Rozdział 3

12 5 2
                                    


Perspektywa Madeline

Na obiad Noelle zrobiła jakąś zapiekankę. Ja nie byłam mistrzem gotowania, ale ona to inna liga. Robiła pyszne jedzenie i najchętniej zabierałabym jej obiady na następny dzień do szkoły, jednak nie było to możliwe, bo zazwyczaj kończyły się jeszcze tego samego dnia. Ciekawe, dlaczego prawda? Usmiechnęłam się do siebie lekko odpływając w swoje myśli.

- Jedziesz ze mną i z Alex na zakupy? - zapytałam niby od niechcenia. Chciałam, by z nami jechała, choć z drugiej strony kto wie, czy polubi się z MOJĄ koleżanką. Jednak zapytać mi nie szkodziło. Przełknęłam kolejny kęs dania, kończąc moją porcję i podniosłam się z krzesła, myjąc po sobie zastawę.

- Jesteśmy bliźniaczkami i mam pozwolić ci zaprzyjaźnić się z innymi - odpowiedziała dość jak dla mnie zgryźliwie powielając moją wypowiedź ze szkoły. Nie powiem, że mnie tym uraziła, wręcz odwrotnie uśmiechnęłam się do siebie triumfalnie, że cytuje moje słowa. - Nie jadę z wami i auta ci też nie dam.

- Jesteśmy i myślałam, że namówię Cię, żebyś kupiła sobie normalne ciuchy, a auta nie chce.

- Jesteśmy i z tego powodu myślałam, że zrozumiesz, że każdy ma swój własny styl i wybiera to, w czym czuje się dobrze. Nie potrzebuję normalnych ciuchów, bo preferuję wyjątkowość i indywidualność. Jeśli nie podoba Ci się mój gust, to nie musisz go akceptować, ale nie próbuj narzucać mi swojego zdania. - Noelle się zaczęła odpalać. No nic, tak właśnie się kończy, gdy złowroga i sarkastyczna Madeline zaczyna być miła, właśnie dlatego nie jestem miła. Moja siostra zdecydowanie mi to uniemożliwia. Mam wrażenie, że jest kobietą cały czas w ciąży, bo humorki u niej zależą od punktu siedzenia. Przed momentem do mnie żartowała, a teraz jest zgryźliwą starą jędzą. I tak ją kocham, bo jest moją siostrunią, ale nie zamierzałam wchodzić z nią w tego typu wymianę słów, więc skierowałam się do wyjścia z pomieszczenia.

- Oj ojjjj jakaś ty zgryźliwa no nie wierzę, a to ja podobno miałam brać przykład z ciebie, a widzę, że jest odwrotnie. Dobra ja spadam, chciałam być miła widocznie ty tego nie potrzebujesz Nara tylko później na mnie nie marudź.. - wyszłam z kuchni. - Mam klucze, wrócę późno! - krzyknęłam jej na odchodne i poszłam do pokoju po torebkę w kolorze khaki, do której schowałam klucze do domu, telefon, fajki i portfel, do którego włożyłam pieniądze z mojego budżetownika. Jako zbuntowana nastolatka nie powinnam dbać o każdy szczegół, ale miałam to najprawdopodobniej po mamie. Mój segregator z kopertami chowałam na dnie szuflady z bielizną, a tam miałam nie małą fortunę. Co miesiąc dostawałyśmy kieszonkowe od ojca. I jak na początku potrafiłam przepuścić większość, nie wszystko, ale większość. Tak od paru lat odkładam określone kwoty do odpowiednich kopert. Nie wymaga to dużej ilości wyrzeczeń, bo tata nie żałuje nam pieniędzy. Chociaż o tyle dobrze, bo czasu z nim raczej nie spędzamy. Mam wrażenie, że próbuje nas przekupić tym kieszonkowym, żebyśmy nie marudziły, że czegoś nie mamy. Z jednej strony się cieszę, bo faktycznie stać nas na przyjemności z drugiej wolałabym, żeby spędzał z nami więcej czasu. No może nie teraz, gdy już się usamodzielniamy towarzysko, ale miło by było choć raz na jakiś czas zagrać z siostrą i tatą w monopoly.

Gdy usłyszałam klakson samochodu, zbiegłam jak najszybciej po schodach i poleciałam do auta mojej koleżanki, tylko krótko krzycząc „Wychodzę", w stronę mojej siostry. Mało pewnie ją to interesowało, ale byłam nauczona, choć w ten sposób ją poinformować.

Wsiadłam na przednie siedzenie i przywitałam się ze wszystkimi, bo jak się okazało, chłopcy siedzieli już z tyłu i o czymś zawzięcie rozmawiali. Nie chciałam im przeszkadzać, więc nie wtrącałam się, a jedynie się przysłuchiwałam. Alex nie jeździ jak moja siostra, wręcz są swoim przeciwieństwem. Noe jeździ spokojnie i przepisowo, a Alexis jeździ jak prawdziwa wariatka drogowa. Nie dosyć, że kilkukrotnie wymuszała pierwszeństwo, to mieliśmy okazje być zatrzymani przez policję, za przekroczenie prędkości. Oczywiście dziewczyna przyjęła mandat z delikatnie oszukaną skruchą i gdy tylko wsiadła za kółko jechała dokładnie tak samo szybko jak wcześniej. Nim się obejrzałam droga, która powinna zająć około godziny, nam zajęła niecałe 40 minut. Podobało mi się to, choć wiedziałam, że tato nie pochwalałby takiej jazdy. Zaparkowaliśmy przed Grand Traverse Crossing i wszyscy wysiedliśmy. Nie wiedziałam czego się spodziewać, ale w tym momencie mało mnie to interesowało. Chciałam fajnie spędzić trochę czasu w towarzystwie nowych znajomych.

Sny na JawieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz