Rozdział 3

14 5 0
                                    

Ja i Madison byłyśmy tak bardzo podekscytowane pierwszym lekko spóźnionym dniem w ostatniej klasie że z samego rana rozmawiałyśmy na kamerce konsultując między sobą co zjeść, jak się pomalować, ubrać czy ułożyć włosy. W końcu stanęło na tym, że na śniadanie obie zjadłiśmy jajecznicę, ja pomalowałam rzęsy, usta w kolorze wiśni, rozświetlacz, trochę korektora pod oczy żeby nie wyglądać jak trup i złotawy cień na powieki. Madi tak samo tylko nałożyła srebrny cień na powieki. Ona ubrała zwykłe dopasowane jeansy i kolorowy sweter a ja różową, dopasowaną bluzkę oraz dzwony. Z włosami nie zrobiłyśmy nic wielkiego. Były rozpuszczone, ja jedynie zaplotłam sobie dwa warkoczyki z przodu. I to właściwie tyle. Byłyśmy gotowe na ten dzień. Dotarliśmy w tym samym czasie do budynku zwanego szkołą (przeznaczenie). Dziwnie było przekroczyć próg tego miejsca. Dziwnie było myśleć, że za rok będziemy absolwentami tej szkoły. Dziwnie było jak zadzwonił dzwonek. Ale stwierdziłam, że nie będę się na tym skupiać. Nie żeby było to takie proste ale nie chciałam żeby moje głupie myśli zepsuły ten dzień. Nie chciałam żeby cokowlkiek psuły. Od razu po dzwonku poszłyśmy z Madison do klasy. Carl już siedział w ławce witając nas swoim serdecznym uśmieszkiem. Ku mojemu zdziwieniu obok niego siedział Marcus. On też obdarował nas uśmieszkiem. Siadłyśmy w ławce przed nimi. Na początku mieliśmy dwie lekcje polskiego później angielski i matematyka. Na przerwie Marcus poszedł zapalić, Carl nie ruszał się z miejsca a ja i Madi poszłyśmy kupić cokolwiek do jedzenia. Kupiliśmy sobie po batonie, który był najlepszym batonem jaki kiedykolwiek jadłam. Chociaż od razu po zjedzeniu czułam okropne poczucie winy dlatego do końca dnia nie zjadłam już niczego. Idąc do klasy na kogoś wpadłam. Był to chłopak dość wysoki, blondyn z szarymi tęczówkami. Jak mam być szczera nigdy wcześniej go tu nie widziałam. Co znaczy, że musiał dołączyć w tym roku bo znam w tej szkole każdego. Po kilku sekundach wpatrywania się w niego ogarnęłam, że wytrąciłam mu jakieś papiery z ręki.
- Ja nie mogę. - wypaliłam po czym zaczęłam zbierać drzewa w postaci papieru.
- Nic się nie dzieje, poradzę sobie, dzięki. - jego ton był dość ostry czego się nie spodziewałam. Czasami sama byłam wściekła na swoją nieuwagę oraz niezdarność. Niekiedy bardzo potrafiło to uprzykrzyć życie. Chłopak zaczął w pośpiechu zbierać kartki jakby od tego co najmniej zależało jego życie. Może jakaś ważna praca domowa?? Cóż nie miałam okazji się go zapytać bo blondyn  jeszcze dobrze nie kucnął już wstał. Mi niestety się to nie udało ponieważ w czasie wstawiania potwornie zakręciło mi się w głowie. Zachwiałam się po czym oczywiście przewróciłam się na chłopaka. Wtedy niewiadomo skąd wziął się Marcus, który rzucił się na chłopaka (nie przeszkodziła mu w tym nawet złamana noga).
- Jeśli cokolwiek jej się stało to marnie skończysz. - powiedział przez zaciśnięte zęby.
Chyba myślał, że szarooki coś mi zrobił. Widocznie chciał go tylko nastraszyć bo od razu skupił się na mnie.
- Char, wszystko git?
- Marcus, zostaw że biednego chłopaka w spokoju.
Marcus spojrzał na Madi, która od początku przyglądała się sytuacji.
- Przecież nic nie robię, spokojnie. Może martw się o siebie, co? Idziemy do pielęgniarki. - w jego głosie słyszałam wyrzut co mnie jeszcze bardziej załamało i  powstrzymałam się żeby znowu nie upaść pomimo iż Marcus mnie trzymał. Jak przez cały dzień powstrzymywałam się od wątpliwości czy głupich myśli tak teraz to znowu wracało. Czułam się niepotrzebna, problematyczna i to zupełnie z dupy. Tak bardzo tego nienawidziłam.
- Mogę iść sama. Zobacz mam nogi. - wytłumaczyłam chociaż wiedziałam, że ledwo stoję
- Daj spokój, Charla, przecież ledwo stoisz - wtrąciła się Madi, czytając mi w myślach.
Jak można się domyślić poszłam do tej pielęgniarki. Dała mi jakieś leki, aż sama byłam zdziwiona, że nie były to krople żołądkowe.
Zaczęła szperać coś w papierach jak mogłam się domyślić szukała numeru do któregoś z moich rodziców aby mnie odebrali. Dawno się tak nie zdenerwowałam.
- Na litość boską, niech pani nie dzwoni do moich  rodziców. Przecież nic mi nie jest! - krzyknęłam może trochę za głośno - Czuję się świetnie! Zakręciło mi się tylko w głowie, może dać pani numer do cioci, babci, kuzynki? Niech pani też ich poinformuje!
Moi przyjaciele i kobieta patrzyli się na mnie jak na wariatkę. Wydaje mi się, że pielęgniarka rozważała czy nie podać mi czegoś na uspokojenie ale w końcu zrezygnowała. Sama nie wiem dlaczego tak wybuchnęłam. Po prostu chciałam żeby ten dzień był idealny i przede wszystkim normalny, chciałam wszystkie swoje emocje stłumić, nie chciałam wybuchnąć,  chciałam żebyśmy zapomnieli o wypadku co jest przecież niemożliwe bo Marcus chodzi o kulach a Carl nie może trenować do tego dochodzi moja głowa i poczucie winy jakie mam, bo mogłam to przewidzieć, mogłam ich przekonać żeby nie wsiadać do tego samochodu, żeby się przejść, cokolwiek ale tego nie zrobiłam. Co jeśli nigdy nie robię tego co trzeba?

                                         •••

Kiedy się obudziłam leżałam w moim łóżku początkowo nie widząc jak się tutaj znalazłam. A później przypomniało mi się, że mój wybuch  nic nie dał bo i tak zadzwonili do mojego ojca aby mnie odebrali. Po powrocie do domu przespałam kilka godzin nie wiem jak bo nie umiem spać w dzień. Ale przyznaję, że dobrze mi to zrobiło. Niechętnie wstałam żeby pójść do łazienki kiedy do moich drzwi ktoś zapukał.
- Proszę. - powiedziałam trochę z niechęcią. 
Byłam pewna, że to któryś z rodziców ale się pomyliłam. Przez moje drzwi wszedł Carl. Bardzo ucieszył mnie jego widok.
- Carl! - w moim głosie słychać było radość - Co tu robisz?
- Madison przekazała mi, że źle się poczułaś i nie odpisywałaś więc jestem.
- Spałam i już się czuje lepiej.
- Spałaś w dzień?? Naprawdę źle z tobą.
Poprawił mi humor.
- Jakaś taka smutna jesteś. Dostałaś czwórkę czy jak?
- Nie to mi nie grozi spokojnie. Po prostu wszystko mnie jakoś ostatnio przytłacza, wiesz o czym mówię?
Patrzył na mnie prze chwilę po czym usiadł obok gotowy do słuchania.
- Od wypadku jestem jakaś bardziej nadpobudliwa i jak zwykle chce miec nad wszystkim kontrolę ale totalnie mi to nie wychodzi. I nasza pani pielęgniarka jest bardzo miła no i nie zasługiwała żebym się na nią tak wydarła. Wkurwia mnie, że nie przewidziałam co mogło się stać. Akurat wtedy kiedy od tego zależało nasze życie - mówiłam trochę bez sensu ale wiedziałam, że jeśli się komuś nie wygadam to znowu wybuchnę. A Carl był bardzo dobrym słuchaczem.
- Nie możesz się obawiać za coś na co nie miałaś wpływu. Charla przecież ty sie wykończysz. Każdemu z nas jest ciężko co jest normalne ale żaden z nas nie powiennien się obwiniać - słuchałam przyjaciela pociągając nosem - Mi na przykład wydaję się, że zaraz wyjdę z siebie jeśli to pozwoli mi znowu grać. I pomimo, że czuję się jak gówno bez sportu w swoim życiu to wiem, że tak musiało być i nie mam na to wpływu. Jedyne co mogę zrobić to wrócić silniejszy na boisko.

Pogadaliśmy jeszcze chwilę. Naprawdę tego potrzebowałam. Przy okazji wysłuchałam też jego problemów. O tym jak słabo jest mu bez sportu, jak czasami budzi się w nocy z powodu bólu żebra, jak jego ojciec się załamał z powodu tej kontuzji. Oboje potrzebowaliśmy rozmowy. Czułam się o wiele lepiej. Dzięki rozmowie i dzięki temu, że miałam takich cudownych ludzi przy sobie.

Hejoo piszcie co sądzicie bo udało mi się trochę pozmieniać 🤭🤫
rozdział miał byc jutro aleee macie wczesniej 😘

Our Last Year Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz