Rozdział 8

21 2 0
                                    


   Podążali za nią w ciszy, każdy z nich miał nadzieję, że ich nie zdradzi i nie wprowadzi w ręce wroga. Ich wędrówka trwała tylko kilka godzin, słońce zdążyło wznieść się wysoko ponad horyzont. Widoki wokół prawie w ogóle się nie zmieniały, otaczał ich gęsty las przez cały czas. Aaron zastanawiał się, jak Morana jest w stanie ich dokądś doprowadzić, on sam miał wrażenie, że kręcą się w kółko. Widząc ją jednak wcześniej w furii i rozpaczy, nie miał odwagi, by się odezwać i zapytać, tak jak i reszta towarzyszy.

   Zza drzew wyłonił się mały chłopiec, gdy tylko ich zobaczył, pobiegł w przeciwnym kierunku. Mordrag wyrwał się do biegu, ledwo zatrzymując się na wyciągniętym ostrzu przy swoim gardle. Morana nawet nie odwróciła się w jego stronę, trzymała wyciągnięty sztylet, przystając na chwilę. Gdy wyczuła, że mężczyzna się uspokoił, poszli dalej.

 - Jeśli ktokolwiek z was skrzywdzi kogoś z tej wioski, zajmę się nim osobiście - ostrzegła, jednocześnie chowając sztylet.

   Chwilę później wyszli spomiędzy drzew wprost do wioski, przed nimi pojawiły się domy zbudowane z drewna. Wokół pojawiało się coraz więcej ludzi, przyglądali im się i uśmiechali na widok Morany, pochylali głowy i machali do niej rękami, co nie uszło uwadze jej towarzyszom.

   W centrum wioski był wyznaczony kamienny krąg, a w jego środku resztki niespalonego ogniska. Rozglądali się dookoła, badając otoczenie, ludzie wydawali się niegroźni i przyjaźni, podążali za nimi, gdy szli w głąb wioski. Mając na uwadze groźbę Morany, nie odważyli się nawet pomyśleć o sięgnięciu po broń, na szczęście nie czuli takiej potrzeby.

   Przy zgaszonym palenisku czekał na nich starszy mężczyzna z kobietą i chłopiec, którego widzieli w lesie. Morana schyliła głowę w pozdrowieniu.

 - Witaj Omarze, przybyłam w odwiedziny - powiedziała kobieta i podniosła głowę. - Przyprowadziłam przyjaciół, mam nadzieje, że nie będziesz miał mi tego za złe.

 - Twoi przyjaciele to moi przyjaciele - powiedział Omar i rozłożył ręce.

   Morana od razu rzuciła się w jego ramiona, przytulając go, oboje się uśmiechali tak jak reszta wioski. Tylko na twarzach jej towarzyszy można było zobaczyć zmieszanie, pierwszy raz widzieli ją taką szczęśliwą z innym człowiekiem. Aaron, Gubert i Taric uśmiechnęli się po chwili, ciesząc się jej szczęściem. Mordrag pozostał niewzruszony dalej podważając prawdziwość jej uczuć, nie mógł sobie pozwolić na przepuszczenie żadnej okazji.

 - Dobrze cię widzieć - powiedziała odsuwając się od niego. - Muszę z tobą porozmawiać.

   Morana przywitała się z kobietą obok mężczyzny przytulając ją i z chłopcem czochrając mu włosy na głowie. Cała wioska była ubrana w zwiewne ubrania, ludzie mieli różne odcienie skóry od białej jak śnieg, oliwkowej do czarnej jak smoła. Różnili się wyglądem ale łączyła ich wspólna cecha, miłość do życia i spokoju, Morana to najbardziej w nich kochała.

   Omar wziął ją pod ramię, zanim odeszli, powiedział do ludzi, by zajęli się godnie jej towarzyszami, dali jedzenie i miejsce do umycia.

   Poszli w dwójkę na skraj wioski, koło zapalonego małego ogniska i usiedli po obu ich stronach. Omar patrzył jak nowo przybyli mężczyźni nie wiedzą co ze sobą zrobić w śród atencji ze strony ludności.

 - Nie martw się o nich, nie trafią tu z powrotem - zaśmiała się - idąc tu pewnie mieli wrażenie, że kręcą się w kółko.

    Nie odpowiedział jej na to, patrzył na jej ręce dalej pokryte we krwi. Spuściła swoje oczy w ich stronę i zacisnęła pięści.

Nova Luna - Czas ChaosuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz