Oświetlonej scenie nikt się nie przygląda i dlatego teraz w mroku sie pogrąża.
Widownia wychodzi, muzyka jak wrak, aktor dalej gra choć scenariusza brak.
Scena choć okrutna i widowni nie ma, jemu, aktorowi więcej nic nie trzeba.
Spod przymkniętych powiek ciche smugi światła, aktor igra z ogniem jak posłaniec diabła.
Spektakl trwa bez końca, aktor sie katuje, przecież o swym końcu sam zadecyduje.
Dusza masochisty trzyma go na scenie, może ciekawego coś się tam zadzieje.
Muzyka się zmienia, za serce go chwyta, to ta jedna z rzeczy która go tam trzyma.
Proszę, bądź mą muzą, wraz z nią taniec gna, gdy scena jest życiem, a aktorem ja.