DARIA
Obudziła się w nocy, nie wiedząc, gdzie się znajduje. Powoli otworzyła oczy i nagle zdała sobie sprawę – przecież jestem w domu. Zdecydowanie wolno kojarzyła, do tego męczył ją okropny ból głowy i kolejne, któreś z kolei pytanie oraz wyrzut sumienia – Jak ja, do cholery, tu dotarłam? No tak, znowu urwał mi się film... Pić – przeszło jej przez myśl, zakończona zaledwie dwie godziny temu impreza z dobrej zabawy sprowadziła się do suchości i złego samopoczucia. Stojąca na biurku butelka coli była w tej chwili na wagę złota.
Ciekawe, jaki wykład tym razem? – uśmiechnęła się kąśliwie, przełykając płyn, perspektywa wysłuchania ciepłych, matczynych nauk napawała ją nie lada humorem. Bardzo ciekawe? Kolejna próba wysłania na terapię, szlaban, czy znowu zabierze kasę i telefon, który oczywiście odda wieczorem? Dlaczego, po co to robi, jeśli i tak nie jest konsekwentna? Po to, żeby kolejny raz wnerwić i wywołać niepotrzebny szum? Do cholery, mam osiemnaście lat, coś mi się chyba od życia należy, nie? – odstawiła napój. Ale co tam, sama się nie bawiła, więc ja też nie muszę, bo i po co? Lepiej zakuwać całymi dniami, aby potem móc wybrać się na jej ukochane studia, obojętnie, jakie. Po prostu zajebista perspektywa, już nie mogę się doczekać! – drwiła bezgłośnie, przechodząc ze stanu "hahaha", do postawy "no ja pierdolę!". A rano do budy, na kaca, nie wiem, jak to się skończy. Pewnie jak zwykle, przedrzemaniem połowy zajęć, lub w najlepszym przypadku intensywna terapia. Dobrze, że Wiki też będzie zdychać, to już coś... Zasnęła.
Budzik roztrajkotał się o siódmej i z miejsca został potraktowany mocnym uderzeniem w guzik wyłączający. Głowa przestała dokuczać, lecz pragnienie ani trochę. Nękało jeszcze okrutniej, niż w nocy, miała wrażenie, że wszystkie znajdujące się w jej wnętrzu organy przykleiły się do siebie, a w gardle cierniem stała szczypiąca suchość.
Dokończyła colę i ciężko zwlekła się z łóżka, na myśl o morderczych siedmiu godzinach, które, trzeba będzie spędzić dziś w szkole sprawiała, że już widziała sznurek na swojej szyi.
– Daria, robię jajecznicę, zrobić też tobie?! – W drzwi sypialni zapukała matka dziewczyny.
Pytanie było bardzo na miejscu, nastolatka niezbyt często jadała poranne posiłki.
Dziwne. Czyżby nie miała focha? – Pomyślała dziewczyna, głos rodzicielki nie brzmiał, jakby była zła, choć, jak to często bywało, mogła być to cisza przed burzą.
– Nie! – odkrzyknęła Daria, odkręcając wodę i przekręciła zamek w drzwiach łazienki.
Po szybkim prysznicu, umyciu zębów i doprowadzeniu do ładu swoich jasnobrązowych, wpadających w odcień cappuccino włosów, wskoczyła w wytarte jeansy, jasną koszulkę i opuściła toaletę. Zegar ścienny wskazywał 07:12, miała więc jeszcze sporo czasu. Jej blok od ogólniaka numer jedenaście dzieliło zaledwie pięć przystanków autobusowych, dlatego też podróż nigdy nie trwała dłużej niż dziesięć minut. Szybki, niemal niewidoczny makijaż i już była gotowa na wypicie pierwszej kawy. Nie nastawiała się zbyt optymistycznie, domyślała się, że poranek zapewne umili jej słodkie trajkotanie kobiety, jednakże musiała wlać w siebie kofeinę, inaczej była bez życia.
– Co to jest? – zapytała natychmiast matka, gdy tylko Daria pojawiła się w kuchni i wystawiła jej przed nos zmiętolone banknoty, sto i dwadzieścia złotych.
Dziewczyna postawiła oczy w słup, nie miała pojęcia, skąd wzięły się te pieniądze. I nagle ją olśniło!
– Grzebałaś w moich kieszeniach?! – Wściekła się nastolatka, lecz i spłoszyła zarazem. – Znalazłam wczoraj, jak wracałam od Elizki – wyjaśniła.
Lecz prawda była zupełnie inna. Teraz przypomniała sobie portfel Maksa, który przed północą znalazła za kanapą, dziwiąc się przy okazji, że, że nikt inny nie zwrócił na niego uwagi.
CZYTASZ
Niepokorna
Teen Fiction"Czy warto było szaleć tak...?" Dzika i nieokrzesana, a jednocześnie wyrozumiała i ciepła. Czy ta od zawsze uparta, chodząca własnymi ścieżkami buntowniczka ma jeszcze szansę, aby wyjść na prostą? Czy wyciągnięta przez nią pomocna dłoń zostanie prz...