Rozdział 2

27 5 0
                                    

Przez następny tydzień nikt z nas nie wrócił do szkoły więc w szpitalu miałam towarzystwo. Carl przychodził najrzadziej bo rodzice średnio chcieli go wypuszczać z domu. Jego mama nie ustępowała go na krok i gdyby nie to, że było jej go żal dostałby szlaban na najbliższy miesiąc. Jego tata bardzo ubolewał nad jego kontuzją. To on go trenował i zaraził pasją do sportu. Nie wyobrażam sobie co może teraz czuć Carl. Jasne wszyscy wzięliśmy udział w wypadku ale to on kierował to on trenował całe życie a teraz musi przerwać przez kontuzje. Mi nigdy nie bylo po drodze do sportu ale zawsze podziwiałam mojego przyjaciela za to ile miał samodyscypliny i pasji w sobie. Jak tylko mówił o sporcie wręcz błyszczały mu się oczy. To było niesamowite. Dlatego to było cholernie niesprawiedliwe. Nasi rodzice wiedząc, że nie jest nam łatwo zapisali nas do psychologa. Uważam, że tego po prostu nie potrzebuję. Ale tak czy siak sesję zaczynam jak tylko dojdę do siebie. Teraz moim jedynym zadaniem jest odpoczywać w niezwykle niewygodnym łóżku szpitalnym. Na razie Marcus lubi przesiadywać u mnie w szpitalu, nawet kilka razy został na noc. Mówił, że mama chyba naprawdę się martwiła a ojciec nawet raczył do niego zadzwonić. Od 3 lat jest w Holandii i nie mieli praktycznie kontaktu. Chyba było mu lepiej jak się nie odzywał. Marcus potrafił udawać ale ja umiałam rozpoznać kiedy to robił. Wiedziałam, że po wyjeździe ojca długo zajęło mu ułożenie wszystkich myśli. A kiedy wreszcie mu się to udało i pogodził się z faktem, że ojciec nie chce go w swoim życiu stało się to. Nie chciałam żeby znowu przez to przechodził. Nie zasługiwał na to. Madison nie zostawała na noc ale przesiadywała ze mną całe dnie. Była takim promyczkiem, tam gdzie się pojawiała życie stawało się lepsze chociaż odrobinę. Dlatego zawsze spędzanie z nią czasu sprawiało mi ogromną radość. Chociaż ostatnio trochę przygasała tak jak zresztą my wszyscy ale to zrozumiałe przecież wzięliśmy udział w wypadku. Dlatego wszyscy staramy się nawzajem wspierać. Rozmawiamy praktycznie bez przerwy. Madi dowiedziała się o nowych szkolnych plotach więc tematów nie brakowało.
Rodzice Madi byli normalni. Jej tata pracował w biurze a mama była przedszkolanką. Cieszyli się z jej sukcesów w nauce i byli trochę nadopiekuńczy. Niesamowicie jej tego zazdrościłam. Moi rodzice mieli własną firmę i swoje ambicje. Starali się zapewnić mnie i mojemu młodszemu bratu świetlaną przyszłość. Ale to była ich wizja, nie moja. Nigdy nie podobało im się jak często wychodziłam na spotkania z przyjaciółmi bo uważali to za marnowanie czasu. W końcu zawsze ten czas mogłam poświęcić na naukę czy szkolne projekty. Zachowywali się tak jakbym nie miała najlepszej średniej w szkole bo przecież dla nich to nadal było za mało. Zarywanie nocy dla nauki, godziny płakania po dostaniu oceny gorszej od 5, zniszczona psychika, bark sił to nadal było za mało żeby otworzyć im oczy. Zachowywali się tak jakby tylko moja reputacja i wyniki w nauce się liczyły. Oczywiście zmartwili się moim wypadkiem ale jeszcze bardziej tym jak ich córka mogła do tego dopuścić? Co powiedzą ludzie kiedy się o tym dowiedzą? Jak to wpłynie na moje oceny, frekwencję? Ale nauczyłam się z tym żyć. I po jakimś czasie stało mi się to obojętne. Bo pomimo wszystko nie porównałabym ich do rodziców tytanów bo to byli moi rodzice. Ludzie, którzy towarzyszyli mi przy pierwszych dniach życia aż do teraz. Do wszystkich ich zasad się przyzwyczaiłam ale tylko jednego mi brakowało. Rodzinnego ciepła, którego nigdy nie doświadczyłam.

•••
Był już piątek więc to mój ostatni dzień w szpitalu. Obudziłam się o godzinie 8 i pierwsze co zobaczyłam to Marcusa śpiącego na kanapie. Na początku nie chciałam go budzić więc leżałam i patrzyłam się w sufit ale kiedy mi się to znudziło rzuciłam w niego poduszką. Jak tylko zrozumiał co się stało popatrzył na mnie morderczym wzrokiem i oddał mi poduszkę w mało delikatny sposób.
- Zdajesz sobie sprawę, że jest 8 RANO?? - Zapytał.
- Zdaję aleee dzisiaj kończę pobyt w tym jakże wspaniałym miejscu więc pomożesz mi się spakować.
- I dlatego mnie obudziłaś?
- Musiałam sprawdzić czy żyjesz. - wzruszyłam ramionami.
Patrzył na mnie z politowaniem. Ja wstałam wzięłam pierwszą lepszą planszówkę.
- Nie mieliśmy się pakować?
- A, to to zaraz. Najpierw muszę cię ograć. Oczywiście wygrał 3 razy. Za czwartym przerwałam grę. Później nadrobiliśmy lekcje. Marcus niezbyt często chodził do szkoły więc tygodniowa przerwa nie zrobiła mu różnicy ale mi już trochę tak. Jak skończyliśmy Marcus wygonił mnie z mojego łóżka szpitalnego i udawał, że śpi.
Nie pospał sobie za długo bo za jakiś czas przyszli moi rodzice i opuściliśmy szpital. Nareszcie.

•••

Po powrocie ze szpitala rozpakowałam się i zjadłam normalne jedzenie. Pierwszy raz od dłuższego czasu po zjedzeniu jakiegoś posiłku nie czułam się ze sobą źle, nie czułam wstrętu do swojej osoby. Wiedziałam, że moje relacje z jedzeniem były gorsze od tych z moimi rodzicami ale tak bardzo bałam się, że przytyję i znowu nie będę mogła spojrzeć w lustro.  Nie widziałam jedzenia, widziałam tylko liczby. Pierdolone cyferki, które jak tylko coś zjadłam rosły i rosły. A ja z każdą kolejną, pierdoloną cyfrą na wadzę nienawidziłam siebie jeszcze bardziej i bardziej. Nie wiedziałam czy mogę to jeszcze zmienić. Bo za każdym razem to wraca. Jest wręcz nie do pozbycia.

Our Last Year Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz