Gdy tylko dopadł drzwi od razu zaczął gorączkowo naciskać na dzwonek. Zaczynał mieć szczerze dość tej sytuacji, przestawała być ona zabawna, nawet dla niego. Gdy przez minutę nikt nie odpowiadał na dzwonek, zaczął walić w drewno pięścią. Po paru razach jednak zaprzestał i zaczął nasłuchiwać. Ze środka zaczął do jego dochodzić stłumiony głos, który z każdą sekundą stawał się głośniejszy. Poza tym im był bliżej, tym bardziej wydawał mu się znajomy.
- Też coś, kto to widział dobijać się, jak do stajni. Wielkie nieba!
Kim Tuen zamarł po drugiej stronie i z niedowierzaniem zrobił krok do tyłu.
- To niemożliwe... - tyle zdążył wyszeptać, zanim drzwi zamaszyście się nie otwarły.
W progu stanęła pokaźnych rozmiarów kobieta, która w zestawie z wrogim spojrzeniem sprawiła, że chłopak cofnął się ponownie. Czekoladowe oczy znalazły się na jego osobie i od razu można było dostrzec zmianę emocji na twarzy kobiety. Kim Tuen nie wiedział tylko, czy na lepsze, gdy zobaczył, jak na jej usta wypływa ironiczny uśmieszek.
‐ No i kogo tutaj przywiało? Kim Tuen, mój drogi chłopcze, może jakieś słowa przywitania?
- Pani Li?! - wykrzyknął i od razu tego pożałował, gdy zobaczył, że kobieta świetnie się bawi patrząc, na jego zachowanie.
W momencie przybrał opanowany wyraz twarzy.
- Widząc panią myślę, że znalazłem się we właściwym miejscu.
- A i owszem - westchnęła i odsunęła się w bok, przepuszczając chłopaka przez drzwi. - Ale przez ciebie, mój drogi, właśnie przegrałam zakład.
Wolał nie wnikać o jaki zakład chodziło. Jeśli jego dziadek, przebywał z panią Li, mogło to być wszystko. Nagle rozbolała go głowa. Wiedział, że wdepnął w nieźle bagno, a cała sytuacja nie jest wcale prosta.
Pozwolił kobiecie zaprowadzić się w głąb domu. Musiał przyznać, że wnętrze nie prezentowało się najgorzej. Oczywiście prosto i swojsko, ale nie mógł zaprzeczyć, że całokształt był zadowalający. Nawet nie podejrzewał, że jego dziadek lubił taki styl. Z drugiej strony Seo Gi ostatnio cały czas zaskakiwał swoich bliskich.
Po chwili zatrzymali się w małym pokoiku, który miał wyjście na zewnątrz. Pani Li gestem wskazała chłopakowi, by poszedł dalej. Sama zaś obróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami. Kim Tuen ruszył w kierunku drzwi i tak, jak przypuszczał wyszedł na mały, drewniany taras. Znajdował się na nim mały stolik i dwa rozkładane krzesła. Na jednym z nich siedział jego dziadek. Na widok wnuka, ściągnął okulary i odłożył czytaną książkę na blat. Z całą pewnością Seo Gi nie wyglądał, jakby działa mu się krzywda. W pierwszym odruchu, zaśmiał się w duchu na wspomnienie histerii jego mamy i zamartwiania się całej reszty rodziny. W drugim zaś, poczuł irytację i ulgę. W głębi siebie jednak martwił się o dziadka, pomimo insynuacji jego brata, że nie posiada uczuć wyższych.
- Miło cię widzieć, Tuen - dziadek odezwał się pierwszy.
‐ Miło cię widzieć? - powtórzył za nim I w dwóch krokach znalazł się przy staruszku. - Tylko tyle masz do powiedzenia, dziadku? Naprawdę?! - Zaśmiał się z przymusem, po czym wyrzucił ręce do góry. - Uciekłeś z domu w nocy, nie było z tobą kontaktu przez dwa dni. Nikt nie wiedział, gdzie jesteś. Poruszyliśmy ziemię i niebo, by cię odnaleźć, a ty...
Przerwał i po prostu zaczął gorączkowo chodzić po tarasie. Od małego był uczony szacunku do starszych, jednak w tamtej chwili miał ochotę potrząsnąć dziadkiem i na niego porządnie nakrzyczeć.
W końcu przystanął, wziął głęboki oddech i spojrzał na staruszka. Ten niewzruszony nadal siedział na swoim miejscu, a na jego ustach błąkał się uśmiech. Ten widok ponownie wzbudził jego irytację, ale zdusił ją w zarodku.
CZYTASZ
Opowieść o Zapachu Róż
RomanceHong Lin próbuje przetrwać. Unikając wierzycieli ojca, który zniknął, jak śnieg na wiosnę, stara się poukładać swoje życie i wrócić na dawno zapomnianą ścieżkę marzeń. Czy ciekawski staruszek, podniszczony pensjonat, wścibski wnuczek i nagle pałają...