Rozdział 1. Pozostałych wrzucimy do studni.

146 11 40
                                    

Hayden


Spojrzałem na zegarek. Miałem tylko parę minut na dokończenie śniadania i wyjście z domu. W przeciwnym wypadku, Meave da mi popalić. Nie lubiła się spóźniać, w przeciwieństwie do mnie. Może nie tyle co lubiłem to robić, ale nie czułem się w obowiązku być o idealnej porze, a tym bardziej przed czasem. Zwłaszcza, gdy chodziło o szkołę.

Powinienem się pospieszyć, jeżeli nie chciałem słuchać jej narzekań przez całą drogę.

- Hayden, ptaszki mi wyśpiewały, że ścigasz się na obrzeżach miasta.

Upuściłem widelec na talerz razem z jajecznicą. No to tyle zostało z pośpiechu.

- Może źle zrozumiałaś, mamo? Albo to one pomyliły mnie z kimś innym. - odwróciła się od kuchenki i spojrzała na mnie jakbym właśnie stracił piątą klepkę.

Może tak właśnie było. Skoro wspomniała o mojej nocnej przygodzie, miała na to dowody. Bez dobrych argumentów, nie było sensu z nią dyskutować. Gdybym powiedział jej, że całą noc przesiedziałem z Neo nad projektem, kazałby mi pokazać wspomniany wcześniej projekt, a najlepiej zdjęcia z godziną ich zrobienia. Nie było sensu kłamać.

- Z pewnością się nie pomyliły. Ile razy mam Ci powtarzać, że takie rzeczy są niebezpieczne. A gdyby coś się stało? - założyła ręce na piesi. Ta kobieta nigdy nie krzyczała, dlatego wydawała się jeszcze bardziej przerażająca. Chociaż miała jakieś metr sześćdziesiąt wzrostu.

- A te ptaszki nie mają przypadkiem czarnych włosów, szarych oczu i ciemnej karnacji z piegami? - wspomniałem o mojej przyjaciółce. Nie wierzyłem, że sprzedałaby mnie, ale mama miała swoje sposoby by wyciągnąć z niej to i owo.

- Nie. Meave nie puściła pary z ust. Powinieneś raczej sprawdzać, czy Jennie nie obudziła Twojej matki w środku nocy. Akurat jak wyprowadzałeś motor z garażu.

Do kuchni wszedł ojciec, dlatego popatrzyłem na niego błagalnym wzrokiem. Z pewnością wiedział, o co chodziło, ponieważ tylko uśmiechnął się i pokręcił głową.

- Cześć, kochanie. - pocałował mamę w usta, po czym nalał sobie wody do szklanki.

- Dobrze, że jesteś. Może wytłumaczysz swojemu synowi, dlaczego wyścigi są niebezpieczne. - prawie zakrztusił się wodą.

- Dlaczego ja?

- Naprawdę nie wiesz? - popatrzyła na niego z zaciętością na twarzy.

Spojrzałem na nich pytająco.

Ojciec też się ścigał? Jakoś... Nie, nie mogłem sobie tego wyobrazić. W domu był przykładnym mężem i tatą, kochającym i czułym człowiekiem. W pracy natomiast był stanowczy. Nie uznawał kompromisów. Zawsze walczył do końca i wygrywał. Gdy pierwszy raz zobaczyłem go na sali rozpraw byłem zszokowany jego agresywnością działania. Dlatego, znając już jego oblicza, nie potrafiłem sobie wyobrazić tego nierozsądnego i bezmyślnego posunięcia jakim byłoby wzięcie udziału w wyścigu.

Pewnie chodziło jej tylko o to, że również powinien dać mi reprymendę. Zwłaszcza on, osoba przez którą pokochałem motocykle i ścigacze. Mama wymagała od niego, aby mnie utemperował, za to w jaki sposób wykorzystywałem swoje umiejętności.

Po chwili pojawiło się moje rodzeństwo. Aiden i Devon. Aiden był cztery lata młodszy ode mnie, natomiast Devon pięć i z przyjemnością doprowadzali mnie do bólu głowy. Zresztą rodziców też. Zwłaszcza teraz, gdy powoli wchodzili w swój buntowniczy wiek.

Kiedyś słyszałem, że Devon miał być ostatni, jednak kilka miesięcy temu na świecie pojawiła się Jennie i byłem przekonany, że nie była planowana, dokładnie tak jak ja.

Lose My Love TOM IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz