1 - wstęp do losu

30 2 0
                                    

Było to dawno. Zaraz po tym gdy bogowie stworzyli świat na nowo po wielu wojnach, słońce znów wzeszło - świat otoczył pokój. Zaprzestano wojen, miasta odbudowano, a państwa zostały ugodnie zapisane na mapach, zgodnie ze swoimi granicami. Bez nagięć, kłótni ani podobnych nie udogodnień. Zgodność krajów ze sobą była wręcz oczywista.
Zanim jednak do tego doszło, lata musiały przeminąć na nieustannych wojnach. Wielka Wojna Regionów rozpoczęła się nagle. Gdy kraj Wakamade, spokojna kraina została napadnięta przez Iresu - wielkie państwo burzowe o prawdziwie silnym mocarstwie. Władca Wakamade starał się zawalczyć o pokój w czym wspomogli go jego sprzymierzeńcy - kraje Koreko, Monesko i Namida. Po tysiącach lat wojen Iresu poddało się uznając skruchę.

Karą był oddzielenie burzowego państwa od reszty ziem. Tak powstały wyspy Iresu. Były już władca obecnych wysp - Iren został strącony w przepaść dzielącą resztę państw. Legendy głoszą, że dalej żyje. Jednak jego miejsce na powierzchni zajął Miran. Mimo przejętej władzy do dziś nie widział go nikt. Podobno zamknął się w Świętej Świątyni rodzinnej Iren gdzie zapieczętował swoją postać w boskim mieczu..

Można by przysiąc, że historia była by prawdziwa.. Poza faktem, że ci którzy faktycznie popłynęli w głąb oceanu Chie nigdy nie wrócili. Opowieść była przekazywana z pokolenia na pokolenie, więc pewnie każdy mógł swoje dopowiedzieć. Jedno jest pewnie. Ktoś musiał to zapoczątkować. Skoro istniała Namida, Koreko oraz Monesko musiały też istnieć Wyspy Iresu. Jednak kolejnym znakiem zapytania stanęła Namida. Według wierzeń latająca wyspa, która była siedliskiem byłych Bogów,miejscem ich narad i tam też podpisano i spisano prawa tkwiące do dzisiaj. A teraz? Stanowi ona klasztor dla mnichów a miejscem szkoleniowym dla młodych - przyszłych wojowników. Dla niektórych więzienie, dla pozostałych - dom. Dla porzuconych stanowił dom, sierociniec gdzie trafiali. Z tego też powodu szkolił się tu już dorosły wychowanek Domu. Młody - mimo iż osiągną lata temu pełnoletność - chłopak. Szkolił się tu obecnie na najwyższym poziomie szkoleniowym dostępnym w jego wieku. Mimo ambitności brakowało mu wielu rzeczy. Nie tylko chęci do pracy, ale i skupienia na teraźniejszości. Chłopak wiecznie bujał w obłokach niczym kilku letnie dziecko pierwszy raz posłane do szkoły. Głowa wszędzie tylko nie tam gdzie było trzeba w danym momencie. Nosił imię nadane mu już w klasztorze - Zeron. Nie posiadał nazwiska jak każdy jego rówieśnicy. Mu nie zostało nadane. Był po prostu Zeron. Bez zdrobnień czy wydziwień.

Tego też dnia zdecydował się na spacer po prawdopodobnie rodzinnym mieście. Mijając krzewy spoglądał pół ospałym wzrokiem w niebo jak i na około. Jedyne co mogło go odróżnić od reszty mieszkańców to szaro - czarne Yoroi (tradycyjny strój samurajów) które zasłaniało większość czerwonego bazowego ubrania w którym wykonywał swoje codzienności. Jedyne co wyróżniało go od innych wojowników w jego wieku był chiński symbol oznaczający smoka znajdujący się na ochraniaczach. Jego opiekunowie twierdzili, że ten sam symbol był na karteczce w momencie gdy znaleźli go przed drzwiami klasztoru. Do dziś nikt nie wie jak tam się znalazł. Chłopak sam w sobie również do tego nie wracał. Skoro nikt nie wiedział - to nikt nie wiedział. Po co dociekać? Nie miał takiej potrzeby ani ochoty.

Zaraz znalazł się na głównej ścieżce prowadzącej do miasta Wakamade. Zostało tak nazwane ze względu na kraj gdzie leży. Większość miast "centralnych" nazywano tak samo jak kraj - dla rozpoznania. Ku zdziwieniu blond włosego chłopaka spokojne, wręcz na co dzień "martwe" miasto dziś jak nigdy wcześniej tętniło życiem. Ludzie powychodzili z domów tworząc nie małe zbiegowisko wokół kanału. Ostatni raz miasto tak się ożywiło gdy był sezon zbiorów pomarańczy. W tych rejonach ciężko o dobre owoce cytrusowe. Najlepsze rosną raz na dwa lata i to nie na tych ziemiach. Przecisnął się przez tłum ludzi i dopiero teraz ku jego zdziwieniu zauważył . . . okręt? Nie był to tradycyjny dla miasta. Pewnie przybył zza granic. Bynajmniej tak wnioskował po całym wyglądzie okrętu. Chociaż mądry człowiek nie nazwał by tego okrętem. Bardziej drewnianą konstrukcją przypominającą statek z istnym bałaganem na pokładzie i żaglami w strzępach. Widocznie spotkało ich wręcz zabójcze przywitanie na morzach Wakamade.

Strażnicy PL [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz