Prolog

13.8K 955 448
                                    

O tym, jak mały chłopiec zakochał się w fortepianie

16 lat wcześniej


Hayden, jak większość siedmiolatków, marzył o tym, aby pójść z tatą na mecz amerykańskiego footballu. Chciał zjeść przesolony popcorn na Sid Luckman Field i na własne oczy zobaczyć pierwszy występ Aarona Rodgersa pod skrzydłami Jetsów.

Potem mógłby opowiadać o tym kolegom ze szkoły, podobnie jak robił to Charlie Evans z trzeciej klasy, którego tata zabierał ze sobą na mecze praktycznie w każdy weekend, dając mu tym samym kilka kolejnych tematów do przechwałek.

Hayden doskonale jednak wiedział, że jego tata bardzo różnił się od taty Charliego Evansa. Różnił się właściwie od wszystkich ojców jego kolegów. I nie chodziło tylko o fakt, że niemal nigdy nie pokazywał się bez swojego ulubionego czarnego garnituru, ani o to, że praktycznie na każdej wywiadówce wdawał się w kłótnie z nauczycielami, zawsze stając po stronie syna, jakby nie chciał uwierzyć, że ten był w stanie włamać się do dziennika i wpisać sobie kilka dobrych ocen (Hayden zrobił to tylko jeden raz i wcale nie żałował).

Oliver Sanclair tak bardzo różnił się od innych ojców, bo w sobotni wieczór, zamiast zabrać swojego syna na mecz footballu, o jakim ten tak bardzo marzył, wziął go ze sobą do filharmonii, miejsca pełnego ciszy, eleganckich strojów i starszych ludzi, którzy posyłali Haydenowi pełne oburzenia spojrzenia za każdym razem, gdy ten pytał: Za ile stąd pójdziemy?

Sam odwiedził filharmonię raptem dwa razy. I każdy z tych wieczorów wspominał z grymasem na twarzy. Chłopiec nigdy nie rozumiał, dlaczego rodzice tak bardzo lubili spędzać tam czas.

Może bycie nudnym po prostu leżało w naturze każdego dorosłego? To by wyjaśniało, dlaczego przed snem tata wolał oglądać seriale dokumentalne, a nie kreskówki. I dlaczego mama co ranek piła czarną kawę, zamiast soku pomarańczowego.

Hayden nie krył swojego rozczarowania, gdy zza samochodowej szyby dostrzegł w oddali oświetlony żółtym światłem budynek. Kształtem przypominał klocek Lego, który chłopiec zgubił kilka tygodni temu – był kwadratowy, a ogromny dach z każdej strony wsparto dziesięcioma filarami. Wyróżniał się na tle innych budowli okalających Lincoln Center – błyszczał o wiele bardziej niż szare wieżowce, czy nawet pobliskie bary i lokale usługowe, których właściciele zapewne wydawali fortunę, aby przebić się przez blask serca nowojorskiej dzielnicy sztuki. Kompleks budynków przyćmiewał jednak wszystkie z nich, jakby w tej niewypowiedzianej bitwie, nawet na moment nie pozwolił dojść im do głosu.

– Nie rób takiej naburmuszonej miny, Haydenie.

Na słowa ojca chłopiec oderwał wzrok od okna i odwróciwszy głowę, dotąd wspartą na małej rączce, obdarzył go miarowym spojrzeniem.

Oliver Sanclair miał na sobie czarny garnitur. Hayden czasami zastanawiał się, czy jego tata także w nim sypiał, ale nigdy dotąd nie pokusił się, aby go o to zapytać.

– Nie chcę jechać do filharmonii – odburknął, krzyżując ramiona. – Tam jest strasznie nudno i nie ma popcornu.

– To nie potrwa zbyt długo – zapewnił go tata. – Porozmawiam z klientem, a potem zabiorę cię...

– Na lody? – wtrącił, w jednej zaledwie chwili odzyskując dobry humor.

Oliver obdarzył syna lekkim uśmiechem.

Nie wiedział, czy był dobrym ojcem, choć z wszystkich sił starał się, aby tak właśnie było. Wychowawszy się w domu dziecka, nie miał żadnego wzoru, jakim mógłby się kierować. Błądził więc na ślepo, niekiedy popełniając błędy, jak wszyscy ojcowie.

Dream A Little Dream Of Me [W SPRZEDAŻY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz