Unoszące się w powietrzu przedmioty, pióro Iris powoli przesuwające się po arkuszu papieru, mimo iż jej dłoń wcale go nie kontrolowała na pozór nie budziły nawet najmniejszego przerażenia, lecz w chwili, w której obecnie znajdowała się Lovett, nie sposób było ukryć strachu. I oczywiste było, że w miejscu pełnym magii latające obiekty można zaliczyć do normalnych przeżyć, jednak... Wszystko, co dzisiaj się wydarzyło w pewien sposób łączyło się ze sobą. Dziewczyna zaczęła śledzić wzrokiem napisy na pergaminie; niewyraźne litery i starożytny język, powodowały, że Iris nie była w stanie odczytać ani jednego słowa. Kolejnym problemem, który wykluczał jakiekolwiek logiczne wyjaśnienia tej sytuacji był fakt, iż nikt, wliczając w to profesora Keith, nie mógł tego, co dzieje się wokół nich, zobaczyć. Iris zżerała obawa, mimo, iż była naprawdę odważną osobą, a łzy powoli spłynęły po jej policzkach. Niepokój, zgroza i panika, będące tuż obok niej od dzisiejszego otwarcia bram Akademii, okazały się być słuszne oraz, niestety, prawdziwe. Starała się skupić całą swoją uwagę na czymś innym, aczkolwiek było to niemal niemożliwe. Rozejrzała się więc po klasie; ciemne, szare ściany, na których wisiały obrazy najsławniejszych bohaterów wioski Laynen. Ławki uczniów, na których widać było upływ czasu, mimo to pozostały w odpowiednim stanie, podobnie jak inne półki zasypane książkami do różnych przedmiotów. Ale to wszystko ją przerastało, jej umysł zapełniony był wszelakimi teoriami na temat tego incydentu. Ponownie kątem oka spojrzała na kartkę, tym razem zamiast dziwnych znaków ujrzała szkic targu tuż obok jej chatki. Wtem zrozumiała, iż to wydarzenie ma większe znaczenie niż myślała i postanowiła, że po zajęciach uda się do miejsca z rysunku. Ta decyzja była błędem, która doprowadziła do tego, że życie Lovett powoli zaczęło się sypać.Wybór został podjęty, a Iris była w drodze na dobrze jej znany, zwykle spełniający potrzeby okolicznej ludzkości i niezmiennie zatłoczony targ. Przez nieustające napięcie, nawet nie zauważyła, jak szybko pogoda się zmieniła. Poranek obfitował w opady, podczas gdy już po zakończeniu jej zajęć niebo było bezchmurne i słoneczne. Aczkolwiek, wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju, gdyż niczego nie wyjaśniła Mirabelle, jednak mimo to, obecnie miała większe zmartwienia. W drodze próbowała poukładać własne myśli. Surrealistyczne zdarzenia, których nikt nie spostrzegł... lub nie chciał zauważyć. Niezależnie od tego, która wersja jest prawdą, coś tutaj nie grało. Obawiała się, jak dalej potoczy się ich los. Ciągły stres i przemęczenie zdecydowanie nie pomagały, wręcz przeciwnie ― tylko dolewały oliwy do ognia.
Już na kilkanaście metrów przed dotarciem do celu, dziewczyna usłyszała głośne rozmowy. Jesienne słońce mocno nagrzało ścieżkę, która była w samym centrum zatłoczonego jak zwykle wiejskiego targu. Ludzie krzątali się między stoiskami, szukając porządnych produktów za kilkanaście Silvenów lub jedynie prowadząc zażarte i intensywne dyskusje, na temat lokalnych spraw, z pracującymi tu od lat sprzedawcami. Za drewnianymi ladami, na których wystawione było nie tylko wszelkiego rodzaju jedzenie, ale też mieniące się nasyconymi kolorami eliksiry i przykuwające wzrok lecznicze zioła, była w stanie dostrzec znajome poczciwe twarze. Często bywała w tym urokliwym miejscu jako uczennica pobliskiej akademii.
― Świetnie, naprawdę. Nie mam pojęcia co teraz zrobić... ― Iris szepnęła do siebie samej i ruszyła dalej.
Jej uwagę przykuły dwie, niskie dziewczynki. Na oko siedem lat, może osiem. Pierwsza, z brązowymi, spiętymi w kok włosach i potarganych ubraniach trzymała w ręce koszyk jagód. Z kolei druga, blondynka, z krótkimi lokami oraz strojem, którego stan wcale nie był lepszy niż jej przyjaciółki, zachęcała przechodniów do kupna ich towaru. Iris spojrzała w kierunku ciemnego lasu, tuż obok targowiska. Była niemal pewna, że to stamtąd pochodziły borówki. Wróciła wspomnieniami do opowieści tych, którzy są tutaj od dzieciństwa; sprzedaż owoców z owej puszczy była jednym z niewielu sposobów przeżycia w tamtych czasach. Tamta knieja... przeklęta, opętana, nawiedzona, czy jakkolwiek by jej nie nazwać. W każdym razie była niebezpieczna dla każdego, bez wyjątku, a zwłaszcza dla najmłodszych. Lovett zrobiło się żal dziewcząt, tak więc podeszła do nich, i podała im kilka srebrnych monet.
![](https://img.wattpad.com/cover/350471465-288-k457582.jpg)
CZYTASZ
In Darkness' Trap
FantasíaRuth zapisała się na kartach historii z tytułem osoby, która dokonała największych masowych morderstw w całym królestwie. Nocą w niepozornej wiosce przemieniono ją w kamień, jako pokutę za każdą wylaną kroplę krwi niewinnych. Minęło wiele długich la...