmiałam się cicho nie mogąc zaprzeczyć kobiecie.
- Prawdą jest to, co pani mówi, ale nie mogę prosić o taką pomoc. To by źle wyglądało.
- Wręcz przeciwnie przyda mu się odmiana i zarazem będziesz mogła być o wszystko spokojna. Wiem, co mówię przeżyłam sporo lat. – Widząc upór kobiety na twarzy wiedziałam, że nic więcej nie ugram.
- Dobrze niechaj tak będzie. – Westchnęłam cicho.
- Mądra decyzja zaraz po niego pójdę. – Miała już odejść, gdy ponownie się odwróciła.
- Zapraszam na herbatę i ciasto zapewne zgłodniałaś.
- To prawda chętnie bym napiła się herbaty. – Nie chcąc okrążać płotu przeskoczyłam zwinnie przez niego.
- Przepraszam za brak taktu, ale stwierdziłam, że tak będzie szybciej.
- Nic nie szkodzi młodość ma swoje prawa moja córka w twoim wieku też była rezolutna. Z czasem znalazła swoją miłość i razem wyjechali do Londynu za dobrą pracą. – Idąc i tak opowiadając kobieta objęła mnie matczynym ramieniem aż zrobiło mi się cieplej na sercu. Gdy weszłyśmy do środka domu kobiety poczułam się swojsko nie miałam ochoty go opuszczać. W kuchni kaflowej palił się ogień na niej zaś stał duży garnek, w którym coś się gotowało a od pary podskakiwała pokrywka. Usiadłam przy stole stawiając przy nim swoją walizkę. Kobieta chochlą nalała z wiadra wody do czajnika stawiając go na kuchni. Spojrzała na mnie kątem oka i za chwile znikła w innej izbie.
- Teodor gdzie ty się dziewasz?! Zawsze jak jesteś potrzebny to Cię nie ma. – Krzyknęła na całe gardło, że było ją dobrze słychać w oddali.
-, Czego się drzesz durna kobieto? Wyjść za potrzebą już nie można? – Podskoczyłam słysząc męski głos za plecami.
- Ty to, kto? Margaret znów zachciało się ludzi zbawiać ona nigdy nie zrozumie, że to jest niemożliwe. – Spojrzałam na Teodora, gdy skończył swój wywód.
- Mam na imię Jeanne państwa nowa sąsiadka. Muszę częściowo przyznać rację nie ma możliwości zbawienia ludzi. Tylko, co by się z nami stało gdyby każdy z nas był nieczuły na cudzy ból?– Ukłoniłam się lekko tak jak wymagała tego kultura.
- Gadasz jak moja żona, która nic z tego nie ma. – Zamilkł w połowie zdania, gdy kobieta weszła do kuchni.
- Taki mądry jesteś tylko jak mnie widzisz od razu milkniesz. W takim razie zrobisz, co Ci karze pójdziesz do domu tej młodej dziewczyny i dopilnujesz będących tam robotników. Skoro ma tu zamieszkać wszystko ma być jak trzeba. I żebym Cię do wieczora na oczy nie widziała! – Wściekła trzepnęła go ścierką po grzbiecie wyganiając z domu. Widząc tą scenę miałam przed oczami własne dzieciństwo i sprzeczki rodziców. Miło było móc się pośmiać.
- Z nim zawsze tak jest. – Westchnęła i zrobiła nam obu herbaty postawiła szklanki na stole przysiadając się na przeciw mnie. Podziękowałam i przysunęłam bliżej szklankę.
- Zapewne jesteś nieprzyzwyczajona do ubogich warunków, ale będziesz musiała się przyzwyczaić. Może Ci się to nie podobać, ale nie puszczę Cię tam samej do póki nie zostanie wszystko ukończone. Znam tutaj wszystkich i wiem, co się może stać. – Nawet gdybym chciała się sprzeciwić, ale ona miała racje. Przeżyła swoje lata dożywając starości.
- Zrobię jak pani radzi nie chcę mieć tutaj wrogów nikomu oni są niepotrzebni. Ja naprawdę chcę żyć w spokoju nie zawadzając innym. – Napiłam się herbaty wpatrując się w okno i leżące w oddali pole.
- Te tereny są piękne latem, gdy rośnie zborze właściciel tamtych ziem dba o wszystko. Taki młody człowiek a jaki dojrzały. Sprowadził się tutaj 10 lat temu z matką i dużo młodszą siostrą. Dziewczyna będzie miała teraz 16 lat jak ten czas prędko leci. Był czas, gdy zajmowałam się nią, gdy była dzieckiem w tamtym czasie nigdy nie widziałam ich matki. Nic złego nie mogę powiedzieć na tą rodzinę, co nie zmienia faktu, że brat tej, że dziewczyny jest skryty i bardzo nieufny. Chodzą po wsi różne plotki na ich temat, choć sama w nie niewierze byłam tam 7 lat i widziałam, co się dzieje. Przyznam, że żal mi tej młodej nie ma szczęścia do ludzi, co się z kimś zaznajomi to potem ma tylko nieprzyjemności. Myślę, że byście się zaprzyjaźniły. – Słuchając opowieści kobiety zaciekawiłam się tą historią.
- Może mi pani trochę więcej opowiedzieć o tej rodzinie skłamałabym mówiąc, że nie zainteresowała mnie tym pani. Za razem przepraszam za mą ciekawość wiem, że nie powinnam się dopytywać.
- W takim razie niech zostanie na tym, na czym zakończyłam. Sama nie wiem nad zbyt wiele poza tym, na co mi pozwolono. Jeśli będzie Ci dane sama poznasz prawdę. – Uśmiechnęła się ciepło i położyła swe dłonie na moich dłoniach. Ta kobieta była niczym anioł nie znałyśmy się a miałam wrażenie jakby była w mym życiu od zawsze. Chciałam wierzyć, że nareszcie znalazłam swą ostoje.
- Wątpię w takie szczęście abym mogła poznać ich bliżej jednak nie zapominajmy, że nieznane są nam nasze losy. – Uśmiechnęłam się i dopiłam herbatę do końca.
Resztę dnia spędziłam na pomaganiu kobiecie w domowych porządkach jak i w przygotowaniu kolacji. Prawdę mówiąc brakowało mi tego byłam zmęczona na krok pilnować się u ciotki do tego służba, która niby pomagała. Za to w rzeczywistości obserwowała i kontrolowała na każdym kroku. Na koniec wszystko było donoszone ciotce. Radował mnie fakt, że więcej tam nie będę musiała tam wracać nie dla mnie było takie życie pełne przepychu i niewiadomej.
Wieczorem wrócił Teodor z niezbyt zadowoloną miną.
- Nie wiem skąd ich ta dziewczyna wynalazła, ale z takimi ludźmi długo się zejdzie. – Zdjął kapelusz i usiadł na stołku przy kuchni.
-, Co maż na myśli mówiąc o tym? – Margaret wpatrywała się na niego nalewając zupy na glinianą miskę.
- Kobieto pytasz się jak nierozumna cały czas trzeba ich poganiać. Owszem do wyniesienia było dużo jak na czterech chłopa w końcu rodzina, która tam mieszkała była sporawa no i do tego służba. – Nalał sobie wody z dzbanka wody do miednicy i umył dokładnie dłonie nim zasiadł do posiłku.
- Trzeba będzie posprzątać to, co zostało po tamtej rodzinie w końcu zbędne jest to gruzowisko na podwórzu.
- O to nie trzeba się martwić do końca tygodnia ma przyjechać pracownik sierocińca w Manchesterze. Tym biednym dzieciom bardziej się te rzeczy przydadzą. Nim tu przyjechałam załatwiłam to, co najbardziej pilne w tym tapety i farby, aby przemalować wszystko. Gdy zostanie wszystko przywiezione. – Chciałam, aby ten remont minął jak najszybciej, lecz niczego nie mogłam przyśpieszyć.
- Nie myśl tak o tym Teodor to przewrażliwiony i gderliwy człowiek, ale nie jest taki, na jakiego wygląda. Zamiast tak gadać to jedzcie nim ostygnie. – Wytarła dłonie w fartuch patrząc na nas jak na małe dzieci.
- Jak wrócę miski mają być puste. – Odwróciła się i wyszła z kuchni rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wtedy ujrzałam zdjęcie stojące za szybą w kredensie zaskoczyło mnie, że widziałam te samo w swym domu. Teodor widząc moje zdziwienie zrozumiał, na co patrzę.
- Ta młoda kobieta na zdjęciu to nasza córka dom, który kupiłaś należał do niej. Potem przeprowadziła się wraz z mężem do Londynu. Przed nimi mieszkała tu rodzina wydawali się na porządnych potem okazało się ze to bardzo dziwni ludzie no i teraz zamieszkasz tu ty. – Opowiedział po krótce omijając to, co się tutaj wydarzyło. Odkąd przyjechałam do Anglii wokół mnie było pełno tajemnic i skrawki ich prawdy powoli zaczynało mnie to denerwować. Zadając pytanie i tak bym nie dostała odpowiedzi gdyż znalazłaby się jakaś wymówka. Dojadłam zupę do końca i pozmywałam po sobie. Miałam już wrócić na miejsce, gdy Margaret wróciła z pościelą.
- Domyślam się, że jesteś przyzwyczajona do lepszych warunków. U nas niestety są tylko dwie izby, dlatego pościelę Ci w kuchni. – Przewróciłam słowami na słowa kobiety.
- Nie jestem żadną damą żebym potrzebowała nadmiernych wygód. Dla mnie cenniejsze jest towarzystwo a nie miejsce najważniejsze jest, aby dobrze się czuć. Poza tym nie mam praw do narzekania mogę być tylko wdzięczna za taką przysługę. – Wyrzuciłam z siebie to, co czułam z nadmiarem emocji czułam na całym ciele wzrok obojga. Spuściłam głowę wstydząc się swojego zachowania byłam u dwojga starszych ludzi i powinnam umieć się zachować.
- Przepraszam nie powinnam tego mówić, ale taki jest już mój charakter, co myślę to mówię.
-, Co się stało to się nie odstanie. Obmyj się i kładź spać odpoczynek dobrze Ci zrobi. – Kiwnęłam głową potakująco. Poczekałam, gdy kobieta pościeli łóżko, choć uważałam, że powinnam to sama zrobić jednak nie miałam zamiaru się sprzeczać. Gdy obydwoje przeszli do drugiego pomieszczenia zrobiłam tak jak mnie proszono, po czym położyłam się na łóżku. Miałam wrażenie, że wszystko mnie kuje, co powodowało, że nie mogłam długo zasnąć.
Następny dzień zaczął się wcześnie jak to na wsi bywa każdy kolejny wyglądał podobnie. Zaprzyjaźniłam się z Margaret, która sporo mi opowiedziała o tutejszych ludziach abym później nie była zaskoczona. Do czasu ukończenia remontu starałam się trzymać z dala od mieszkańców. Nie chciałam za w czasu wzbudzać swoją osobą zainteresowań wystarczyło, że ktoś nowy ma się tutaj sprowadzić. Minęło dwa i pół tygodnia nim wszystkie prace remontowe się skończyły. Następny tydzień zszedł mi się ze sprzątaniem całego domu kilka razy Margaret wraz z mężem proponowała mi pomoc. Jednak ja nie mogłam jej przyjąć uważając to za wykorzystanie wiedząc już jak bardzo mi pomogli. W sumie minął miesiąc nim się wprowadziłam do siebie w między czasie powstało wiele różnych plotek na temat gościa dwojga starszych ludzi jak i nowego właściciela domu. Dla wielu było zaskoczeniem, że to ja nim jestem w końcu młoda kobieta nie powinna sama mieszkać. Dlatego zatrudniłam pomoc do pracy w domu jak i ogrodnika. Co również okazało się niezbyt łatwe mimo tego powoli zaczynałam się odnajdować w nowym miejscu. W najbliższą niedziele wybrałam się pieszo na nabożeństwo po ostatnich przejściach miejsce kultu wiary zniechęcało mnie mimo to nie mogłam odstawać od innych. Z porównaniem tamtego życia te było zdecydowanie normalniejsze. Zbliżając się do kościoła mijało mnie sporo osób jedni udawali, że mnie nie widzą i tylko mierzyli wzrokiem. Byli też tacy, którzy z kultury przywitali się ze mną musiałam przyznać, że ciężko było być samemu w centrum zainteresowania. Prawie każdy wzrok skupiał się na mnie za to sama nie miałam odwagi się odezwać bałam się reakcji ludzi. Odwróciłam głowę w stronę dziewczyn, które pod nosem naśmiewały się ze mnie bez większego namysłu podeszłam do nich.
- Żal mi was nie mieć odwagi podejść i powiedzieć, co się myśli tylko bezmyślnie się naśmiewać. Ciekawa jestem jak się poczujecie, gdy z którejś was ktoś się po śmieje? Z wielką ochotą na to popatrzę. – Złość spowodowała, że mój głos był zimny i szorstki.
- Dopiero, co się zjawiła a już pokazuje swoje zadufanie myśli, że jak przyjechała z miasta to jest lepsza. Chodźcie dziewczyny nie warto z taką rozmawiać. – Roześmiała się i ruszyła przed siebie zirytowana jej zachowaniem nie zauważenie podstawiłam jej stopę. Miałam szczery ubaw, gdy ta ruda dziewucha wykąpała się w kałuży błota.
- Juliet wszystko w porządku? Nic Ci nie jest? - Mówiły jedna przez drugą jej koleżanki rozdając między sobą uśmiechy. Dziewczyna podniosła się cała wymazana ociekając błotem za to złość parowała z jej oczu.
- Jeszcze się policzymy moi rodzice pokażą Ci gdzie twoje miejsce! – Wygrażała się przypominając szczekającego kundla.
- Juliet dziecko drogie przestań przynosić nam więcej wstydu. Nie widzisz, że swym zachowaniem wstyd tylko nam przynosisz. Wracamy do domu i wiedz, że do końca tygodnia nie wyjdziesz z niego. – Kobieta paliła się ze wstydu nie wiedząc jak ma się zachować.
- Przepraszam za moją córkę wierzę, że uda się to jakoś naprawić..
- Proszę nie przepraszać każdy z nas popełnia błędy. Zapomnijmy o tym. – Uśmiechnęłam się lekko pilnując się, aby w mym głosie nie wybrzmiała kpina. Po kobiecie było widać, że świeżo nosi żałobę po kimś bliskim może właśnie to powodowało bunt u Juliet. W końcu to młoda dziewczyna. Dlatego starałam się uszanować jej matkę. Kobieta raz jeszcze mnie przeprosiła odchodząc z córką.
Zainteresowanie zmniejszyło się, gdy miała rozpocząć się msza zajęłam miejsce w ławie niedowierzając ilości przybyłych ludzi. Faktycznie kościół był miejscem spotkań wszystkich mieszkańców. Temat mszy był ciekawy poruszony został temat dekalogu i stosowania się do niego. W ten sposób mielibyśmy mniej grzeszyć, aby łatwiej nam było mieć czyste sumienie. Słuchając tego zaczęłam rozmyślać nad porwaniem dziewczynki tamtego tragicznego dnia. W gazetach nie było żadnej wzmianki o jej odnalezieniu. Podobno Scotland Yard zajął się tą sprawą jednak najwidoczniej nie zbyt udolnie.
Wracając z mszy zaszłam do swoich sąsiadów zmartwiona tym, że nie spotkałam ich w kościele. Zapukałam do drzwi czekając z niecierpliwością na otwarcie drzwi. Margaret otworzyła je raptownie przestraszona, że coś się stało.
- Czy coś się stało, że tak się dobijasz? Kobieta była roztrzęsiona i ściskała w dłoni list.
- Przepraszam, ale najzwyczajniej się martwiłam.
- Nie potrzebnie Jeanne wszystko jest w porządku możesz spokojnie wracać do domu. – Wiedziałam, że kobieta kłamie mi prosto w oczy po ubiorze wyglądała, że dokądś się wybiera także nie miałam zamiaru jej w tym przeszkadzać.
Wróciłam do domu usiadłam w kuchni wpatrując się w okno wychodzące na drogę. Z którego za razem wszystko wyraźnie było widać. Obserwowałam chwilę, w której Margaret zaraz się pojawi na drodze. Minęło jakieś dwadzieścia minut nim się pojawiła była zdenerwowana jakby nawet załamana. Wyglądało na to, że wybiera się do kogoś po pomoc, dlatego nie miała czasu na rozmowy.
- Panienko Jeanne czy wszystko w porządku? – Poderwałam się miejsca słysząc głos swej pracownicy.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku po prostu wpatrywałam się w okno. – Uśmiechnęłam się do kobiety.
- Jestem Ci wdzięczna, że dzisiaj przyszłaś ta samotnia w niedzielne dni potrafi doskwierać. Dlatego prosiłabym Cię Lotti abyś była dzisiaj mym gościem nie chcę abyś wykonywała jakąkolwiek pracę dzisiejszego dnia.
- Dobrze jak panienka sobie życzy. – Usiadła przy stole w kuchni ja natomiast podałam kawałek ciasta i nalałam nam kawy.
- Dziękuję naprawdę nie trzeba było, przyznam panience, że właśnie przyszłam z tą myślą. Domyślam się jak trudno jest być samemu w czterech ścianach. Przydałoby się panience towarzystwo i wiem jak to uczynić dzisiaj odbywa się piknik, na który zbiera się większość miejscowych warto by było tam się wybrać. – Spojrzałam niepewnie na kobietę nie mając pewności czy to dobra myśl.
- Sama nie wiem jestem tu obca i wszyscy dziwnie na mnie patrzą może innym razem.
- Może nie powinnam się w trącać jednak uważam, że nie można oddalać się od ludzi. Jeśli panienka się zgodzi możemy wybrać się razem? Wiem, że jestem trochę za stara na towarzyszkę.
- Niech Ci będzie Lotti zgodzę się, ale pod jednym warunkiem odpowiesz mi na kilka pytań. Zależy mi na pewnych informacjach a ty będziesz umiała na nie odpowiedzieć. Od wczoraj Margaret dziwnie się zachowuje dzisiaj u niej byłam i pierwszy raz nie chciała rozmawiać do tego trzymała jakiś list w ręku. Jestem pewna, że znasz odpowiedź. – Kobieta nie zbyt chętnie zaczęła opowiadać całą historię.
- Jak panienka wie mój mąż jest listonoszem i wczoraj dostarczył list od córki do Margaret. Jej córka jakiś czas temu wraz z rodziną miała tutaj przyjechać jednak coś ich zatrzymało w Liverpoolu. I od tamtej pory się nie zjawili wtedy pomyślałam, że może to być powiązane z tym porwaniem, o którym rozpisują się w dziennikach. Jestem pewna, że teraz poszła po pomoc do pana Legran'a u którego kiedyś pracowała.
- Mówisz o tym młodzieńcu, który nagle się tutaj przeprowadził wraz z matką i siostrą? Spytałam będąc ciekawa tej rodziny miałam nadzieję, że kiedyś uda mi się ich spotkać.
- Tak to ta sama osoba jest to bardzo dziwna i skryta rodzina wątpię, aby komukolwiek udało zagłębić się w tą rodzinę. Tak, więc lepiej nie robić sobie złudnych nadziei. – Zawstydziłam się, gdy okazało się, że tak łatwo można było rozszyfrować moje myśli.
- Wracając do tematu Margaret oby twoje spostrzeżenia Lotti były mylne. – W końcu tak naprawdę nie wiedziałyśmy, o co chodzi. No dobra pójdę się przebrać i wybierzemy się na ten piknik. – Lotti uśmiechnęła się na te słowa w domu ciotki byłoby nie do pomyślenia abym zadawała się ze służką gdyż mi, jako pani domu coś takiego nie wypada. Zaśmiałam się do swojego odbicia w lustrze wyobrażając sobie taką scenę.
Pogoda była dzisiaj dość ciepła, dlatego pozwoliłam sobie na delikatną sukienkę w kolorze écru włosy splotłam w dobieranego warkocza. Uważałam, że mój strój jest odpowiedni na taki wypad. W tym samym czasie Lotti przygotowała kosz z jedzeniem i butelką wina. Przy moim roztrzepaniu zawsze ktoś inny myślał za mnie w takich sprawach.
- Jak dobrze, że mam Cię przy sobie zamiast się stroić powinnam pomyśleć o najważniejszym. Wezmę koc i możemy ruszać. – Zaśmiałyśmy się i wyszłyśmy po tym jak zabrałam koc dla ostrożności zamknęłam dom na wszystkie spusty, aby móc spokojnie pójść w miejsce, do którego droga była mi nieznana. Szłyśmy polną drogą opowiadając o swoim dzieciństwie jednocześnie pilnowałam się z tym, aby nie wydać się skąd pochodzę. Gdy dotarłyśmy nad rzekę, koło której mieściła się łąka, na której już zebrało się trochę ludzi na swoich kocach. Myśmy zajęły miejsce w cieniu pod pięknym klonem rozłożyłam koc i zasiadłam na nim spoglądając na innych.
- Jak trudno jest się odnaleźć w śród innych będąc całkiem obcą. Nie wiem jak się tu odnajdę i czy mi się to uda? – Westchnęłam cicho spoglądając w niebo.
- Niech panienka tak nie mówi powoli ludzie się do panienki przyzwyczają i będzie jedną z nich. Trzeba być cierpliwą a wszystko się ułoży.
- Może i tak będzie. – Słysząc z oddali radosny okrzyk.
- Jane! Nie wierzę własnym oczom to cud ubolewałam nad tym, że nigdy więcej się nie zobaczymy a tu takie szczęście! – Podbiegła do mnie uradowana i przysiadła się zdyszana spoglądaj
- Ach Cathy to naprawdę ty? Czemuś wtedy tak nagle znikła z balu? Byłam zdziwiona myślałam nawet, że to z mojej winy, że czymś zawiniłam.
- Wybacz mi! Taka była decyzja mojego brata uważał, że tak będzie lepiej dla mnie. Choć nie rozumiem, dla czego? Domyślam, że to dla mojego dobra, ale niby, co byś ty miała mi zrobić? – W głosie dziewczyny było słychać wyczuwalne podenerwowanie tym, co się stało jak i za razem gdyby mogła w jednym zdaniu opowiedziałaby wszystko, co się do tej pory wydarzyło.
- Pewnie, że Ci wybaczam tylko więcej nie znikaj tak nagle. No, ale już dobrze, co było to było pozwól, że przedstawię Ci moją towarzyszkę Lotti. – Zrobiło mi się trochę głupio zapominając o Lotti w końcu to jej zasługa, że znów spotkałam Cathy. Która jak nagle się pojawia jeszcze szybciej znika.
- Witaj Lotti przepraszam, że tak nagle się pojawiłam i popsułam wam rozmowę.
- Miło mi panienkę poznać, wręcz przeciwnie miło jest widzieć radość na czyjeś twarzy.
- Och, ale ja nic takiego nie zrobiłam. – Stwierdziła zaskoczona Cathy, która jeszcze jakiś czas z nami pobyła najwidoczniej krępowało ją towarzystwo Lotti.
- Jane obiecaj, że mnie odwiedzisz w domu od Ciebie łatwo jest do mnie trafić już Ci objaśniam drogę. – Zachichotała i dokładnie wszystko wyjaśniła słuchając jej stwierdziłam, że konno było by szybciej tylko, że ja konia nie miałam.
- Miło się z wami tu przebywa, choć to ja najwięcej gadam, ale muszę wracać do domu nim mój brat się dowie. Nie mam ochoty słuchać jego kazań. – Uściskała nas i po chwili znikła za wzgórzem.
- Czasem mam wrażenie, że ona jest duchem jakby to głupio nie brzmiało. – Stwierdziłam wpatrując się w Lotti.
- Ona jest jak najbardziej żywa tylko jej brat za bardzo ją pilnuje jakby czegoś się obawiał. Oni pojawili się tutaj tak nagle jak panienka. Czasem odnoszę wrażenie jakby się przed kimś ukrywali, lecz nie mnie tego dociekać.
- Muszę przyznać, że mnie zaintrygowałaś za dużo książek się naczytałam, przez co mam nad zbyt wybujałą fantazję. – Zaśmiałam się cicho.
- Wracając do spraw ważniejszych będę potrzebowała twej pomocy. Jak wiesz przemieszczam się pieszo w ten sposób nie wszędzie dotrę. Chciałbym kupić konia i dwa psy na tą chwilę nie potrzebuję powozów. Dojadę wszędzie konno.
- Zapytam się męża on w tych sprawach jest bardziej rozeznany niż ja. – Powiedziała spoglądając, co jakiś czas za siebie, co nie obeszło się mojej uwadze. Odnosiłam wrażenie, że te kobiety mają całkiem dobry ubaw ze mnie jednocześnie było widać zakłopotanie na twarzy Lotti najwidoczniej były to jej koleżanki, lecz dla mnie samej nie miało żadnego znaczenia. Podniosłam się z koca podeszłam do kobiet i przysiadłam się czując jak emocje biorą na de mną górę nie cierpiałam, gdy niewykształcone pospólstwo naśmiewa się z innych a tym bardziej jakieś wieśniaczki.
- Witam drogie panie chętnie się pośmieję razem z wami. – Uśmiechnęłam się spoglądając ich skrępowanie i nagłą ciszę, która nastąpiła wokół nas.
- Czy ty jesteś naprawdę głupia czy tylko udajesz taką? – Odezwała się krępa pyzata kobieta ze związanymi ciemnymi włosami w koka świdrując mnie wzrokiem.
- Pozwól, że pozostawię odpowiedź na to pytanie Tobie jestem pewna, że dobrze na nie odpowiesz. Chcę też wam oznajmić moje drogie wiem, że to ja byłam powodem waszych śmiechów z powodu tej młodej nieszczęsnej dziewczyny. – Powiedziałam pewnym siebie głosem nie widząc w tym nic zabawnego.
- Żebyś wiedziała, że jest nieszczęsna wszyscy we wsi wiedzą, że jest chora na głowę, dlatego jej brat tak pilnuje. Zamiast tego powinien ją zamknąć w zakładzie dla chorych na głowę wtedy mógłby się zająć sobą. – Mówiąc to jedna przez drugą znów zaczęły się śmiać.
- Przestańcie! Tu nie ma, z czego się śmiać tylko płakać nad waszą głupotą i zacofaniem. Wstyd jest mi za wasze zachowanie nie mam zamiaru z kimś takim dłużej przebywać! – Mówiłam tak głośno, że zwróciłam na siebie uwagę innych siedzących w swoim gronie. Widać było po większości, że nie podoba im się moje zachowanie na ich twarzach można było wyczytać słowa „ Nowa młoda i się wymądrza jakby była nie wiadomo, kim." Mało mnie interesowało, co o mnie myślą nikt nie zmusza ich do zadawania się ze mną. Wstałam bez słowa nie zamierzając żegnać się z tymi gburowatymi prostaczkami. Podeszłam do Lizy stojącej przy drzewie nie wiedząc jak ma się zachować wobec mnie i jak myślę wobec swych koleżanek nie chcąc przyznać się przede mną, że je zna.
- Przepraszam Cię za moje nieadekwatne zachowanie wobec twych koleżanek, ale nie mogłam zachować się inaczej. Zrozumiem jak nie będziesz chciała więcej przyjść do pracy nie będę miała Ci tego za złe. – Młoda kobieta spojrzała na mnie zaskoczona tym jak rozszyfrowałam, że to są jej koleżanki.
- Skąd panienka wie, że się kolegujemy? Nigdy o tym nie wspominałam, jeśli chodzi o pracę wszystko zostaje bez zmian. Prywatne sprawy nie powinny się z tym wiązać. – Słuchając słów Lotti składałam koc, który włożyłam na dno koszyka a na nim brudne talerze i sztućce.
- Och to akurat było proste do odgadnięcia wystarczyło spojrzeć na twoją twarz, która wszystko mówiła. Również dziękuję za to, że zostaniesz nadal przyzwyczaiłam się do twojej osoby w takim razie do jutra. – Pożegnałam się zabrałam koszyk i ruszyłam w drogę powrotną spoglądając za siebie widząc jak tamte podbiegają do Lizy Zaśmiałam się i poszłam dalej.
- Lotti zrezygnowałaś z pracy u tej nieokrzesanej dziewuchy prawda? – Spytała z zaciekawieniem pyzata kobieta.
- W ogóle nie do pojęcia jest jej bezczelność wobec starszych. Ciekawi mnie skąd ona się wywodzi taka młodziutka i majętna nie uważacie, że to jest dość dziwne? Do tego sama mieszka bez rodziny coś jest w tym nie tak. – Powiedziała wysoka szatynka przesadnie szczupła z lekko szczurzą urodą.
- Nie zrezygnowałam z pracy, jeśli chce się rodzinę założyć trzeba mieć więcej pieniędzy, ale wy tego nie zrozumiecie, bo jesteście pannami. Co do panienki Jeanne wasze wysnucia są bezpodstawne poza tym jest pełnoletnia i ma prawo się usamodzielnić zamiast mieszkać z rodzicami. Dziewczyny, co się z wami dzieje? Weście się ogarnijcie. – Westchnęła cicho opierając głowę o drzewo.
- Szczerze nie rozumiem, dlaczego ona wam przeszkadza każdy ma prawo tu mieszkać nawet w tym przeklętym domu na bagnach. – Przewróciła oczami i usiadła pod drzewem.
- Nie psujmy tego dnia kłótnią niech skończy się miło we wspólnym towarzystwie lepiej pogadajmy o tym, co nas się tyczy. – Stwierdziła zapraszając koleżanki, aby usiadły koło niej. Ja za to w ten czas wracałam do domu pogoda nadal była słoneczna, co naprawdę było rzadkością tutaj można było ująć, że mgła czy deszcz to codzienność w końcu mieszkałam na zachodzie kraju. Postanowiłam wrócić drogą przez bagna błędnych ogników ponoć tędy było krócej, lecz mi bardziej zależało na tym, aby lepiej poznać teren należący do mnie. W końcu jak opowiadała mi Margaret mieszkają tu duchu, które pojawiają się nocą ja w to nie wierzyłam nauka zdecydowanie temu zaprzeczała. Światło ogników powstawało za pomocą gazu zawierający samozapalny fosforowodór, ale nijak nie potrafiłam przekonać kobiety do swojego zdania dla niej zwyczajnie było to zjawisko nadprzyrodzone. Miejsce nie było przyjemne ciągle się zapadłam na grząskim terenie, po którym nie umiałam się poruszać. Sukienka była uważana błotem o butach i tym, co było w ich środku wolałam się nie wypowiadać, bo i tak obuwie wyląduje w śmieciach. Pewne za to było to, że częściej zacznę się tędy przechadzać, aby więcej takie sytuacje mi się nie przytrafiały jednocześnie faktycznie tędy było bliżej z za drzew wyłaniała się ściana domu za jakieś pięć minut byłam na tyłach swej posesji. Przeszłam ubrudzona przy białym plocie przesuwając po nim dłonią spoglądając na ogród , który z dnia na dzień stawał się coraz piękniejszy. Otworzyłam furtkę i ścieżką poszłam do domu przed wejściem zdjęłam zniszczone buty śmiejąc się z własnej niezdarności. Wyciągnęłam klucze z torebki i otworzyłam drzwi uniosłam sukienkę nie chcąc brudzić podłogi poszłam do swojego pokoju będącego w kolorze wrzosowym, że stonowanymi fioletowymi zasłonami, które w pełni komponowały się z całością. Zdjęłam brudną sukienkę i wyjęłam błękitną sukienkę nie przepadałam za tym kolorem jednak fason był w mym typie. W raz z nią wzięłam czystą bieliznę. Będąc samą w domu nie przejmowałam się chodzeniem w samej bieliźnie lub koszuli nocnej w końcu nie miał, kto mnie podglądać. Mając wszystko gotowe poszłam do kuchni rozpalić ogień pod kuchnią i nagrzać wodę na kąpiel i oddzielnie w drugim kotle na pranie żeby móc jeszcze kilka razy założyć tą sukienkę. Usiadłam w kącie czekając cierpliwie na wodę wsłuchując się w ogień z pod kuchni. Mając wszystko gotowe zdjęłam ścierkę, że ściany zdjęłam kocioł z kuchni i zaniosłam go do łazienki nalałam wodę do wanny dolewając z wiadra zimnej wody, aby ta była w sam raz. W między czasie nalałam trochę wody do miednicy, w które wyszorowałam porządnie nogi z błota mając je czyste rozebrałam się i wzięłam kąpiel. Od razu lepiej się poczułam będąc czystą ogarnąwszy się w pełni wzięłam się za pranie sukienki. Resztę dnia spędziłam na obijaniu się po domu otaczającą mnie cisza była bardzo męcząca w rodzinnym domu zawsze było gwarno. Nawet u ciotki było lepiej, bo choć od wszystkich uciekałam wiedziałam, że nie jestem sama. Za to teraz błąkałam się między swoimi myślami. Westchnęłam cicho i podeszłam do okna, za którym nie wiadomo, kiedy popsuła się pogoda deszcz zasłaniał cały obraz za oknem powijając wszystko szarością zniechęcając do wszystkiego. Nie chcąc tego wiedzieć tego mimo dość wczesnej pory postanowiłam iść spać.
![](https://img.wattpad.com/cover/350826769-288-k929261.jpg)
CZYTASZ
Dziewczyna w Szkarłacie
Misteri / ThrillerJeanne, nie mając innego wyboru ucieka z miasteczka, w którym się wychowywała. Wraca na stary kontynent z początku mieszka u swej ciotki na obrzeżach Liverpoolu, jednak ich relacje nie są zbyt dobre. Przeszłość nijak nie daje o sobie zapomnieć, rodz...