Rozdział 6

355 19 1
                                    

Od dnia, w którym Harry odstrzelił głowę anioła z fontanny i prawie postrzelił braci Shelby nie widziałam się z nim nawet przez moment mimo, że minęły już trzy tygodnie. Wróciłam wtedy do domu późnym wieczorem po długiej przejażdżce konnej oraz pracy w stajni. Obejrzałam dokładnie konie, wyczyściłam im kopyta oraz wyczesałam sierść. Okazało się również, że klacz lubi podgryzać, więc trzeba było na nią uważać. Potem tylko siedziałam i patrzyłam na nie ze szklanką whisky w dłoni. Musiałam przemyśleć pare spraw i zastanowić się nad swoim dalszym życiem.

Finalnie nie doszłam do żadnego konkretnego wniosku, oprócz tego, że Harry był tylko moim bratem, ja miałam dwadzieścia pięć lat i mogłam sama o sobie decydować.
Postanowiłam więc przestać się nim przejmować i żyć własnym życiem. On również mógłby znaleźć sobie żonę i wreszcie dać mi święty spokój.

Pozostawała jeszcze kwestia Peaky Blinders i tego czym naprawdę się zajmowali. Zapytałam o nich Willa, ale jedyne co mi powiedział to żebym uważała. Postanowiłam więc nie pytać o nic więcej i skupić się jedynie na pracy z ich końmi. To było moje główne zadanie. Poza tym nie wyglądali na kogoś, kto chciałby zrobić mi jakąkolwiek krzywdę.

Z rozmyśleń wyrwała mnie Sophie, która ze wszystkich sił próbowała utrzymać prawidłową równowagę na koniu mojego ojca. Był on dla niej stanowczo za duży, przez co mogłam ją tylko na nim prowadzić i nie było mowy o samodzielnej nauce jazdy. Pomimo, że miała już sześć lat była bardzo drobna jak na swój wiek. Postanowiłam, że na zbliżające się urodziny kupie jej kuca.

— Cześć Harry! Zobacz jak jeżdżę na koniu! — Sophie krzyknęła, a ja spojrzałam w stronę ogrodzenia, o które opierał się mój brat.

Pomachał do niej, co odwzajemniła z radością.

— El, chodź na chwilę! — rzucił w moją stronę, na co wzniosłam błaganie oczy ku niebu.

— Boże, co tym razem? — wymamrotałam pod nosem.

Ruszyłam w jego kurunku ospałym krokiem, dalej prowadząc za sobą ogiera z Sophie na grzbiecie. Podeszłam do niego od strony padoku i posłałam obojętne spojrzenie.

— Co tym razem spieprzyłam? — zapytałam oschle, patrząc w stronę stajni, tak aby nie musieć widzieć wyrazu jego twarzy.

— Co? Nic? Czemu tak mówisz? — oburzył się, będąc ewidentnie zdziwionym moimi słowami.

— Bo ciągle wtrącasz się w moje życie, wytykasz mi błędy i pouczasz. Znajdź sobie w końcu żonę i daj mi święty spokój.

— Eleanor daj spokój. Po prostu się o ciebie martwię. Przepraszam, za tego anioła. Zamówię jakiegoś kamieniarza, żeby dorobił mu głowę.

Słysząc jego słowa, spojrzałam na niego i parsknęłam śmiechem. On również zaczął się śmiać. Wcale nie chodziło mi o roztrzaskaną figurę, ale dobrze, że pomyślał o jej naprawie. Bez głowy była upiorna, zwłaszcza nocą.

— Jesteś niemożliwy wiesz? Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o ten posąg.

— A ty jesteś uparta i lekkomyślna — stwierdził, odbijając piłeczkę.

— Po kimś to mam. Mów co chcesz i idź sobie bo jesteśmy z Sophie zajęte.

— Pójdziesz ze mną jutro na kolacje? — zadał mi pytanie, na co skrzywiłam się i uniosłam pytająco brwi.

Szczerze mówiąc, całkowicie się tego nie spodziewałam.

— Mówiłam o obcej kobiecie. Kazirodztwo jest karalne. Poza tym na kolacje mnie nie wyrwiesz. Mam większe aspiracje.

Ocean Eyes - Peaky BlindersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz